Opowieści pani Gritty
Rozdział 7. Misja pana Gritty (Opowieści pani Grit
dodane 2012-10-28 11:21
Nic nie zapowiadało, że droga obrana przez pana Gritty będzie tak męcząca. Niskie krzewy i drzewa porastające piekielny brzeg rzeki nie ustępowały tak łatwo jak ich ziemscy krewniacy. Tym samym siła, którą musiał używać ów starszy mężczyzna by utorować sobie drogę była nieporównanie większa niż ta, której można byłoby się spodziewać. Pastor dobrze wiedział, że w tej krainie całkiem inaczej zachowują się istoty w stosunku do wędrowców dopiero co mających zdecydować o swojej przyszłości w Zaświatach. Pamiętał historię pewnej dziewczyny, która aby otrzymać życie wieczne musiała zrezygnować z przywiązania do swojej ziemskiej, niepoukładanej miłości. Tak. Wydawało się, że jest to ponad siły osoby ukształtowanej przez konsumpcyjne społeczeństwo na Ziemi. Także piekło zachęcało ją jak tylko mogło by ułożyła sobie egzystencję tutaj tak jak w doczesnym świecie. Wolna miłość bez zobowiązań zdawała się jakby na wyciągnięcie ręki. A jednak. Rodzicielska miłość do tej dziewczyny zasiana gdzieś na dnie serca zaowocowała decyzją o przynależności do Jerozolimy. Wtedy dopiero wojska niebieskie stoczyły o tą młodą osóbkę bitwę o której głośno było w całych Zaświatach. Pan Gritty obejrzał się za prawe ramię. Gdzieś daleko za drzewami znajdowały się wapienne wzgórza, a za nimi nizina Siddim, gdzie odzyskano dla Nieba Annę. Pastor uśmiechnął się nieznacznie. Przypomniał sobie tą chwilę gdy Anna przekraczała bramę Jerozolimy, a wraz z nią także i pani Gritty.
Nic nie zapowiadało, że droga obrana przez pana Gritty będzie tak męcząca. Niskie krzewy i drzewa porastające piekielny brzeg rzeki nie ustępowały tak łatwo jak ich ziemscy krewniacy. Tym samym siła, którą musiał używać ów starszy mężczyzna by utorować sobie drogę była nieporównanie większa niż ta, której można byłoby się spodziewać. Pastor dobrze wiedział, że w tej krainie całkiem inaczej zachowują się istoty w stosunku do wędrowców dopiero co mających zdecydować o swojej przyszłości w Zaświatach. Pamiętał historię pewnej dziewczyny, która aby otrzymać życie wieczne musiała zrezygnować z przywiązania do swojej ziemskiej, niepoukładanej miłości. Tak. Wydawało się, że jest to ponad siły osoby ukształtowanej przez konsumpcyjne społeczeństwo na Ziemi. Także piekło zachęcało ją jak tylko mogło by ułożyła sobie egzystencję tutaj tak jak w doczesnym świecie. Wolna miłość bez zobowiązań zdawała się jakby na wyciągnięcie ręki. A jednak. Rodzicielska miłość do tej dziewczyny zasiana gdzieś na dnie serca zaowocowała decyzją o przynależności do Jerozolimy. Wtedy dopiero wojska niebieskie stoczyły o tą młodą osóbkę bitwę o której głośno było w całych Zaświatach. Pan Gritty obejrzał się za prawe ramię. Gdzieś daleko za drzewami znajdowały się wapienne wzgórza, a za nimi nizina Siddim, gdzie odzyskano dla Nieba Annę. Pastor uśmiechnął się nieznacznie. Przypomniał sobie tą chwilę gdy Anna przekraczała bramę Jerozolimy, a wraz z nią także i pani Gritty.
Droga samego pastora w tym świecie była zupełnie inna. Lata spędzone na głoszeniu Słowa Bożego ludziom mieszkającym w skrajnej nędzy, zarówno materialnej jak i duchowej, zaowocowały wielkim dobrem. Gdzieś tam jednak między wersetami Pisma Świętego pastor przemycał mimowolnie niechęć do rządzącego chrześcijańskim światem za oceanem Kościoła Rzymskiego. Skąd to wynikało? Może z wychowania? Może ta niechęć płynęła więzami krwi z ojca na syna we wszystkich protestanckich rodzinach? Owszem. Także sam pastor nosił w sobie wiele lat ukryte przywiązanie do wszystkiego co negowało prymat biskupa Rzymu w chrześcijaństwie. I tutaj, zanim wszedł do Królestwa, do Jerozolimy, musiał się tego błędu wyzbyć. Tak poznał coś, co na Ziemi nazywają Czyśćcem. Teraz zaś wrócił do tego miejsca jako wysłannik z misją pochodzącą z bardzo daleka.
***
Fale rzeki poruszały mętną tonią nie wydając prawie żadnego odgłosu. Siedzący na skrawku brudnej plaży chłopiec wpatrywał się w tą burą mieszaninę mułu i wody osowiałym wzrokiem jedynie co kilka minut przenosząc go w stronę horyzontu, gdzie przez chwilę szukał drugiego brzegu. Zapach rzeki przywodził na myśl niezbyt przyjemną woń ryb przygotowanych w supermarketach na wyprzedażach. W przyciśniętej do tułowia dłoni chłopak trzymał kurczowo kwiaty lawendy. Nieruchomą twarz co pewien czas przecinał grymas jakby bólu lub cierpienia. Miejsce dookoła plaży wzięły w posiadanie chaszcze podobne nieco do leśnych jeżyn, jednak sporo wyższe i nie posiadające owoców. Przejść przez tą gęstwinę bez żadnego zranienia byłoby bardzo trudno, jednak przeciwnie do prądu rzeki ktoś przedzierał się przez owe krzewy. Po kilkunastu minutach samotny mężczyzna dotarł w końcu do brudnego piasku, po czym zatrzymał się obserwując chwilę chłopca.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – przywitał się. Głuche wołanie spłoszonego ptactwa rozległo się z rosnącego nieopodal zagajnika. Chłopiec odwrócił głowę i zamiast odpowiedzi zapytał:
- Przyniósł dziś pan coś dla mnie?
Pastor uśmiechnął się lekko wyjmując coś niewielkiego z kieszeni.
- Twoja mama przesyła to dla ciebie.
Chłopiec kurczowo chwycił zapakowany w szary papier mały podarunek.
- Jej! Tej właśnie brakowało mi na Ziemi! – twarz dziecka rozpromieniła się na chwilę. Mała figurka szwoleżera prezentowała się wyśmienicie. – Ale potem przyszli Niemcy i zabrali mi moje zabawki – uśmiech zgasł tak nagle jak powstał.
- I cały dom – dopowiedział pastor.
- I cały dom – powtórzył chłopak.
- I mamę, i tatę…
Chłopak zerwał się na nogi zwracając się całym sobą ku panu Gritty.
- Dlaczego mi to pan robi! Proszę mnie zostawić w spokoju!
- Aby przejść tą rzekę musisz najpierw wybaczyć tym, którzy zabili twoich rodziców Szymonie.
Chłopiec usiadł znów w tym samym miejscu. Milcząc przesypywał piasek przez palce.
- Niech pan przyjdzie znów za miesiąc. Może wtedy…
Pastor chwycił Szymona za ramię mówiąc
- Chłopcze, ale to nie wszystko na dzisiaj! Spójrz tam!
Pan Gritty wyciągnął dłoń w kierunku przeciwległego brzegu. Coś zmąciło w tym momencie horyzont rozdzierając nieco toń rzeki. Chłopiec zerwał się na nogi podchodząc do brzegu, a jego oczom ukazał się dawno nie widziany obraz.
***
- Homilia dialogowana jak zwykle wyszła księdzu nieszczególnie – zaśmiał się ksiądz proboszcz zamykając drzwi zakrystii.
- Tak jak co tydzień – odparł ksiądz Robert ze zmieszaniem na twarzy.
- Wiesz Robercie, może powinieneś poczytać jakieś książki o metodyce pracy z dziećmi. Mam kilka takich, może podrzucę ci przy okazji co?
W tym momencie do rozmawiających podbiegło troje dzieci. Pstrokate ubranka niezbyt odpowiadały powadze świątyni, jednakże żywe kolory na dobre zagościły w kościele marianów na warszawskiej Pradze odkąd kilka kilometrów dalej na Stadion Dziesięciolecia wprowadził się słynny Jarmark Europa. Proboszcz na początku nieco krzywym okiem patrzył na prawa, którymi kierowały się w tej parafii Msze dla dzieci, jednakże doceniając to, co robił dla maluchów ksiądz Robert postanowił jedynie nieco korygować liturgie.
- Proszę księdza, proszę księdza – dzieci przekrzykiwały się pod drzwiami zakrystii, a poziom decybeli zdecydowanie zapewniał dobrą słyszalność nawet pod chórem.
- Proszę księdza, Dżesika powiedziała, że Paweł powiedział, że już wszyscy są w kaplicy proszę księdza i kiedy ksiądz przyjdzie na żurek!
- Ty głupia jesteś – przerwała pierwszej dziewczynce kolejna – nie żurek, tylko żur po prostu!
- Żur? – proboszcz pytająco spojrzał na księdza Roberta.
- Nie żur, tylko szturm – poprawił wikary.
- Świetnie, że szturm, ale jaki znowu ksiądz wymyślił szturm! – proboszcz spojrzał tym razem na podwładnego z groźną miną.
- Niech się ksiądz starszy nie broi… – przerwała pierwsza dziewczynka.
- Nie boi… – poprawiła druga.
- Moment – uciszył gwar proboszcz – O co tu chodzi…
Milczący dotąd wśród rozgadanych dziewczynek chłopiec podniósł rękę do góry.
- Proszę bardzo – wskazał go proboszcz.
- My się modlimy za dusze czyśćcowe. Tak jak ksiądz Papczyński nakazał – odparł chłopczyk – to jest taki nasz szturm do nieba.
Proboszcz uśmiechnął się w duszy, ale zachowując powagę stwierdził tylko:
- Proszę zatem do kaplicy. Po cichu ma się rozumieć. A ksiądz Robert też się chyba do dzieci wybiera, prawda?
- Tak księże proboszczu – odparł wikary i pomaszerował z trójką dzieci do kaplicy, gdzie na codzień odbywały się adoracje Najświętszego Sakramentu. Odprowadzając ich wzrokiem proboszcz pomyślał: może i kazań mówić nie potrafi, talentu mówcy nie ma, ale ma serce, a to najważniejsze.
***
Ksiądz Papczyński zazwyczaj stronił od wszystkich jednostek pływających. Za życia na Ziemi pracował najpierw w małopolce, potem w okolicach Warszawy. Ogromne fale rzeki dzielącej Iraj od piekieł nie zachwycały go, jednak jako zwolennik żelaznej reguły wiernie wykonywał otrzymane w Jerozolimie rozkazy. Ogromna trzymasztowa fregata pokonywała kolejne fale. Białe żagle furczały po bokach na wietrze prężąc się dumnie wobec zbliżającego się wybrzeża. Pierwszy z nich, największy prezentował wizerunek Niepokalanej, pozostałe oznaczone były błękitną literą “M”. Ksiądz wypatrywał uważnie czegoś na brzegu, który zbliżał się dość szybko. W pewnym momencie odwrócił się i wydał rozkaz:
- Przyprowadźcie tutaj pana Sztolcmana, ale migiem!
- Tak jest! – odpowiedział młody zakonnik znikając za leżącym na pokładzie zapasowym olinowaniem.
***
Pan Gritty trzymał wciąż Szymona za ramię, gdy niewielka łódź odbiła od żaglowca, który rzucił kotwicę naprzeciw plaży. Wraz z każdą chwilą postaci na łodzi stawały się wyraźniejsze. Szymon rozpoznał wśród nich swojego ojca. Ścisnął mocno dłoń, w której nadal trzymał figurkę od mamy. Po kilku minutach łódź dobiła do brzegu. Pierwszy wyszedł z niej wysoki, nieco łysawy ksiądz o wysokim czole i błękitnych oczach. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z panem Gritty po czym przywitał się z chłopcem.
- Jestem ksiądz Stanisław. Ty zaś jesteś Szymon, prawda?
- Tak – odpowiedział krótko chłopiec.
- Zazwyczaj takie rzeczy nie wydarzają się w tym świecie, ale tym razem ponad setka dzieci w Warszawie wstawiała się za tobą. Setka różańców, setka dni bez słodyczy…. – ksiądz Papczyński wyliczał z coraz większym uśmiechem kolejne wyrzeczenia praskich dzieci w intencji dusz czyśćcowych.
- Z ich powodu jesteśmy dzisiaj tutaj razem z twoim tatą. Oboje zostaliście zamordowani przez Niemców w czasie wojny światowej ponieważ byliście Żydami. Twój tata przekazał cię Szymonie pod opiekę działającego wówczas niedaleko Torunia pana Krzysztofa. On ochronił cię przed śmiercią prawie aż do końca wojny. Niestety na krótko przed jej zakończeniem Niemcy odkryli miejsce waszego ukrycia.
Ksiądz zamilkł. Głos tymczasem zabrał ojciec Szymona.
- Synu, przyszła pora na to, by przebaczyć naszym oprawcom. Jesteśmy tutaj, byś wyrzucił z serca tą nienawiść. Wyrzuć ją w imię Zbawiciela, którego nie poznaliśmy, ale w imię którego otrzymaliśmy chrzest by nas chronił przed nazistami. Synu, mówię ci to ja, twój tata.
Szymon patrzył uważnie na otaczających go mężczyzn. Za nimi kołysał się wielki trójmasztowiec z wizerunkiem Maryi. Chłopak zmrużył oczy, ponieważ nagle wydało mu się, że dostrzega wreszcie drugi brzeg rzeki. A tam jakby przez mgłę swoją matkę, która również wyglądała w stronę rzeki wypatrując kogoś. Postać po chwili rozmyła się w blasku płynącym z tamtego wybrzeża. Szymon odwrócił wzrok i spostrzegł jakby ciemną maź, która otaczała go zewsząd. Wydawło mu się, że sączy się ona nie z zewnątrz, lecz z jego serca. Chciał ją odgonić jednym ruchem ręki, ale wtedy tajemniczy odgłos, niczym echo z pobliskiego zagajnika szepnął “Nie, nie przebaczaj”. Szymon cofnął się o krok. Głęboko spojrzał w oczy ojca.
- Teraz już wiem tato. Wiem. Wiem i rozumiem.
- Nie przebaczaj… – jęknął las.
- Przebaczam – odpowiedział mu chłopiec.
Tata Szymona szybko podbiegł do syna ściskając go z całych sił.
- Musimy szybko wracać – powiedział ksiądz Stanisław – Pan Krzysztof potrzebuje twojej pomocy Szymonie. A właściwie najpierw potrzebują cię jego dzieci, chodźcie. Wracamy do domu.