Jest takie miejsce (8)
dodane 2012-07-02 13:21
Wydarzenia toczyły się tak szybko, że Anna nie potrafiła dobrze przemyśleć podjętych pod wpływem chwili decyzji. Od momentu porannej ucieczki kierowała nią właściwie jedynie wola znalezienia się poza lasami Paedor. Na ich skraju, na tej samej drodze oddzielającej zasnute gęstą mgłą piekło od równie gęstego lasu otaczającego Jerozolimę czuła się chyba najlepiej.
Rozdział IX
Wydarzenia toczyły się tak szybko, że Anna nie potrafiła dobrze przemyśleć podjętych pod wpływem chwili decyzji. Od momentu porannej ucieczki kierowała nią właściwie jedynie wola znalezienia się poza lasami Paedor. Na ich skraju, na tej samej drodze oddzielającej zasnute gęstą mgłą piekło od równie gęstego lasu otaczającego Jerozolimę czuła się chyba najlepiej. Stąd można było wyruszyć w każdą stronę. Na tej pokrytej ubitym jasnym piaskem drodze spotkała Ladona, potem Adama. Ladon skłonił ją do obrania innego niż Jerozolima celu, potem znów powróciła na drogę do świętego miasta, ale zrobiła to tylko po to by być razem z Adamem. Teraz ponownie z tej drogi - granicy wyruszyli. Tym razem jednak w drugą stronę, decydując się żyć na skraju piekła na własną rękę. Uciekając nie było czasu na przemyślenia. Teraz jednak sama świadomość wędrówki wgłąb piekła spowalniała krok, wyostrzała uwagę. Zakorzeniony gdzieś głęboko w duszy strach sprawiał, że setki myśli, kalkulacji, rozważań zaczynało krążyć w głowie.
Pomimo, że Ladon ostrzegał ich przed niebezpieczeństwami wokół nie działo się nic. Przed sobą widzieli tylko pewien fragment niziny Siddim. Im dalej znajdowali się od lasów, tym trudniej było dostrzec cokolwiek poza twardym brukiem drogi i niskimi krzewami po obu jej stronach. Dziwne te krzewy nosiły na swoich gałęziach zarówno zielone jak i uschłe, brunatne liście. Od czasu do czasu mgła rozrzedzała się nieco i gdzieś wysoko nad drogą przed nimi rysowały się kontury jakby wież, lub płasko ściętych szczytów górskich. Były one jednak tak wysokie, że trudno było uwierzyć, że zostały stworzone ręką człowieka. Po kilku chwilach mleczna zawiesina zasnuwała ten obraz i znów nie było nic widać oprócz najbliższego otoczenia. Z czasem krzewy stawały się coraz mniejsze, rzadsze, aż w końcu i te zniknęły.
Adam i Anna znaleźli się jakby w samym środku dziwnej chmury. Przed sobą i za sobą widzieli tylko fragment drogi i kamieniste pobocze. W to miejsce nie dochodził żaden dźwięk. Była tylko mleczna pustka i oni. Anna zatrzymała się. Głuchą ciszę przerwał głos Adama.
- Wiem. Nieprzyjemnie tutaj. Ale pamiętasz co mówił Ladon gdy wyruszaliśmy z jego chatki?
- Tak, pamiętam.
- Musimy wytrwać w tej drodze. My nie widzimy prawie nic, ale dzięki tej mgle także i nas nie widać. Dzięki temu jesteśmy bezpieczniejsi i mamy dużą szansę dotrzeć do Seboim cali i zdrowi. Nie zatrzymujmy się więc. Za murami miasta będziemy bezpieczni.
- Adamie, wiesz...
- I obiecuję ci, jeszcze dziś wieczorem zjemy razem posiłek i zaczniemy urządzać się w tym nowym miejscu. Zobaczysz, za kilka godzin ze śmiechem będziemy wspominać ten moment. Nie traćmy już czasu i ruszajmy dalej w drogę. Myślę, że to co widzieliśmy na horyzoncie to mury naszego nowego domu. Zobacz, jak wiele można było osiągnąć własną pracą, ludzkim geniuszem i uporem. Zobacz, za chwilę będziemy już w gronie niesamowitych ludzi! Chodźmy, nie traćmy czasu!
- Adamie, posłuchaj. Chciałabym... - Anna odsunęła się mimowolnie od Adama o krok, jakby nie była pewna jego reakcji na słowa, które za chwilę wypowie - Chciałabym zawrócić i pójść do Jerozolimy.
Utkwiła swój wzrok w jego oczach, a te z kolei zaczął wypełniać gniew.
- Jak to? - powiedział Adam z widoczną już nerwowością - przecież jeszcze przed chwilą chciałaś żyć ze mną w miejscu gdzie mamy na to szansę, czy to teraz dla ciebie nic nie znaczy? Co się zmieniło?
Anna jakby chciała coś powiedzieć, ale widać było, że szukała odpowiednich słów.
- Skąd wiesz, że w Jerozolimie nie będziemy mogli być razem? - zapytała w końcu.
- Od Ladona oczywiście.
- Właśnie, od Ladona. Najpierw dałam namówić się Ladonowi na pójście sąsiednią drogą do Jerozolimy. Przyznaję, tylko dlatego spotkałam ciebie. Potem poszłam drogą przez las tylko po to by być przy tobie. Następnie przekazałam Ci list od Ladona, a ty zdecydowałeś potajemnie zawrócić i iść do Seboim...
- Ja postanowiłem? Przecież sama zaproponowałaś wspólne życie tutaj! Wczoraj! Nie pamiętasz już?
- Dlaczego nie zdecydowałeś inaczej? Dlaczego nie chciałeś byśmy poszli do Jerozolimy?
- Wiesz co? Całe życie decydowałem za siebie. Najpierw wyciągnąłem tych idiotów ze szpitala z długów. Próbowałem ich przekonać do bycia racjonalnym, ale nie, oni chcieliby leczyć za darmo. A reszta jakoś sama się ułoży. Wiesz co? Nie ułożyła się. I razem z ludźmi z koncernu im to udowodniliśmy. Rynek to rynek. Rządzi nim pieniądz. A potem było wielkie zdziwienie jak trzeba było ogłosić upadłość szpitala. Nie pamiętasz już? Nie bądź naiwna. Swój los trzeba brać w swoje ręce gdy tylko zdarza się ku temu okazja. Nam się zdarzyła, na co tu czekać? Po co ryzykować, skoro można się dobrze urządzić!
- Gdy szliśmy przez las rozmawiałam z panią Gritty. Ona mi powiedziała, że życie dla samej siebie nie ma sensu. Że ostatecznie trzeba siebie oddać dla kogoś innego. Wiesz, że najszczęśliwszymi chwilami mojego życia było przynoszenie kwiatów mojej mamie? Po twojej śmierci wróciłam do domu by się jakoś otrząsnąć. Moja mama bardzo żałowała, że przedawkowałeś, że straciłam taką okazję na życie na poziomie. Ona patrzyła na to przez pryzmat zysku, mojego ustawienia się w życiu. Twoja śmierć była dla niej wielkim zawodem. Znów musiałyśmy wrócić do starego życia. Wkrótce poważnie zachorowała. Widzisz, przez długi czas świetnie się z tobą bawiłam, ale gdy zaczęłam się nią zajmować w jej chorobie to właściwie nie wiedziałam jak. Robiłam to, co kazali lekarze. Potem ludzie w hospicjum. Ale pamiętałam, że gdy byłam jeszcze mała to czasami mama zabierała mnie na łąkę. Wtedy zaczęłam znów przynosić jej kwiaty, tak jak kiedyś. Po kilku miesiącach zmarła, ale jej śmierć była inna niż całe jej życie, lepsza! Ja wtedy też byłam lepsza. Niestety dawne życie, życie z tobą dało znów o sobie znać. Zachorowałam na AIDS. I tak znalazłam się tutaj, a jedyną osobą, którą spotkałam z dawnego życia byłeś ty.
Adam myślał przez chwilę. Przez mgłę przebijało ledwie widoczne słońce.
- Nie sądzisz, że po tym życiu należy nam się nieco więcej szczęścia?
- A skąd wiesz, czy w Seboim znajdziesz szczęście?
- Wiem, że będę tam zdany na siebie i zrobię wszystko, byśmy je sobie sami zbudowali.
- Moja mama tak mówiła gdy ciebie poznałam, mówiła to samo gdy wahałam się co do aborcji, Ladon to samo obiecał mi gdy go poznałam. Ty też. A ja doszłam do wniosku, że chcę tego samego, co miałam zbierając dla mamy kwiaty na łące obok hospicjum. Dlatego zawrócę do Jerozolimy. Idziesz ze mną?
Adam posmutniał. Przez chwilę myślał ze wzrokiem utkwionym w Annę. Nagle jego twarz wykrzywiła się w grymasie złości i prawie krzyknął.
- Nie! Jak zmądrzejesz - wiesz gdzie mnie znaleźć.
Odwrócił się i bez pożegnania odszedł w znikając coraz bardziej w mlecznej mazi, która na wysokości zachodzącego słońca częściowo rozmyła się i oczom obojga ukazał się gigantyczny kontur wieży, niczym ogromnej i wydłużonej babki z piasku. Na jej szczycie paliło się ognisko i siedzieli ludzie. Za najbliższą wieżą znajdowała się następna taka sama. I jeszcze wiele następnych. Wyraźny ten obraz rozmywał się na dole we mgle w której Adam zniknął już całkowicie.
Anna pożegnała się z nim w milczeniu obejmując wzrokiem na to miasto, które miało sprawić, że będzie z Adamem żyć w szczęściu. Odwróciła się do Seboim plecami i ruszyła wolnym krokiem w kierunku granicy piekła. Czuła, że pierwszy raz podjęła samodzielną decyzję. I choć nie miała pewności, nie miała tego uformowanego na Ziemi fundamentu na bazie którego mogłaby tak znaczącą decyzję sama podjąć, w jej sercu zaświtała nadzieja.
***
Na równych, brunatnych kamieniach tworzących drogę leżał martwy gołąb. Nad gołębiem klęczała kobieta czytając napisany dziecięcym pismem list. Czytała go wciąż od nowa, a jej łzy mieszały się z kropelkami gęstej mgły. Ze skraju widoczności wyłaniały się cienie zwierząt. Najpierw można było przypuszczać, że są to zwykłe psy, jednak po chwili nie można było mieć wątpliwości. Dookoła kobiety stanęli dzicy krewniacy psów. Wilki podchodziły coraz bliżej do kobiety, a ta nie uciekała przed nimi.
Rozdział X
- Piotrek, czy możesz pomóc pani Gritty przedostać się przez strumień? - zapytała Maja.
- Jasne, już, już.
Mężczyzna wrócił na tył kolumny ludzi wspinających się po coraz bardziej stromym zboczu górskim by pomóc żonie pastora. Wracając podziwiał majestat lasów, które przeszli w ciągu ostatnich godzin. Pośrodku tego boru pełnego rozłożystych dębów, monumentalnych sosen, ale także drobniejszych akacji a nawet dzikich jabłonek i gruszy znajdowało się wzniesienie będące celem ich podróży. Góra dzieliła się na dwa fragmenty. Na niższym znajdowała się łąka poprzecinana kępami lasu liściastego. Łagodny wiatr poruszał topolami i brzozami. A właściwie nie miało się pewności czy to wiatr, czy raczej światło wprawia te drzewa w ruch. Idąc łąką trzeba było przechodzić przez wartkie strumienie tworzące sieć wodną. Za jednym z takich strumieni łąka podnosiła się gwałtownie i droga prowadziła przez niewielki lasek na wyższy stopień góry na kraju którego widoczne były mury miasta.