Jest spokojniej

dodane 11:56

...przynajmniej w mojej głowie. Powoli się dystansuję wobec zamętu. Zaczynam robić co do mnie należy i nie żołądkuję się na sprawy, na które wpływ mam iluzoryczny...

Dawno to było. W jakąś niedzielę. Zmęczeni przeczekiwaniem nie najlepszej pogody, ruletką w którą musieliśmy grać co rano, mimo bardzo niepewnej pogody poszliśmy. Już na podejściu nad Czarny Staw złapał nas deszcz. Co dalej? Siedliśmy na i pod rosnącą tam sosną (limbą?) i postanowilismy poczekać. To się nazywa determinacja. Gdzieś po dwudziestu minutach musiało trochę się uspokoić, bo poszliśmy dalej. Już nawet nie pamiętam czy i o czym gadaliśmy ze stojącymi wtedy zawsze nad stawem WOPistami. Niekoniecznie nas nawet zaczepiali. Po stroju i porze widać było, że idziemy się wspinać. A takich nie spisywali, bo po co. Wlezie taki w jednym miejscu, zejdzie w innym. Tylko kłopot. Więc jakoś bez większych historii dotarliśmy pod grań Żabiego Mnicha. Nie próbowaliśmy Żabiej Lalki. Za słabi byliśmy i pogoda zbyt niepewna. Kominem wdrapaliśmy się na przełęcz między Żabią Lalkę a Żabiego Mnicha. A potem...

Potem już była tylko przecudna skalna wspinaczka po grani. Z półki na półkę. Aż do pierwszego wierzchołka. Potem karkołomne jednowyciągowe zejście i dobrze znane dwu- trzywyciągowe wejście na główny wierzchołek (długość wyciągu zależała od tego, której liny się użyło). Momentami trochę padało. Wyższe szczyty cały czas były w chmurach. Ale było cudnie. Zwłaszcza już na wierzchołku. Ta świadomość, że w tak niepewnej pogodzie przeszliśmy całkiem sympatyczną i trudną drogę. I że jesteśmy sami w dość dzikim zakątku Tatr, oddzieleni od ludnego szlaku na Rysy godzinnym zejściem.... To jest inny świat. Na tyle inny, że z jego perspektywy codzienne problemy wzbudzają tylko uśmiech politowania.

Żabi Mnich nie jest żadną honorną górą. Ale bardzo urokliwą. Widok z Białczańskiej Wyżniej też daje przedsmak tego, czym są Tatry poza uczęszczanymi szlakami. Owiani, przewilgoceni i szczęśliwi wracaliśmy na tabor. O Mszę nie musieliśmy się martwić, miała być wieczorem. Ale nie spodziewalismy się, że gdy w końcu wejdziemy poza ogrodzenia obozowiska na nasz widok rozlegną się oklaski...

Łatwo powiedzieć, ale chyba właśnie tak powinienem ustawić się teraz w życiu. Przeczekać chwile deszczu i iść dalej to co umiem robić robiąc najlepiej jak potrafię. Jak długo się da. Na końcu tej drogi niekoniecznie pojawią się oklaski. Ale przynajmniej będzie radość, że coś fajnego udało się zrobić. Choćby udało się zrobić niewiele...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Kategorie