Opowieści pani Gritty
Rozdział 13. Pierwsze starcie Jakuba (Opowieści Pa
dodane 2013-07-11 01:10
Tomek biegł co sił w nogach. Kamienne schody umykały spod jego stóp jeden po drugim. Od ścian wschodniej wieży odbijał się tylko jego szybki oddech. Odkąd Jakub wypatrzył na horyzoncie od strony piekielnej niziny Siddim dwie pierwsze bestie minęło kilka tygodni. Z każdym dniem coraz częściej słyszano o przypadkach, że owe stwory z tamtej strony rzeki niepokoiły mieszkańców ziem wokół jeziora Melar. Coś zaczynało się rzeczywiście dziać.
Tomek biegł co sił w nogach. Kamienne schody umykały spod jego stóp jeden po drugim. Od ścian wschodniej wieży odbijał się tylko jego szybki oddech. Odkąd Jakub wypatrzył na horyzoncie od strony piekielnej niziny Siddim dwie pierwsze bestie minęło kilka tygodni. Z każdym dniem coraz częściej słyszano o przypadkach, że owe stwory z tamtej strony rzeki niepokoiły mieszkańców ziem wokół jeziora Melar. Coś zaczynało się rzeczywiście dziać. Także teraz Tomek wypatrzył zbliżające się od strony rzeki stworzenie lub stworzenia. Zgodnie z codzienną już rutyną biegł na wieżę ogłosić zagrożenie. Spiżowy dzwon wydał harmonijny dźwięk. Z każdym uderzeniem serca instrumentu wraz z dzwonem wprawiana w drgania była cała wieża. Tak przynajmniej zdawało się Tomkowi. Gdy chłopak uznał, że alarm został wszczęty, równie szybko jak wbiegał na basztę zaczął z niej zeskakiwać po kilka schodków. Będąc wewnątrz kamiennej klatki schodowej wciąż słyszał dzwon bijący na alarm. W myślach przeżywał już jednak sytuacje, które miały zdarzyć się już za chwilę, za kilkadziesiąt sekund. Dotąd nieproszeni goście wybierali sobie jakby na złość momenty gdy chłopak albo spał, albo zajmował się swoimi w opactwie obowiązkami. Teraz jednak mógł wykorzystać całą swoją wiedzę zdobytą zarówno od braci cystersów jak i Włodzimierza. Wybiegając z wieży, a potem mijając wschodnie skrzydło i ganek dla straży, znalazł się na głównym dziedzińcu. Przebiegł go dostrzegając już ogólne poruszenie i skierował się do tej części zachodniego budynku, która przylegała do refektarza. Załomotał w drewniane drzwi na parterze.
- Kuba, kuba, prędko. Już czas na nas! - krzyczał zdyszany wciąż waląc do drzwi. Po kilkunastu sekundach drzwi się uchyliły i wyjrzał zza nich zaspany Jakub.
- Tomek, o co chodzi, przecież dopiero taka wczesna godzina...
- Lecą do nas, nie gadaj tyle. Zabieraj swój sprzęt i lecimy!
Tomek wpadł do celi i zaczął pakować potrzebne według niego rzeczy. Kołczan, strzały. No i oczywiście sam łuk. Jakub w końcu zrozumiał sytuację.W jednej chwili rzucił się do zebranych przez Tomka przedmiotów i obaj koledzy pobiegli ile sił w nogach do stojącego tuż obok skarpy nad jeziorem samolotu.
- Widzisz! Widzisz! Tam! Zobacz! Zbliżają się z tamtej strony! Widzisz? - Tomek machał nieporadnie rękami przed nosem biegnącego za nim Jakuba wskazując zbliżające się smoczyska.
- Szybciej Tomek! Może tym razem się uda!
Nie minęły trzy minuty gdy dwa miejsca w Swordfishu były zajęte. Tomek sprawnie uruchomił silnik. Obrócił samolot w stronę w którą urwisko obniżało się nieco i maszyna zaczęła się rozpędzać. Jakub sprawdzał nerwowo czy wszystko jest na swoim miejscu. Wschodzące słońce rozświetliło wschodnie skrzydło opactwa. Dzwon na wieży ponownie rozbrzmiał rozkołysany przez kolejną osobę. Samolot wystartował znikając na chwilę za urwiskiem. Siła nośna skrzydeł wygrała jednak jak zwykle walkę z grawitacją i Sworfish pomknął w górę na zachód. Tomek przechylił maszynę, która skierowała się na południe - wprost na nadlatujące smoki. Jakub powoli i z uwagą wyciągnął pierwszą strzałę z kołczanu. Przyjrzał jej się uważnie. Zbadał naprężenie cięciwy łuku. Chwycił łęczysko. Uśmiechnął się do wyrzeźbionych na nim małych postaci. Dwóch rycerzy jadących na jednym koniu. Znak rozpoznawczy dawnych wojowników o wiarę na styku Europy i Azji Mniejszej. I teraz także oni. Dwóch rycerzy w jednym samolocie chcących walczyć o duszę króla Iraju. Cięciwa dotknęła lotki strzały. Jakub momentalnie naprężył łuk i skierował go w stronę nadlatujących potworów.
- Przygotuj się! - zawołał do Tomka. Ten z kolei wpatrywał się w ciała śmiertelnych wrogów Jerozolimy. Coraz większe ich rozmiary nie przerażały go wcale. Warkot silnika zmienił się w potężne wycie maszyny. Pełną mocą pruła teraz na południe.
- Uwaga! - krzyknął Jakub. Smoki były już bardzo blisko. Płynęły bardzo blisko siebie wpatrując się w samolot. Tomek wykonał nagły zwrot w lewo. Słońce nieco oślepiło pilota, ale jednocześnie Jakub znalazł się tuż naprzeciwko skrzydlatych bestii. Strzała ze świstem przeszyła powietrze. Pierwszy ze smoków zaczął miotać łbem to na prawo to do góry jakby chciał strząsnąć z siebie jakiegoś naprzykrzającego się owada. Jednolity szereg potworów został zakłócony. Pierwszy z nich ugodzony strzałą zwolnił. Skrzydła z coraz mniejszą siłą odpychały powietrze. W pewnym momencie zastygł bez ruchu. Tomek ponownie wykonał zwrot i pędził już na północ w stronę Varnheem chcąc wykonać pełny nawrót. Gdy smoki znów znalazły się w polu widzenia przyjaciół - ten ugodzony strzałą zniknął zupełnie.
- Nie ma tu dla was miejsca! Wracajcie! - krzyknął Jakub. Potwory posłusznie zmieniły kierunek lotu i skierowały się w stronę rzeki. W tym świecie władza Jerozolimy była absolutna. A Jakub był przecież żyjącym w zgodzie z Jerozolimą.
***
Pani Gritty zmrużyła oczy. Słońce stawało się coraz jaśniejsze. Spokojny poranek zaburzył jednak tym razem ryk silnika. Kobieta stanęła na progu swojego domku w Iraju i przyglądała się uważnie. Wkrótce na błękicie nieba pojawił się w oddali samolot Włodzimierza. Po kilku minutach dostrzegła także inne punkty. Samolot gwałtownie zawrócił, a jeden z tych punktów zaczął ostro pikować w dół.
- Dam sobie uciąć głowę jeśli to nie twój kolega, Jakub - zawołała przez otwarte drzwi. Z domu wyszedł kilkuletni chłopiec. Przyłożył dłoń do czoła.
- Świetnie sobie Kuba radzi - stwierdził z powagą.
- Już wkrótce się spotkacie - odparła pani Gritty - Szymku, chcesz się wybrać ze mną na małą wycieczkę?
***
Sosnowy las ustępował w tym miejscu mniej sucholubnym drzewom. Równo ustawione niczym zapałki pnie przepuszczały sporo słonecznego światła. Pani Gritty wraz z Szymonem mijali kolejne z nich. Miękki mech pod stopami sprawiał, że cała podróż była jedną wielką przyjemnością. Na skraju lasu można było zauważyć kilka drzew albo powalonych przez wiatr, albo zgiętych inną ogromną siłą. Pani Gritty podeszła tam pierwsza. U stóp drzew leżało coś masywnego. Kobieta wraz z Szymonem obeszła to coś powoli. Po chwili można było rozróżnić w tej masie ogromy ogon, łapę. Brzuch co kilka sekund unosił się lekko, to znów opadał.
- Szymku, zaczekaj tutaj - żona pastora zatrzymała chłopaka chcącego najwidoczniej podejść do samej głowy tego stworzenia. Szymon posłusznie zatrzymał się. Powietrze wokół tej kreatury było jakby kleiste, gęste. Początkowo wydawało się, że leży ona w cieniu, zagłębieniu. Gdy pani Gritty podeszła bliżej wydało jej się, że i powietrze jest normalne, i cienia już nie ma. Tylko las wokół stał się jakiś przejaskrawiony, zbyt świetlisty by dostrzec coś więcej niż pnie. Kątem oka ujrzeć można było jednak, że wokół tego cielska, nieopodal drzew, stoją także aniołowie, świetliste byty.
- Co masz nam do przekazania? - zapytała kobieta. Wzrokiem szukała przyczyny dla której ten potwór spadł nagle z nieba. Rzeczywiście. Tuż obok lewego ucha dotrzec można było lotkę strzały. Jej grot musiał znajdować się głęboko w głowie potwora.
- Co wiesz o Krzysztofie? - nie ustępowała pani Gritty. Z nozdrzy smoka wypłynęła wąska strużka brunatnej mazi. Łeb poruszył się niezdarnie. Po chwili kreatura odezwała się cichym skowytem, wręcz skomleniem.
- Krzysztof wyruszył w drogę do Jerozolimy.
Na gałęziach rosnących nieopodal brzóz zgromadziły się ptaki. Przypatrywały się uważnie smokowi. Niewielka stróżka płynu sączącego się z nozdrzy powiększyła się. Po chwili coś wstrząsnęło ogromnym cielskiem, które dziwnym sposobem zapadło się. Cień u stóp roztrzaskanych upadającym potworem drzew zniknął. Lepkość powietrza ustała. Jedynie złuszczone niczym porzucona skóra węża płaty naskórka świadczyły o tym, że przed chwilą był tu obecny wysłannik zza rzeki. Ale i te mech po pewnym czasie porósł zacierając pamięć o potworze.