Opowieści Pani Gritty. Rozdział 1. Po wojnie
dodane 2012-07-21 15:24
Tomek szedł bardzo wolno. Każde stąpnięcie mogło zbyt głośnym echem odbić się od starych murów toruńskiej katedry. Zapadał już zmierzch i znany powszechnie na starym mieście kościelny pozamykał dawno drzwi do kościoła. Chłopiec teoretycznie powinien być tu sam, jednakże w tej świątyni było coś monumentalnego. To coś sprawiało, że Tomek starał się nie naruszyć ciszy przeszywanej przez świętych Janów wzrokiem padającym z ogromnych malowideł na wschodniej ścianie prezbiterium. Powietrze wciąż przesycone było zapachem kadzidła.
Tomek szedł bardzo wolno. Każde stąpnięcie mogło zbyt głośnym echem odbić się od starych murów toruńskiej katedry. Zapadał już zmierzch i znany powszechnie na starym mieście kościelny pozamykał dawno drzwi do kościoła. Chłopiec teoretycznie powinien być tu sam, jednakże w tej świątyni było coś monumentalnego. To coś sprawiało, że Tomek starał się nie naruszyć ciszy przeszywanej przez świętych Janów wzrokiem padającym z ogromnych malowideł na wschodniej ścianie prezbiterium. Powietrze wciąż przesycone było zapachem kadzidła.
Chłopiec znajdował się nieco z prawej strony w połowie głównej nawy kościoła. Czuł jak w piersi bije mu serce dowodząc niezwykłości chwili. Minął płaskorzeźbę unoszonej przez anioły świętej Marii Magdaleny. Jej twarz nieco odwrócona od Tomka spoglądała jakby ku innej rzeczywistości. Aniołowie podtrzymywali jej okrytą długimi, jasnymi włosami postać unosząc w niewiadomym dla chłopaka kierunku. Wszystko to było bardzo zagadkowe. Pamiętał, jak jeszcze kilka lat temu razem z rodzicami przychodził do tego kościoła by prosić o szczęśliwy koniec koszmaru wojny. Kilka miesięcy przed wejściem do Torunia wojsk radzieckich Niemcy aresztowali ojca i odtąd słuch po nim zaginął.
Rozmyślania Tomka przerwał nagły odgłos. Chłopak zastygł w bezruchu nasłuchując, jednak w kościele znów zapanowała cisza. Powoli odwrócił głowę w lewo, a jego uwagę zwrócił leżący nieopodal ławki przy ołtarzu ukrzyżowanego Chrystusa mszalik. Pozostałe mszaliki służące pomocą ludziom nie znającym jeszcze łaciny leżały równo ułożone na brzegach ławek. Tomek po krótkiej chwili podszedł do tego stojącego przy filarze między główną a północną nawą ołtarza. Między ławkami najpierw zobaczył znajomy jasny warkocz, a potem całą skuloną przy posadzce postać swojej siostry.
- Możesz wyjść, i tak cię widzę – powiedział całkiem głośno Tomek.
Dziewczyna momentalnie się wyprostowała i wyszła z ławki odkładając nieco niezgrabnie mszalik na miejsce. Miała kilka lat mniej od Tomka. Odkąd w ich rodzinie zabrakło ojca to on poczuwał się do wychowawczych obowiązków, co zresztą zazwyczaj wywoływało niesłychane kłótnie między rodzeństwem.
- Nie myślałeś chyba, że pozwolę ci samemu zejść do podziemi, co? – odparła z zuchwałym uśmiechem dziewczyna.
- Kaja, nie możesz wszędzie za mną…
Reprymendę brata przerwał odgłos kroków. Oboje ukryli się między ławkami wyczekując dalszego biegu wypadków. Od strony zakrystii dobiegała ich coraz głośniejsza rozmowa. Po chwili otworzyły się drzwi oddzielające zakrystię od prezbiterium. Rodzeństwo zobaczyło młodego księdza i mówiącego do niego z pewnym kresowym akcentem elegancko ubranego mężczyznę.
- To byłaby wielka strata dla odradzających się dopiero po wojnie nauk historycznych – stwierdził mężczyzna mijając miejsce gdzie ukryli się Tomek i Kaja – A dla archeologii naszego nowego uniwersytetu w szczególności – dodał z powagą.
Ksiądz prowadził gościa do kaplicy świętej Teresy. Gdy dotarli na miejsce zaczął swoją opowieść.
- To zaczęło się już przed wojną. Gdy byłem tu jeszcze ministrantem asystowałem księdzu Bernardowi w Mszy świętej. Klęczałem akurat po lewej stronie od ołtarza na dywanie, który przykrywał drewniane belki posadzki. Nagle w tym miejscu wyczułem jakieś wibracje, jakby dudnienie lub łomot docierający spod podłogi. Bardzo się wtedy wystraszyłem. Po Mszy świętej opowiedziałem księdzu Bernardowi swoje spostrzeżenia, ale ten stwierdził, żebym nie rozpowiadał takich głupot.
- Nie pomyślał ksiądz, że te drgania mogły mieć związek z siłami, którymi na bryłę katedry działał największy w tej części Polski dzwon? – przerwał mężczyzna.
- Nie, na pewno nie. Dzwon waży prawie osiem tysięcy kilogramów. W tamtych czasach używaliśmy go tylko od wielkiego święta. Pamiętam, że na ścianach kościoła pojawiały się niewielkie zarysowania i proboszcz nakazał swoistą wstrzemięźliwość w używaniu “Tuba Dei”.
- Skoro to nie wina dzwonu, to widocznie kościół osadzał się na niepewnym podłożu od tej strony. Takie procesy wywołują drgania, powodują też powstawanie pęknięć murów. Czy zauważył ksiądz coś podobnego także w innych kaplicach?
- Nie, to było tylko ten jeden raz. Jest jednak coś jeszcze – tu ksiądz zawiesił głos. Tajemniczy mężczyzna jak i ukryte wciąż między ławkami rodzeństwo czekali w napięciu na dalszą część opowieści.
- Gdy zaczęła się wojna – kontynuował ksiądz – Niemcy zakazali nam zbliżać się do tej kaplicy. Najpierw miejscem tym zajęli się niemieccy specjaliści, którzy przyjeżdżali do nas z najlepszych niemieckich uczelni. Potem zaczęły się prace badawcze, w których brali udział więźniowie z pobliskiego aresztu, tak zwanego “okrąglaka”.
- Czy więźniowie ci mówili księdzu jakiego typu prace prowadzili tam Niemcy?
- Niestety, Niemcy zadbali by żaden z nich nie przeżył wojny. Ale proszę samemu zobaczyć.
Młody ksiądz powoli zwijał dywan leżący na posadzce kaplicy. Poruszone, luźno ułożone pod nim drewniane belki wydały charakterystyczny lekko dźwięczący stukot, który odbijał się echem od filarów i gotyckich ścian świątyni. Obaj mężczyźni uważnie usuwali je składając po prawej stronie od ołtarza. Po kwadransie tych prac ksiądz powiedział:
- Jak pan sam widzi Niemcy wykonali na dnie tej krypty sporo prac konstruktorskich.
- Myśli ksiądz, że tam jest wejście do tunelu pod Wisłą?
- Tak.
Mężczyzna wpatrywał się w przestrzeń krypty. Jej dno tworzyła wykonana kilka lat wcześniej betonowa posadzka. W półmroku widoczne były także świeżo zamurowane ściany przejść. Dokąd prowadziły? Do sąsiednich krypt? A może zupełnie w innym kierunku?
- Na prace archeologiczne w tym miejscu musiałby zgodzić się biskup chełmiński…
- A to będzie trudne – przerwał mężczyźnie ksiądz.
Obaj uporządkowali kaplicę, a rodzeństwo już teraz widziało oczami wyobraźni skraby jakie mogą być ukryte w takich tajemnych krzyżackich tunelach.
***
- Czy możemy po obiedzie iść pobawić się nad Wisłą?
- Tak, ale wróćcie na kolację – odpowiedziała mama Tomka i Kai – Pamiętajcie, że dzisiaj przyjeżdża do nas w odwiedziny wujek Jan.
- Ten brat taty, co służył w ułanach? – odpowiedział pytaniem Tomek.
- Tak, ten sam.
- Przyjedzie na koniu? – wtrąciła Kaja.
- No coś ty – chłopak wyręczył w odpowiedzi kobietę nalewającą dzieciom ziemniaczankę – teraz nie ma już ułanów, teraz są czołgi i samoloty!
Matka ze smutkiem spojrzała na swoje dzieci. Codziennie dziękowała w modlitwie za każdy dzień, w którym Tomek i Kaja mogli przebywać ze swoim ojcem, dziękowała za to że zdążyli przesiąknąć ową ojcowską mądrością, tym specyficznym duchem i ideałami bohaterstwa, poświęcenia i pracy dla najbliższych i Polski. Nosiła jednak także gdzieś na dnie serca specyficzny ból niepewności. Czy Krzysztof żyje? Jeśli żyje, to dlaczego nie daje o sobie znać? Jeżeli zginął, to gdzie jest jego grób?
Rodzeństwo zaskakująco szybko zakończyło obiad. Takie ich zachowanie wydało się matce nieco podejrzane. Zapytała więc raz jeszcze z lekkim niepokojem.
- Wrócicie na kolację?
- Tak! – odkrzyknęło rodzeństwo zbiegając już właściwie po drewnianych schodach kamienicy. Tomek biegł pierwszy. Nieco przyduża czapka spadała mu co chwilę z głowy. Oboje minęli ulicę Ducha Świętego, przebiegli wydrążonym prawie czterdzieści lat wcześniej w barokowej kamienicy tunelem, zwanym od nazwiska berlińskiego architekta Łukiem Cezara i pozostawiając za sobą XIII – wieczne mury starego miasta. Skierowali się na most.
- Trzeci filar! Tak mówił ten w kapeluszu! – krzyczał Tomek do siostry biegnąc najszybciej jak tylko potrafił. Po kilku chwilach rodzeństwo stanęło nad trzecim – licząc od strony prawego brzegu Wisły – filarem mostu. Z tego miejsca doskonale widoczna katedra świętych Janów wydawała się jeszcze większa niż w rzeczywistości. Z takiej dopiero perspektywy można było zauważyć, że świątynia stoi na niewielkim pagórku, a średniowieczne miasto jest położone nieco niżej. To sprawiało, że kościół był niezwykle wyniosły, choć jednocześnie surowy.
- Wszystko się zgadza – powiedziała Kaja. Nasz kościół, ruiny zamku i ten filar. Leżą w jednej linii.
- A więc to musi być prawda, że gdy robotnicy przed wojną budowali ten most natrafili w tym miejscu na dziwną ceglaną konstrukcję pod dnem rzeki.
- Tak! Biegniemy do zamku dybowskiego? – odparła z uśmiechem Kaja.
- Jasne! Może stamtąd na się wejść do tunelu!
Oboje przebiegli przez jezdnię i zachodnią stroną mostu zbliżali się do południowego brzegu Wisły. Z każdym krokiem spośród kępy drzew coraz bardziej wyłaniała się czerwona bryła opuszczonych ruin zamku. Teraz wystarczyło za mostem przejść kilkadziesiąt metrów wałem przeciwpowodziowym, a potem przedrzeć się przez gęsto rosnące tu drzewa i krzewy w kierunku rzeki. Średniowieczne zamczysko wybudowane kiedyś przez polskiego króla czekało ze swoimi tajemnicami.
***
Tomek jedną ręką trzymał idącą za nim w prawie całkowitej ciemności Kaję, a drugą szukał dalszego ciągu ściany tunelu którym powoli posuwali się nieco w dół, ale także na pewno w stronę katedry. W pośpiechu zapomnieli zabrać ze sobą czegokolwiek, co pomogłoby im poruszać się w takim miejscu, więc obiecali sobie, że tym razem tylko zbdają kawałek tunelu, a dopiero jutro spróbują nim przejść do miejsca w którym była już woda wlewająca się tu przez wyrwę spowodowaną budową trzeciego filara mostu.
Z każdym krokiem światło dzienne za nimi było coraz słasbsze. Gdy zupełnie znikło Kaja chciała zawrócić, ale nagle Tomek ścisnął jej dłoń mocniej i powiedział głośno.
- Chyba jednak budowniczowie mostu musieli trafić na coś innego. Zobacz! Widzę światło dobiegające z drugiego końca tunelu!
Kaja wyjrzała przez ramię wyższego od niej brata. Rzeczywiście, przed nimi znajdowało się bladoniebieskie, może nieco szmaragdowe światło. Dziewczyna myślała jak to jest możliwe, że światło to dobiega z zamkniętej przecież pod kaplicą świętej Teresy krypty, jednak ponieważ drugie wyjście wydawało się być w miarę blisko postanowiła pójść za Tomkiem bez słowa sprzeciwu.
Panująca w tunelu i doskonale wyczuwalna na ścianach wilgoć mieszał się z innymi zapachami. Z każdą chwilą wyjście było coraz bliższe. Kaja odwróciła głowę by sprawdzić jak daleko odeszli od zamku, ale za nią znajdowała się już tylko całkowita ciemność. Nagle równomierny odgłos ich kroków zaczął się zmieniać. Oboje wyczuli pod nogami wodę. Przyspieszyli kroku, ale woda przybierała bardzo szybko i po chwili trudno było im się już swobodnie poruszać. Poczuli że tafla wody marszczy się. Tomek wziął Kaję na ręce i sam starał się iść w kierunku światła. Od wyjścia dzieliło ich może kilkadziesiąt metrów gdy nagła fala z głębi tunelu porwała ich wypełniając podziemny korytarz.
***
Kaja otworzyła oczy. Leżała na plaży w przemoczonym ubraniu. Ręką wyczuła drobny piasek Między taflą wody a nią stał Tomek patrząc w stronę przeciwną do rzeki. Instynktownie wyczuła, że brakuje jej czegoś w tym nadwiślańskim krajobrazie. Nagle uświadomiła sobie, że nie słyszy gwaru miasta, tych charakterystycznych “jo” wplatanych co chwila w każde zdanie, tej specyficznej pomorskiej gwary przemieszanej ze wschodnim akcentem powojennych przesiedleńców z Wilna. Odwróciła głowę w stronę miasta. Zamiast murów Torunia zobaczyła, że piaszczysta plaża graniczy z łąką. Za łąką znajdował się las, a na horyzoncie widniało położone na samotnej górze wspaniał miasto.
Za: kulmsee.pl