Jest takie miejsce (9)

dodane 00:15

Piotr podał rękę pani Gritty, a ta niespodziewanie lekko przeskoczyła na kamień znajdujący się przy docelowym brzegu strumienia. - Nie boisz się, że są to twoje ostatnie chwile z Mają? - zapytała po zejściu na stały ląd.

 

Piotr podał rękę pani Gritty, a ta niespodziewanie lekko przeskoczyła na kamień znajdujący się przy docelowym brzegu strumienia. 
- Nie boisz się, że są to twoje ostatnie chwile z Mają? - zapytała po zejściu na stały ląd. 
Piotr właściwie nie wiedział co odpowiedzieć tej sympatycznej kobiecie. Czy bał się przejść przez bramy Jerozolimy? Tak, oczywiście. Bał się nieznanego. Domyślał się, że znajdzie się w miejscu będącym mieszkaniem ogromnych, wszechpotężnych sił. Czy dostrzegą one tego chłopaka, który dorastał bez ojca? Tego Piotr nie był pewien. Czy po przekroczeniu bram miasta utraci także Maję, która stała się tutaj dla niego kimś niesamowicie bliskim, tak jak mówił ten człowiek którego spotkali pod wzgórzem z krucyfiksem? Piotr zatrzymał się, rozejrzał. Jasnozielona trawa spokojnie i kojąco falowała szeleszcząc w jednym rytmie z wodą w strumieniach. Dało się odczuć pewną bliskość, pewną niewytłumaczalną jedność z tym miejscem. Pomimo późnej już pory dnia nie odczuwało się niepokoju związanego ze znalezieniem noclegu. Serce czuło, że nic złego na tym wzniesieniu stać się nie może także i po zapadnięciu zmroku. Piotr po dłuższej chwili milczenia przytulił nagłym gestem panią Gritty.
- Boję się, tak, bardzo się boję.
- Ladon twierdził, że wchodząc do Jerozolimy stracisz Maję - stwierdziła pani Gritty uwalniając się z mocnego uścisku, ale jednocześnie uśmiechając się łagodnie do tego mężczyzny, który przecież mógłby być jej synem.
- Nie chciałbym tego tym bardziej, że właściwie nie ma już między nami tamtej relacji. Jest coś więcej. Czy ja wiem? Może przyjaźń? Tracąc Maję wcześniej czułbym zawód, teraz widzę w niej odbicie swojej duszy. Widzi pani, nie wydarzyłoby się to jednak, gdybym nie wyruszył w drogę do tego miejsca. To uczucie zrodzone na nowo otrzymałem tutaj. W drodze do Jerozolimy. Jeśli ma mi ono zostać zabrane, to widocznie takie są koleje losu. Nie mam jednak po co wracać do tego pożądania, do tej chęci posiadania Mai na własność z którymi znalazłem się tutaj.
- Tak, ciężko jest jednak oddać to, co masz najcenniejszego pod władzę innej Osoby, prawda?
Piotr uśmiechnął się. 
- Ciężej jednak przyznać się do własnej głupoty. Gdybym na Ziemi poznał lepiej Pana Boga, wiedziałbym teraz czego się spodziewać. Tymczasem oddaję ten najcenniejszy skarb pod osąd zupełnie obcej Osoby. 
- Chodź, pora postanowić co z naszą dalszą wędrówką dzisiaj - pani Gritty chwyciła Piotra za rękę. Nastawał zmierzch i światło w coraz mniejszym stopniu przenikało przez korony drzew u stóp ostatniego wzniesienia. Drzewa stworzyły przed nimi w końcu jednostajną ciemnozieloną plamę wznoszącą się wzdłuż ostatniej ściany skalnej aż do murów oświetlonych teraz z kolei znakomicie. Odcinająca się na tle szarego wschodniego widnokręgu biel tych murów wlewała optymizm. Co będzie za tymi murami? Kto? 
Po chwili oboje dotarli do Tadeusza, który stwierdził krótko:
- Dziś nie ma już sensu próbować dojść do samych bram. Czeka nas ostatnie strome podejście i lepiej je wykonać przy dziennym świetle. Proponuję zatrzymać się tu na noc.
Piotr skinął głową, po czym zawołał Maję i pozostałych wędrowców. Wybrali miejsce w pewnym oddaleniu od strumienia. Pomimo, że dzienne światło gasło nikomu nie dokuczało zimno. Tadeusz rozpalił pomimo tego małe ognisko i po krótkich rozmowach wszyscy zasnęli zjednoczeni z tą tajemniczą krainą rozświetlaną nieco szmaragdowym blaskiem królującego nad nią miasta.

Rozdział XI

Pogrzeb zmarłych w wypadku samochodowym na drodze do Warszawy Mai i Piotra odbył się w wiejskim kościółku w Kamieniu. Pomimo ogromu tragedii rodzice dziewczyny i matka chłopaka postanowili pochować ich oboje na tym samym cmentarzu. Rodzice Mai tłumaczyli sobie, że przecież namawiali ją do małżeństwa z Piotrem. Że gdyby Pan Bóg dał im czas, na pewno młodzi przekonaliby się o tym, że trzeba żyć zgodnie z Kościołem.
Ceremonia odbyła się w strugach deszczu. Droga z kościoła na cmentarz była krótka. W kondukcie zabrakło jednak matki Piotra, która niepogodzona z Kościołem dopiero po wielu rozmowach zgodziła się na katolicki pochówek syna, ale czekała na niego dopiero na samym cmentarzu.
Ojciec Mai zamówił za nią msze gregoriańskie. Po kilu dniach jednak ponownie zawitał do miejscowej kancelarii parafialnej by w intencję tej mszy włączyć także Piotra. Z biegiem lat znajomość rodziców Mai i matki Piotra zacieśniała się, aż w końcu przerodziła w przyjaźń, a oddalenie matki Piotra od Kościoła malało. W końcu i ona pojednała się z Bogiem.
Pewnego dnia cała trójka zawitała do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa przy dawnym szpitalu kolejowym. Chcieli zamówić mszę świętą w intencji młodych. Miejscowy proboszcz słynął jednak z nieugiętej postawy wobec ludzi, których dopiero ślub lub pogrzeb przyprowadzają do świątyni. Matka Piotra uprzedziła go, że chłopak nie figuruje w księgach parafialnych, ponieważ go nie ochrzciła. Nieme pytanie matki domagało się stwierdzenia duchownego, że dla jej syna jest jeszcze nadzieja na zbawienie. Ksiądz był jednak stanowczy i twierdził, że nie może tutaj nic poradzić. Chcąc zapisać informację o zmianie nastawienia do Kościoła swej dawnej parafianki zaczął szukać jej wpisu w księgach, gdy nagle zaczął nerwowo spoglądać to na kobietę, to na księgę.
- Proszę państwa, przecież Piotr został ochrzczony w 1982 roku w szpitalu kolejowym! - krzyknął prawie do całej trójki - Na kiedy zamawiają państwo intencję? - zapytał po chwili łagodniej.

***

“A światłość wiekuista niechaj im świeci...” - z ostatniej ławki w kościele dobiegał ledwo słyszalny szept staruszki. Była to ta sama osoba, która od wielu lat przynosiła codziennie na groby dwojga młodych ludzi, którzy zginęli w wypadku samochodowym kwiaty. Przynosiła je wraz z modlitwą także na grób rodziców dziewczyny, którzy odeszli z tego świata wiele lat później. Staruszka zakończyła swoje pacierze, podniosła się z kolan, wyszła z kościoła. Drewniany gmach świątyni wyjątkowo pachniał dziś żywicą, a przez skromne witraże przebijało wyjątkowo łagodne światło. Ze schodów kobieta zdążyła zobaczyć jeszcze dziarskiego wikarego maszerującego do stojącej osobno wieży dzwonnicy, gdyż za kwadrans miała rozpocząć się druga z kolei w tej parafii eucharystia. Staruszce zrobiło się nagle słabo. Przymknęła oczy by na chwilę odpocząć. Światła witraży zlały się w jedną strużkę sunąc przez kościelną kruchtę. Dźwięk szpady lub miecza przeszył ciszę kościoła, a pomimo zamkniętych oczu kobieta zaczęła dostrzegać błekitno - szmaragdowe światło cudownego miasta na górze pośród zielonych lasów.

Rozdział XII

Pani Gritty potrząsnęła za ramiona Maję i Piotra budząc ich stanowczym głosem.
- Wstawajcie, coś dziwnego dzieje się pod murami Jerozolimy.
Oboje szybko stanęli na nogi. Wczorajszy spokój miasta zmienił się dziś diametralnie. Po jego północnej stronie znajdowała się sporej wielkości łąka lub pole. Gromadziło się na niej coraz więcej ludzi. Odległość od miasta była jeszcze na tyle duża, że szum wiatru nie przepuszczał dźwięków, które zdradzić mogłyby przyczynę tego zamieszania.
- Musimy natychmiast wyruszyć w drogę - odpowiedział wybudzony już całkowicie Piotr. Po chwili cała grupa ludzi szybkim krokiem ruszyła przez łąkę ku drzewom. Spokój tego miesjca nie udzielał im się jak wczoraj. Po kilkunastu minutach marszu dotarli do pierwszych drzew. Czekał tam na nich kilkunastoletni chłopiec w czerwonej czapce. 
- Witajcie - krzyknął głośno, gdy tylko znaleźli się na tyle blisko by móc go usłyszeć.
Wędrowcy niechętnie przystanęli, ale postawa chłopca zdradzała, że ma im coś ważnego do powiedzenia. Maja podbiegła do niego na tyle, na ile pozwalały jej nadwyrężone już siły oraz coraz częściej pojawiające się wśród trawy i krzewów kamienie, które musiały pochodzić ze skalnego zbocza znajdującego się o kilkaset metrów przed nimi.
- Witaj Maju - powiedział tym razem spokojnie chłopak - Jestem Stanisław. Mam wam przekazać, byście zaczekali na mieszkańców Jerozolimy przed bramą do której prowadzi was ta droga. Nie wchodźcie do miasta zanim nie wrócą jego mieszkańcy.
- Czy możesz mi powiedzieć, co konkretnie dzieje się na górze? - odparła krótko dziewczyna.
- Na górze... - chłopak rozpromienił się nagle, a uśmiech pojawił się na jego twarzy od ucha do ucha - na górze całe wojsko Jerozolimy oraz sam Król zbierają się by stoczyć z nieprzyjacielem walkę. Bitwę o twoją dobrą znajomą.
Staś spojrzał wyczekująco na Maję. Ta z kolei dopiero po chwili odpowiedziała z niedowierzaniem.
- Anna wraca do nas?
- Tak! - Staś zaśmiał się głośno.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane