Opowieści pani Gritty
Rozdział 22. Decyzje (Opowieści pani Gritty)
dodane 2013-10-27 23:34
Anna zakończyła swoją opowieść w momencie gdy wraz z uwieszoną na szyi Rozalką przechodziła przez mury Jerozolimy. Kaja i Marta wysłuchały jej historii znając przecież niektóre jej szczegóły z opowieści pani Gritty. Tym razem jednak wzburzone wcześniej myśli córki Krzysztofa ukoił autentyczny obraz bezgranicznego smutku dziewczyny, która w całej beznadziei wylanej na nią po tamtej stronie rzeki potrafiła jednak zdecydować o powrocie do Jerozolimy.
Anna zakończyła swoją opowieść w momencie gdy wraz z uwieszoną na szyi Rozalką przechodziła przez mury Jerozolimy. Kaja i Marta wysłuchały jej historii znając przecież niektóre jej szczegóły z opowieści pani Gritty. Tym razem jednak wzburzone wcześniej myśli córki Krzysztofa ukoił autentyczny obraz bezgranicznego smutku dziewczyny, która w całej beznadziei wylanej na nią po tamtej stronie rzeki potrafiła jednak zdecydować o powrocie do Jerozolimy.
- List! - Kaja wykrzykując wprost to słowo zerwała się z drewnianego pieńka na którym siedząc wysłuchała opowiadania Anny.
- Jaki list Kaju? - Marta chwyciła ją za rękę.
- Rozalka, przecież ty napisałaś do mamy list! Może ja też napiszę taki list do taty! Tylko skąd wziąć gołębia, który zaniesie go w wiadome miejsce?
Rozpalone nadzieją oczy domagały się natychmiastowej odpowiedzi. Ba, nie tylko odpowiedzi ale i działania.
- Nie tak szybko - Rozalka odparła stonowanym głosem zupełnie nie przystającym do jej wieku. - List napisałam wtedy, gdy poprosił mnie o to wysłaniec Jerozolimy. To przecież nie była moja decyzja. I ty też musisz poczekać.
- Sama widzisz jak zakończyła się próba walki z piekłem na własną rękę - dodała Marta.
Ogniki w oczach dziewczyny zgasły tak samo szybko jak się wcześniej rozpaliły.
- Czekać, czekać. Przecież możemy coś robić? Prawda?
- Pośpieszne działanie nie pomoże twojemu tacie - odparła Anna.
- A tymczasem powinnaś wrócić do Iraju - dodała pastorowa sięgając jednocześnie po zdobiony motywem małych czerwonych różyczek dzbanek z herbatą.
Kaja utkwiła wzrok w deskach tarasu. Była już późna noc. Cykady umilkły. Jeśli ktoś dobrze wytężył słuch mógł usłyszeć lekki szum fal rzeki rozbijających się gdzieś tam w dole miasteczka o nabrzeże. Dziewczyna wiedziała, że gdzieś na drugim brzegu jej tata potrzebuje pomocy. A tymczasem każą jej udać się w zupełnie innym kierunku. Zapach gorącej herbaty zdążył już rozprzestrzenić się przed całym domkiem państwa Gritty. Kaja podniosła głowę. Rozalka wtulała głowę w dłoń Anny. Nagle dziewczyna chwyciła mocno filiżankę odstawiając ją energicznie na bok.
- Pora spać. Jutro rano jadę do Iraju. Dobranoc wszystkim. - stwierdziła krótko udając się wgłąb domostwa.
***
Ubity piasek na zarośniętej wcześniej drodze wiodącej po szczycie wału przeciwpowodziowego z mostu drogowego na dybowski zamek świadczył o tym, że niedawno prowadzone tu były z szerokim rozmachem jakieś prace. Tomek powoli mijał krzewy. Pogoda przypominała tą gdy ostatnio razem z siostrą skradali się tu do tajemniczego przejścia pod Wisłą. Tym razem dostać się do średniowiecznego zamku było jednak łatwiej. Rosnące w tym miejscu wcześniej powoje plączące się pod nogami podczas marszu, a także liczne pokrzywy i osty zostały wycięte. Tomek odkąd postanowił wrócić do tego miejsca gdzie wszystko się zaczęło bił sięz myślami. Wrócić do Iraju tunelem? Czy w ogóle gdy wejdzie do tunelu tajemnicza fala z jego głębi znów wyniesie chłopaka na plażę nieopodal domu Józefa i Włodzimierza? Trzeba znów wyruszyć na pomoc tacie - postanowił w myślach.
Teren obniżał się gwałtownie. W stronę Wisły ścieżka wiodła stromo w dół. Po chwili Tomek minął ostatnie zarośla i wprost przed nim wyrosły wysokie na kilka metrów czerwone mury ruin zamku. Po lewej stronie od ścieżki w cieniu drzew siedział rosły mężczyzna. Kątem oka Tomek zauważył, że jego potężne dłonie ściskają ciemnobrązową butelkę. Chłopak przyspieszył kroku i obszedł pozostałości po dawnej części mieszkalnej. Zniszczone w czasie wojen ze Szwedami skrzydło sterczało z ziemi jedynie na kilka cegieł. Jedynie od wschodu i zachodu zachowły się po ostrzale zamku przeprowadzonym ze starego miasta ściany. “Nieźle musięliśmy wtedy dopiec Szwedom” - pomyślał Tomek, ale w tej chwili na myśl przyszedł mu król Eryk i szwedzkie opactwo nad jeziorem Melmar. Po chwili był już po drugiej stronie budowli. Do środka wiodła brama zwana północną. Przechodząc pod jej ostrym gotyckim łukiem chłopak zamierzał skręcić w lewo i odnaleźć wejście do tunelu. Ze zdumieniem zauważył dość głębokie ślady ciężarówek. Zamiast zejścia do zamkowych lochów zobaczył natomiast znacznego rozmiaru kopiec usypany z czarnej ziemi przykrywający wejście do tunelu. Gdy tak stał zdumiony widokiem, którego zupełnie się nie spodziewał ktoś chwycił go za ramię. Tomek gwałtownie odwrócił głowę odrywając jednocześnie dłoń z ramienia sposobem, który przekazali mu bracia cystersi z krolewskiego opactwa. Przed nim stał ten sam mężczyzna, którego wcześniej widział przy ścieżce do zamku.
- Co tu robisz chłopcze? - mężczyzna był nieco zdumiony zdolnościami obronnymi Tomka.
- Tu było wejście do piwnic - Tomek wskazał na górę piachu zalegającą przy północnej ścianie zamkowego dziedzińca.
- Zakopaliśmy - odrzekł krótko nieznajomy.
- Dlaczego?
- Kazali.
- Kto?
- No a kto tu teraz najwięcej może kazać? - żachnął się właściciel ciemnej butelki z piwem - Ruskie. Takie my tu teraz mamy rządy…
Chłopak zmierzył wzrokiem nieznajomego. Ten stał od strony zachodniej i słońce za jego plecami utrudniało dojrzenie szczegółów postaci. Tomek odszedł krok w stronę ściany. W ten sposób słońce odsunęło się zza pleców nieznajomego.
- Pan Włodzimierz! - Tomek krzyknął z wielką radością podbiegając bliżej.
- A ty skąd znasz moje imię? - mężczyzna cofnął się o krok. Tomek zauważył, że Włodzimierz rzeczywiście go nie poznaje.
- Skąd? - powtórzył stanowczo pytanie.
- Po prostu wiem -odparł wzruszony Tomek - ma pan syna, Józefa, prawda?
- Dziwne rzeczy. Matko święta.
- Jestem Tomek - chłopak wyciągnął dłoń.
- Dziwne rzeczy się tu dzieją. Mówili tu o jednym Tomku co zaginął w tym zamku z siostrą. Ale to kilka tygodni temu było. Po tamtych wydarzeniach ruskie kazali wejście do piwnic zasypać… To my zasypali. Człowiek marzył kiedyś areoplanami polatać, a tu szpadlem trzeba przez takich jak wy machać.
Mężczyzna szukał czegoś w kieszeni. Wreszcie wyciągnął dłoń w kierunku Tomka.
- Masz, znalazłem to tutaj gdy pracowaliśmy. Schowałem przed tymi z czerwonymi gwiazdami… Masz chłopcze… na mnie pora.
Tomek wziął metalowy przedmiot z ręki Włodzimierza. Paciorki różańca przesypywały się między palcami ciągnąc za sobą łańcuszek opatrzony błękitnymi kwiatami przypominającymi lawendę.
-Dziękuję panu - Tomek odparł wzruszony.
- Może ci się przyda. Na mnie pora.
Włodzimierz ruszył w kierunku północnej bramy. Tomek stał jeszcze chwilę. Gdy mężczyzna prawie zniknął za załomem murów przyłożył dłonie do ust.
- Będzie pan latał samolotem! Słyszy pan?! Będzie pan latać! Obiecuję!
Tomek opuścił ręce. Słońce łagodnie ogrzewało średniowieczne mury zamku. Czerwień cegieł ciepło konrastowała z letnią zielenią drzew i błękitem wód Wisły. Bezchmurne niebo odbijało się w rzece. Gdzieś daleko za wodą, za mostem w niebo strzelała wieża katedry świętych Janów, katedry gdzie razem z tatą modlił się o koniec koszmaru wojny. Tomek mocno ścisnął różaniec.
- Na ratunek tacie - pomyślał uśmiechając się do siebie, a paciorki różańca zaczęły przesuwać się między palcami.