Trudna droga do doskonałości
dodane 2013-01-28 23:43
Z dużą ciekawością oraz uwagą przeczytałem 10 rozdział Ewangelii wg Św. Mateusza, który dotyczy wysłania jak byśmy to dzisiaj powiedzieli na działalność misyjną dwunastu wybrańców. Pan Jezus dając im wskazania nie ukrywał, że czeka ich niezmiernie trudne i odpowiedzialne zadanie, które będzie również niewdzięczne. Nie czekają ich bowiem żadne nagrody, nie czekają jakieś pochwały, wręcz przeciwnie - istnieje duże prawdopodobieństwo, że spotkają się z prześladowaniami nie tylko tymi moralnymi, ale równiez tymi fizycznymi. Dlatego musi ich cechować olbrzymia wytrwałość w nawracaniu na dobrą drogę ludzi i wiara, że ich praca zakończy się sukcesem może nie od razu, ale po jakimś czasie. I to wszystko jest logiczne dla mnie.
Co mnie jednak bardzo zastanowiło, to słowa Pana Jezusa brzmiące nastepująco; "Nie sądźcie, że przyszedłem pokój nieść na ziemię. Nie przyszedłem nieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy"
Zacząłem zastanawiać sie nad sensem tych słów, ktory tak na pierwszy rzut oka nijak mają się z tym co głosi kościół, a więc z miłosierdziem, dobrocią i innym tego rodzaju cechami.
Uznałem jednak, że wniosek jaki płynie z tego krótkiego może trochę szokującego fragmentu jest taki. Żeby dojść do doskonałości, trzeba wcześniej przejść przez bardzo trudną i ciernistą drogę. Trzeba może narobić sobie wrogów, by ci dopiero po jakimś czasie zrozumieli, że postępowanie, które z początku wydaje się niewłaściwym, w końcu okazuje sie być tym, które można a nawet trzeba naśladować. Ono bowiem prowadzi do celu jakim jest satysfakcja z własnego postępowania oraz pozostawienie po sobie wzorca, który będzie dawać się za przykład innym. Nie jest to łatwe, ale przecież nikt nam nie obiecywał, że będzie łatwo w życiu.