Mader
Nasze stany
dodane 2013-12-13 16:24
Stan wojenny był dla mnie strasznym przeżyciem. Pisałam o tym wielokrotnie.
Co może zrobić ci władza, robaczku? - zastanawiałam się. Do dziś dziwię się łatwości, z jaką przekraczamy granice państw, gdy przypomnę sobie trudność w odwiedzaniu rodziny w innym województwie, a nawet dzielnicy. Kłopoty z posiadaniem telefonu, a potem telefonowaniem ( zabawnie to wyglądało tylko w „Rozmowach kontrolowanych”). Problem z wysyłaniem listów. Ze wszystkim zresztą, bo rodzina wolała czytać w kolejkach ( i w domu, więc mało była podatna na jad z telewizora) niż pilnować, żeby żadna kobieta w zbyt mało zaawansowanej ciąży, albo z podrosłym ( zamiast „na rękach”!) dzieckiem, nie „wpakowała się” bezprawnie przed stojącego od dawna. Wyroby garmażeryjne były częstszym gościem na naszych stołach, niż szynki i krakowska kiełbasa.
Ale przeżyliśmy. My – bo nie wszystkim to było dane. Stan wojenny, stan nadzwyczajny, jak rozwód, przypieczętował osobne życie, brak komunikacji, niechęć, wrogość wobec siebie, istnienie dwóch światów w jednym narodzie, a może raczej- państwie. Donosy, użycie broni, więzienia, śmierć były tylko konsekwencją. Ludzie ginęli z rąk „swoich”, którzy stali się nieprzyjaciółmi, katami, a swoją „pracę” wykonywali tym lepiej, im lepiej znali ofiary.
Na tablicy mojego znajomego- nie tylko fejsbukowego- zobaczyłam zdjęcie dłoni z różańcem i słowami Papieża: „Niech każdy w ciszy pomodli się za kogoś, na kogo jesteśmy wściekli, kogo nie lubimy.” Przypomnienie o tym dziś to najpiękniejszy „powojenny”, trzynastogrudniowy prezent. Czasem, choć ( a może dlatego, że) niektórzy z później urodzonych nie potrafią sobie wyobrazić, do wtedy doszło, a dla innych spokojnie egzystujących w każdych warunkach, nic wielkiego się nie stało, pielęgnujemy „stany wojenne” w sobie samych.
Choć nie jest przecież już tak łatwo oddzielić TW, sprzedajnych prokuratorów, ZOMO od reszty spokojnych, porządnych ludzi. „Nas” od „onych”.
Mader
mader.isma.kasia.aga@gmail.com