Codzienność

Na początek Adwentu

dodane 13:39

Może to rzeczywiście tak jest, że każde dobro wcześniej czy później ląduje na krzyżu?

Parę dni temu trafiłem w książce na cytat z wietnamskiego kardynała, który wiele lat przesiedział w więzieniu. Wspominał swoje samopoczucie w tamtych dniach, swój bunt przeciwko temu co się stało. Przecież był w diecezji potrzebny, przecież bez niego... I przyszła mu do głowy myśl - chyba pod wpływem lektury czy wspomnienia.. Czy kochasz Boga dla Jego dzieła czy dla Niego samego?

Patrzę jak trawione przeciwnościami powolutku zaczyna kruszyć się i to dzieło, w którym od dziesięciu lat uczestniczyłem. Boże dzieło. Tak przynajmniej myślałem. To dziwne uczucie, kiedy się patrzy, jak Bóg pozwala coś takiego niszczyć. Pytam trochę zagubiony,  czy naprawdę tego nie chce? Czy naprawdę uczestniczyłem w czymś niewartym zachodu? Co robiłem/robiliśmy źle? Co mogło się Bogu aż tak nie podobać, że pozwolił to burzyć, jak  pozwolił kiedyś zniszczyć Jerozolimę? W sumieniu nie znajduję odpowiedzi... Jasne, zawsze można było lepiej...

Nastrój końca i początku nowego roku liturgicznego nie nastraja optymistycznie. Pokazuje, że wszystko ma swój koniec. Tylko pozostaje to wezwanie: czuwajcie. Staram się więc zawsze być gotowy na koniec. Swojego życia. I dojrzewam, by kochać Boga dla Niego samego, nie dla Jego dzieła. Chociaż...

I tak go kocham za Jego dzieło. Za piękno świata, za piękno ludzi, z którymi w życiu się spotkałem. Za rozmowy z nimi, za spacery, za śpiewy. Za to wszystko, co niedokończone, będzie mogło - mam nadzieję - trwać w niebie. A to, że jakieś konkretne dzieło przepadnie, skarleje?

Jego sprawa. Choć czuję się trochę podobnie do Jonasza siedzącego pod janowcem, nie będę miał pretensji. Tylko mi smutno.

 

 

 

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Kategorie