Refleksje

Benedykt XVI

dodane 18:09

Wiele już słów padło w związku z odejściem do wieczności Benedykta XVI, wiele wspomnień o emerytowanym Papieżu, niewątpliwie będącym wybitnym teologiem przełomu XX i XXI wieku i znawcą całej spuścizny myśli teologicznej minionych wieków. Wybitny myśliciel, który pisał rozprawy teologiczne, a jednocześnie w swoich homiliach wygłaszanych w parafiach, potrafił ukazywać głębię teologicznego przesłania w sposób prosty, przystępny dla słuchaczy, dostosowany do mentalności zwykłych ludzi.

Co mnie poruszyło w jego śmierci? Przede wszystkim ostatnie słowa Benedykta XVI: „Jezu, kocham Ciebie” wypowiedziane z głębi serca w języku ojczystym. Słowa, które oddają głębie Jego relacji z Panem, więź z Jezusem.  Umierający papież kładzie swoją głowę na piersi Jezusa i zapewnia o swoim synowskim oddaniu i swojej bezgranicznej miłości do Mistrza. Słowa będące wyrazem dziecięcego oddania, ale też miłości zakochanych: „Kocham Ciebie” – miłości oblubieńczej.

Jako biskup, Benedykt XVI, przyjął dewizę Cooperatores Veritatis (Współpracownicy prawdy), a jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że umysł ludzki nie jest w stanie pojąć i zrozumieć całości Objawienia Bożego, co symbolizowała muszla w Jego herbie nawiązująca do powszechnie znanego dialogu św. Augustyna z małym chłopcem, który miał biskupowi z Hippony powiedzieć: Prędzej ja przeleje muszelką całe morze do tego maleńkiego dołka, niż ty zrozumiesz tajemnicę Trójcy Świętej”.

Czyż nie przypadkowo Benedykt XVI odszedł w czasie, kiedy w liturgii Kościoła czytany jest prolog Ewangelii św. Jana, hymn wychwalający Chrystusa – „Słowo, które stało się Ciałem”? Oto odszedł Sługa Słowa, Współpracownik Prawdy, który przyjąwszy Słowo Boga pozostał z Nim w zjednoczeniu stając się i w życiu i śmierci dzieckiem Boga – Jego Synem. I do końca kochał Go z pokorną, dziecięcą ufnością, która bardziej niż wszystkie rozumowe dywagacje czyniła Go zanurzonym w Prawdzie poprzez zanurzenie w Boskim Sercu Jezusa.

Czyż nie przypadkowo odszedł w czasie, kiedy tenże Apostoł Jan pisze w swoim liście o „namaszczeniu przez Świętego” i „napełnieniu wiedzą”, bowiem odszedł Sługa Prawdy namaszczony przez Boga i działający z Jego natchnienia, który przestrzegał przed fałszem tego świata, wzywając do opowiadania się za Prawdą Chrystusa wbrew „fałszywym naukom, które z prawdy nie pochodzą”(por. 1 J 2,18-21).

Czyż ta „ostatnia godzina” Jego życia nie była jednoznacznym wskazaniem na Jezusa, którego kochał i któremu służył w słowie i czynie, w życiu i śmierci?

Czyż Niebo i ziemia nie radują się teraz i nie śpiewają pieśni za życie Benedykta XVI, który  „każdego dnia głosił ludziom Jego zbawienie”? (por. Ps 96).

Dla tych, którzy smucą się z powodu śmierci Benedykta XVI chce zacytować słowa z Jego Encykliki „O nadziei chrześcijańskiej”. Papież powołując się na św. Ambrożego powiedział: „Nie należy płakać nad śmiercią, gdyż prowadzi ona do zbawienia” (Spe Salvi, 10). I piękne zdanie Benedykta XVI w kontekście wielkiej chrześcijańskiej nadziei: „Życie w swojej pełni jest relacją z Tym, który jest źródłem życia. Jeśli pozostajemy w relacji z Tym, który nie umiera, który sam jest Życiem i Miłością, wówczas mamy życie. Wówczas „żyjemy” (Spe Salvi, 27). W odniesieniu zaś do Bożego Królestwa napisał: „Jego królestwo to nie wyimaginowane zaświaty, umiejscowione w przyszłości, która nigdy nie nadejdzie; Jego królestwo jest obecne tam, gdzie On jest kochany i dokąd dociera Jego miłość (…) Jednocześnie Jego miłość jest dla nas gwarancją, że istnieje to, co jedynie mgliście przeczuwamy, a czego mimo wszystko wewnętrznie oczekujemy: życie, które prawdziwie jest życiem” (Spe Salvi, 31).

„Jezu, kocham Ciebie”…

Jest to miłość człowieka wielkiej nadziei, "pomocnika Boga", który - jak wierzę - ogląda teraz Boga twarzą w Twarz jako urzeczywistnienie swojej wiary i nadziei złożonej w Osobie Chrystusa.

Ostatnio dodane

Polecam

Bądź na bieżąco