Opowieści pani Gritty

Rozdział 19. Bitwa o zamek (Opowieści pani Gritty)

dodane 00:28

- Jestem synem króla - Tomek szeptał nerwowo sprawdzając sztywność mocowania karabinów do samolotu. Towarzyszący mu Jakub przez ostatnie nocne godziny próbował chłopakowi cierpliwie tłumaczyć tajemnicę zawierzenia.

- Jeśli nie zaufasz Jerozolimie, zginiesz. Jak tamci wszyscy którzy wybrali życie bez praw ustanowionych na początku czasów. Włodzimierz jasno stwierdził, że to jeszcze nie czas ratować twojego tatę. A Włodzimierz… on ma wyjątkowe relacje z towarzyszącymi nam aniołami. Wie więcej...

Rozmów i tłumaczeń nie było końca. Gorączkowe ruchy Tomka stawały się jednak jeszcze bardziej porywiste. Coraz mniej zważał na to, co mówi do niego towarzysz uratowany w tamtym świecie przez Krzysztofa. Serca chłopaków zbratały się już na dobre. Godziny wspólnych ćwiczeń, wypraw Swordfishem, dziesiątki dyskusji na najróżniejsze tematy. Zazwyczaj działali razem, ale teraz jakaś ciemna smuga przesłaniała twarz Tomka.

- Lecisz? - żachnął się w końcu wskazując na samolot - Lecisz ze mną?

Jakub poluzował rzemyk podtrzymujący kołczan na plecach. Spojrzał uważnie w oczy przyjaciela.

- Nie Tomku. I ty też zostań.

Jeszcze Jakub nie zdążył dokończyć zdania, a już noga Tomka znalazła się na pokładzie samolotu. Syn Krzysztofa wspiął się sprawnie na maszynę. Milczał. Nie minął kwadrans, a już zapuszczony motor podrywał dwupłatowca do lotu. Jakub odprowadzając samolot wzrokiem z uznaniem oceniał umiejętności nabyte przez Tomka w klasztorze cystersów. Swordfish stawał się coraz mniejszy. W końcu zmienił się w mały punkt wiszący nad ciemną mazią mgieł niziny Siddim i rozlewiska wokół Castrum Eve.

***

- I co? Nie ma Krzysia? - Ewa stała może o trzydzieści metrów od krzyżackiej jazdy. Miękkie podłoże tak jak i w przypadku Konrada, tak i tutaj nie wydawało żadnych odgłosów gdy dziewczyna podchodziła do rycerzy szydząc z ich żądania wydania króla Iraju.

- I co? Biedne rycerzyki przyjechały, a nie było po co! He, he - głos Ewy stawał się coraz bardziej charczący.

- Pozwól mi panie uciszyć tą kobietę - szepnął Herman do Konrada, ale dawny mazowiecki książę wciąż stał o kika metrów przed Niemcami. Stawało się coraz bardziej parno. Wody rozlewiska jakby ożywiły się i z coraz większą siłą uderzały falami o basztę stojącą poza murami Castrum Eve. Tymczasem dziewczyna krok za krokiem była coraz bliżej jazdy. Jej kruczoczarne, śliskie włosy zaczęły się jakby samowolnie kręcić tworząc loki, fale. Herman cicho otworzył przyłbicę. Józef kątem oka spostrzegł, że zakonny mistrz mocniej chwycił potężny miecz i powoli ruszył w stronę Konrada i dziewczyny. Ewa tymczasem zmieniła obiekt swych szyderstw.

- A ty dziecinko?! To ty przybiegłaś do tatusia? A kim ty jesteś? Tatuś nie chce z tobą rozmawiać. On nawet nie chce cię widzieć! Mnie wybrał! Rozumiesz? Mnie! To ze mną wędrował przez pół piekła! To mi opowiadał jak ratował żydowskie dzieci! Nie tobie! Rozumiesz? Mi! Uciekaj mi stąd gołąbeczko, bo jeszcze dziś będziesz musiała patrzeć jak mięsień po mięśniu rozedrzemy ciało tatusia. Wyciągniemy ścięgno po ścięgnie…

Niosący się pod zamkiem monolog przerwał nagły okrzyk Kai. Dziewczyna ukryła twarz w ramieniu Józefa. Ten z kolei zachwiał się nieco. Biało-czerwona szachownica z gryfami i orłami opadła na dziewczynę jakby odgradzając ją od Ewy. Szloch i jęk rozpaczy zmieszał się tymczasem z odgłosem końskich kopyt. Konrad obejrzał się w stronę krzyżackiej jazdy. Chciał nakazać spokój, lecz było już za późno. Herman z otwartą przyłbicą i uniesionym nieco ciężkim mieczem pędził wprost na Ewę. Po chwili głośny, wilgotny oddech konia zmieszał się ze swądem wydobywającym się ze zmierzwionych czarnych włosów. Nagły, nieznaczny ruch dłoni i ostrze przeszyło powietrze.

- Nie Herman! - krzyknął w tej chwili Konrad, ale stało się to dopiero w tym samym momencie gdy głowa Ewy potoczyła się już w kierunku zamczyska. Głowa i ciało dziewczyny zaczeły powoli zapadać się. Czarne włosy zaplątały się w gnijące podłoże, ale po chwili niejako ożyły. Pod włosami coś zakotłowało się, nagle zerwało i przeszyło ciszę gardłowym dźwiękiem.

- Kruki - szepnął Józef do Kai. Rzeczywiście. Kilkanaście kruków nie wiadomo skąd zerwało się do lotu z miejsca gdzie upadła odcięta głowa Ewy. Poszybowały w kierunku zamkowej wieży. Gdy tylko zdołały minąć zamkowe mury zgromadzeni na nich łucznicy wypuścili wycelowane w rycerzy strzały. Konrad spostrzegł, że brona wciąż pozostała otwarta.

- To nasza jedyna szansa! Kaja! Józef! Zostańcie tutaj! Herman! Na zamek!

Jazda powoli rozpędzała się nabierając impetu. Przeszywające powietrze strzały jakimś cudem mijały krzyżaków nie czyniąc większych strat. Gdy zbliżali się już do bramy Herman spostrzegł, że brona zaczyna się powoli opuszczać. Próbował ocenić odległość. Zdążą? Kraty opadały coraz niżej. Już Herman miał wydać rozkaz odwrotu, gdy wtem nad konną jazdą rozległ się warkot samolotu.

***

Oczy Tomka powoli przyzwyczajały się do ciemności powszechnie oblepiającej tą stronę rzeki. Wytężał wzrok w poszukiwaniu charakterystycznej wieży Castrum Eve. W końcu dostrzegł ceglany , wysoki na kilkadziesiąt metrów ośmiokąt. Chłopak zmniejszył prędkość. Samolot posłusznie zwalniał obniżając jednocześnie pułap.Swordfish płynnie zaczął zataczać coraz ciaśniejsze kręgi nad fortecą. Dzięki temu Tomek mógł co chwila spoglądać na zbliżające się mury. Bryła zamczyska była monumentalna. Nawet z tej wysokości robiła wrażenie. Nagle Tomkowi wydało się, że widzi na wieży znajome kontury postaci. Czyżby? Niemożliwe! Tak? Aby na pewno? Pomimo ogromnego napięcia oczy chłopaka zaszkliły się.

- Tata… wyszeptał przez zaciśniętą wzruszeniem krtań. Godziny ćwiczeń u cystersów i pana Włodzimierza wzięły jednak górę. Zaczął rozglądać się za miejscem dogodnym do lądowania gdy  spostrzegł pędzącą w stronę murów krzyżacką jazdę, Józefa trzymającego chorągiew i stojącą obok Kaję.

- Uda się! - krzyknął coraz bardziej wzruszony i radosny. Nie minęła sekunda jak bystre oczy dostrzegły opuszczającą się, próbującą odgrodzić tatę od wojsk Jerozolimy kratę w bramie. Nie minęła kolejna sekunda i krótka seria z karabinów poszybowała w kierunku wątłych postaci opuszczających bronę. Udało się? Chłopak minął już zamek, ale spojrzał jeszcze za lewe ramię. Tak! Udało się! Z tej perspektywy doskonale można było dostrzec jak krzyżackie wojska wdzierają się przez półotwartą bramę. Można było dostrzec swoisty pogrom, który krzyżacy czynili na pierwszych murach wśród łuczników. Szczęśliwy chłopak odwrócił głowę. Samolot wlatywał już nad rzekę. Wtem ogromny huk i wstrząs przerwały znajomy szum silnika.Ogromna siła wyrwała Tomka z siedzenia samolotu. Skrzydła nagle znalazły się dużo niżej. Nad głową wyrzuconego w przestrzeń chłopaka wisiało tylko ogromne cielsko smoka. Brat Kai z przerażeniem stwierdził, że zaczyna spadać. Tafla brudnej rzeki zbliżała się nieubłaganie. Jeszcze chwila i… co będzie? W tym świecie umiera się? To już absolutny koniec?

Zderzenie z wodą odczuwalne było niczym wbicie w ciało setek sztyletów. Ostrych, mokrych i zimnych. Chłopak czekał na unicestwienie, ale ten moment nie nadchodził. Ciało zaczęło odczuwać wilgoć wody, jej ciśnienie, lepkość. Tomek momowolnie zaczął poruszać rękoma. Płynął. Po chwili instynktownie wyczuł gdzie jest góra. Zaczął mocno odpychać się od wody w tamtą stronę. Nagle woda rozstąpiła się. Zimne fale ograniczały widoczność, ale gdzieś za nimi przebłyskiwał jasny piasek. Jeszcze kilka silnych ruchów. Jeszcze moment…

***

- Tomek! Kaja! - kobieta wraz z mężczyzną ubranym na dawny, przedwojemnny, prawie ułański sposób biegali wzdłuż nabrzeża ciągnącego się na zachód od mostu drogowego. Mężczyzna próbował uspokajać kobietę, ale ta niestrudzenie wołała.

- Na pewno wrócą, nie martw się - kontynuował mężczyzna - może już czekają na ciebie w domu… Chodź, sprawdzimy.

Oboje zawrócili w stronę toruńskiego starego miasta. Wtem mężczyzna zauważył nietypowy kształt leżący na wpół w wiślanej wodzie, na wpół na plaży.

- Poczekaj - zarządził krótko zatrzymując kobietę. Podbiegł kilkadziesiąt metrów w stronę mostu.

- Tomek! Tomek! Na miłość boską! Tomek! Żyjesz?! Tomek!

***

Odgłosy bitwy, czy raczej pogromu łuczników nie docierały do zanurzonej w wodę rzeki baszty. Zgarbiona postać trzymała innego człowieka za dłoń ciągnąc go w stronę otworu.

- Chodź Krzysztofie, sam widziałeś jak ci Niemcy postąpili z Ewą. Chodź, chodź. Ladon przepłynie z tobą na drugi brzeg gdzie ukryjemy się i przeczekamy aż Niemcy pójdą.

Po chwili mocne liny opuszczały wąską łódkę. Krzysztof i Ladon chwycili wiosła. Miarowe uderzenia szybko oddalały ich od zamku. Krzysztof jeszcze tylko zdołał zobaczyć, że na szczyt wieży wdrapał się chłopak ze sztandarem w biało - czerwoną szachownicę. Nie znał go, ale jakoś kojarzył dziewczynę, która mu towarzyszyła. Tak, to była znajoma postać. Ale… ale w sumie było mu już wszystko jedno. Odwrócił głowę i z nadzieją spojrzał w szuwary ku którym kierował ich przygarbiony znajomy Ewy.

 
nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane