Opowieści pani Gritty
Rozdział 8. Pod wzgórzem (Opowieści Pani Gritty)
dodane 2012-11-02 01:00
Znacząco zmniejszający częstotliwość stukot kół oznaczał, że trasę wiodącą z Iraju do miasteczka portowego Reefcool pociąg przebył zgodnie z rozkładem jazdy.
Znacząco zmniejszający częstotliwość stukot kół oznaczał, że trasę wiodącą z Iraju do miasteczka portowego Reefcool pociąg przebył zgodnie z rozkładem jazdy. Długa na ponad 13 metrów lokomotywa typu Kriegslokomotive docierała powoli do niezwykle schludnie urządzonego małego peronu. Podróżująca tym pociągiem dziewczyna dobrze znała tą potężną maszynę mogącą ciągnąć wiele wagonów z prędkością nawet i 70 - 80 kilometrów na godzinę. Wielokrotnie widziała takie parowozy na stacji kolejowej w Toruniu tuż obok starego miasta. Niemcy skonstruowali je specjalnie na potrzeby transportu towarów z podbitych krajów Europy wschodniej do Rzeszy. Po wojnie parowozy te zaczęły ciągnąć w Polsce wagony pasażerskie. Nie inaczej było i w tym świecie, jednak zamiast dostarczać broń zdolną zabijać na froncie wschodnim tysiące osób, zamiast dostarczać do Berlina zrabowane przez Niemców skarby europejskich narodów, tutaj Kriegs-lokomotywy woziły przede wszystkim ocalonych od niewoli piekła ludzi dostarczanych do portu Reefcool przez okręty.
Samo miasteczko położone było u stóp stumetrowego wzniesienia łagodnie dominującego nad okolicą. Płynąc od strony potężnej rzeki dostrzegało się na jego szczycie niewielki domek. Zabudowania miasteczka odcinały się bielą od zieleni bujnych traw porastających obficie także podnóże wzgórza. Główna droga przecinająca osadę zaczynała się w porcie a kończyła w niewielkiej kotlinie w której centrum znajdowały się budynki stacji kolejowej oraz schroniska dla przybyłych z drugiej strony rzeki. Po przejściu przez kotlinę droga zwężała się pnąc się na wzgórze poprzez łąki, a następnie przez przywodzący na myśl bieszczadzkie stoki las złożony głównie z buków i jodeł.
Czerń lokomotywy rozlała się wokół poprzez silniejszy strumień kłębów dymu z pieca parowozu. Czerwone koła o prawie metrowej średnicy zapiszczały doniośle i cały skład zatrzymał się. Kłęby pary syknęły przeciągle, a w tych typowych dla stacji kolejowej odgłosach zgubił się jedynie łoskot otwieranych drzwi. Z ostatniego wagonu wysunęła się głowa dziewczyny o jasnych warkoczach. Rezolutnie rozejrzała się po peronie, następnie postać zniknęła na chwilę w środku, po czym na chodnikowej płycie stacji wylądowały dwie torby podróżne, a dopiero na końcu dołączyła do nich właścicielka.
- Jak się masz Kaju! - rozpływająca się powoli para wodna ukazała biegnącą w stronę pasażerki dziewczynę.
- Znakomicie - odpowiedziała przybyła podnosząc obie swoje torby - to chyba jest jakieś niemieckie niebo, jak wy robicie że pociągi jeżdżą tu dokładnie co do minuty według rozkładu jazdy? - dodała z przekąsem.
- Daj spokój - zaśmiała się mieszkanka Reefcool - Jestem Marta. Zaprowadzę cię do letniego domu państwa Gritty i tam poczekamy na okręt.
- Dobrze. Ale wiesz, to nie jest zupełnie uczciwe, że jak zwykle muszę swojemu drogiemu bratu wozić jego rzeczy. Jakby sam nie mógł sobie ich zabrać do tego swojego samolotu.
Kaja przybrała wyraz twarzy określany jako “nadąsanie się”, jednak Marta w odpowiedzi szturchnęła tylko zawadiacko dziewczynę łokciem uwalniając ją momentalnie od bagaży.
- No, bracia to trudna sprawa - dodała.
- No, przegrana z góry można powiedzieć - zgodziła się już bardziej wyrozumiałym tonem Kaja.
- Wiesz co? Zostawimy tylko twoje bagaże w domku i pobiegniemy na wzgórze. Może już widać żagle okrętu, którym płynie twój brat?
- Im później go spotkam, tym lepiej dla niego! - odparła już z uśmiechem Kaja.
Po obejściu parterowego, pokrytego prostym czerwonym dachem budynku dworca dziewczyny skierowały się ulicą w kierunku portu. Żółte kwiaty mleczy polnych przyciągały uwagę. Ich obfitość wokół pnącej się nieco w górę drogi była niespotykana. Po chwili ulica zaczęła opadać aż do samego brzegu rzeki. Z tego miejsca można było zobaczyć całe Reefcool jak na dłoni. Kaja zatrzymała się przymykając oczy. Głęboko wciągnęła powietrze.
- Wiosna. Tu jest tak, jak na łące przed wojną.
- Cudnie, prawda? - odparła Marta - Pomyśl, jaki szok muszą przeżywać ci, którzy przypływają tu wprost z tamtego brzegu!
- Jak to jaki? - skwitowała Kaja - Pozytywny!
Dziewczyny zaśmiały się i ruszyły dalej w kierunku domu państwa Gritty, a gdzieś daleko za brzegiem rzeki mrugały radośnie ku nim śnieżnobiałe żagle trójmasztowca.
***
- Bracie Andrzeju, melduję, że widzimy już wzgórze - młody zakonnik strzelił obcasami butów o deski pokładu fregaty.
- Świetnie, to oznacza, że jeszcze dziś zdążymy na pociąg do Iraju - uśmiechnął się nieco starszy zakonnik - zawołaj proszę tutaj Tomka.
- Tak jest! - i ślad po młodszym bracie prawie że rozpłynął się w powietrzu. Tomek pojawił się przed zakonnikiem po kilku minutach. Odkąd pan Włodzimierz wysadził go z samolotu na niewielkiej wysepce na rzece skąd z kolei zabrał go na pokład fregaty ojciec Stanisław - spodziewał się wszystkiego. Największym jednak zaskoczeniem była obecność na żaglowcu chłopca, który został uratowany przez tatę Tomka.
- Uratowany - myślał jeszcze przed chwilą Tomek - tak bardzo znaczenie tego słowa zmieniało się w kontekście uświadomienia sobie dalszego ciągu losów ludzi. Tych po śmierci ciała na Ziemi. Śmierć ta zdawała się tutaj nic nie znaczącym epizodem, jakąś bramą po przekroczeniu której życie rozkwitało dopiero w całej pełni. Uratowanym stawało się jednak dopiero wtedy, gdy człowiek zapragnął iść do Jerozolimy. Sam, z własnej woli. I ten chłopiec, Szymon, był już uratowany. Ale paradoksalnie tata Tomka, który ratował Szymona na Ziemi - tutaj wciąż czekał na ten ostateczny ratunek. Piekło zaś bardzo skrupulatnie walczyło o tatę Tomka, ale jedyną bronią, którą posiadało piekło w tym świecie była ta, którą ofiarowywał mu on sam. Jaka to była broń? Zwątpienie w istnienie Boga? Nie, niemożliwe, tutaj każdy wiedział o Jego obecności. Zwątpienie w Jego miłość? A może gniew na Niego? Co sprawiało, że piekło mogło tak skutecznie ukryć tatę Tomka przed wojskami Królestwa Niebieskiego? Przed samym Tomkiem?
- Rozmawiałeś z Szymonem? - brat Andrzej wyrwał chłopaka z zadumy.
- Tak, wiem już bardzo wiele - odparł Tomek.
- To dobrze. Ojciec Stanisław zarządził, że zawiniemy dzisiaj do portu. Czeka tam na ciebie twoja siostra. Czy wiecie co macie dalej robić?
- Jeszcze nie. To znaczy tak, wiem, że z Reefcool pojedziemy do opactwa Varnheem, do braci cystersów, którzy mają przygotować nas na coś. Tylko właśnie...
- Tak? - brat Andrzej widział, że chłopak bije się z własnymi myślami.
- … właśnie nie wiem na co, nie wiem co dalej. Jak odnaleźć ojca.
Zakonnik odwrócił się w stronę zbliżającego się powoli brzegu.
- Zobacz - powiedział dobitnie - na tej górze, która wyłania się za portem znajduje się miejsce, do którego trafiły już setki, a może i tysiące takich ludzi jak twój tata. To jest miejsce w którym bywa czasem nasza Matka. I powiem ci, że od ojca Stanisława wiem, że Ona czeka już na twojego tatę. Tak samo jak czekała na podobnym wzgórzu nad Bałtykiem na największych nawet grzeszników. Na to wzgórze leżące między morzem a dwoma jeziorami przez wiele lat przychodzili do Jej kaplicy najgorsi na całym Pomorzu zatwardzialcy. I wiesz co? Serca pękały. Rozlewało się Boże Miłosierdzie. Dopiero reformacja... - tu zakonnik urwał w pół zdania, gdyż na pokład wszedł panGritty.
- Dopiero reformacja zaowocowała rozebraniem tej słynnej dawniej kaplicy - dokończył pastor - Wiem, wiem - roześmiał się - dlatego nasi bracia wybudowali naszej Matce domek na tamtym wzgórzu - stwierdził wskazując to samo miejsce co brat Andrzej.
- Obiecujecie, że spotkam się tutaj z moim tatą? - zapytał Tomek.
- A jak sądzisz po tym, co opowiedział ci Szymon? Jakie jest naprawdę serce twojego taty?
Tomek milczał przez chwilę.
- Boże. Jego serce należy do Boga - odparł.
- Więc masz jeszcze jakieś wątpliwości? - zaśmiał się brat Andrzej - Po prostu zaufaj - dodał już z powagą.
Fregata kołysała się na błękitnych falach rzeki. W oddali można już było dostrzec portowe zabudowania. Kilka mniejszych żaglowców to wpływało, to wyruszało właśnie z miasteczka. Cała przyroda tutaj wlewała w serce nadzieję. Klimat ten powoli wlewał się w duszę chłopaka. Przypominał sobie historie z życia ukrytej niedaleko Nawry gromadki skazanych przez Niemców na zagładę dzieci którymi opiekował się jego tata. Opowieści te przekazane mu przez jednego z tych podopiecznych wskazywały dobitnie, że i tutaj tata sprzeciwi się filozofii zła, rezygnacji i beznadziei. I wybierze życie i walkę o nie. A wtedy on sam, syn Krzysztofa pomoże ojcu znaleźć się w Iraju.