Szybkie przejście z uwielbienia w złość
dodane 2013-02-04 19:28
Kolejnym fragmentem Pisma Św. jaki analizowałem, jest piętnasty rozdział Księgi Wyjścia Starego Testamentu. W jego pierwszej części zapoznajemy się z tekstem przepięknej pieśni jaką Mojżesz wraz wybranym ludem zaśpiewali Panu Bogu w zamian za uratowanie życie od ścigajacych ich Egipcjan. Izraelici, uciekając przed napastnikami zobaczyli przed sobą morze i w zasadzie mieli tylko dwa wyjścia - albo zginąc w kipieli pietrzących się fal morskich, albo być stratowanym przez końskie kopyta oraz podziurawionym przez włócznie i miecze wojsk egipskich. Jak wiadomo odstępy morskie nagle sie rozstapiły i pokazał sie suchy ląd, po którym ucikinierzy zaczęli kierować. W momencie jednak gdy żołnierzy wjechali na suchy skrawek dna morskiego za Izraelitami, wody morskie złączyły się, pozostawiając na wieczność w swej czeluści napastników.
I własnie o tym wydarzeniu śpiewali Izraelici, chwaląc Boga za to, że ich wybawił. Ale jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli - "łaska Pana na pstrym koniu jeździ". Po trzydniowym bardzo uciążliwym marszu, zaczęło pojawiać sie zmęczenie, potęgowane na dodatem brakiem wody, który to brak przy piękącym pustynnym słońcu wprowadzał we frustrację wędrujących ludzi. I wtedy zaczęły sie narzekania przede wszystkim na Mojżesza, który padł jakby ofiarą tego, że kierował wędrujacymi. W pewnej chwili nie mógł on sobie z tymi pretensjami poradzić i zwrócił sie do Boga o pomoc w rozwiązaniu tego problemu. Całość wydarzeń dobrze sie kończy, bo efektem jest znalezienie wody co w konsekwencji równiez poskutkowało lepszym samopoczuciem i brakiem dalszych narzekań.
Dla mnie jednak najistotniejszym elementem tego rozdziału jest spostrzeżnie, które przedstawiłem w tytule tego mojego wpisu. Jak łatwo człowiek jest w stanie przejśc ze stanu euforii, uwielbienia czy wiekiej radości, w stan złości, nienawiści, wrogości. Analizując przebieg opisanych wydarzeń, wydaje sie być to uzasadnione. Ale nasuwa mi sie pytanie - czy w naszym codziennym życiu nie zapominamy zbyt szybko zdarzeń dla nas radosnych i takich w których nam ktoś pomógł? Czy w naszym ukrytym pesymiźmie życiowym zbyt łatwo nie umyka nam pamięć o pomocy jakiej ktoś nam kiedyś udzielił?
Chyba zbyt szybko zamykamy się w sobie i żyjemy tylko dniem codziennym, Bo wydarzenia których byliśmy kiedyś uczestnikami sa tylko historią, którą nie zawsze bierzemy pod uwagę, "zaliczając" kolejne dni naszego życia.