Jesteś chory więcej, niż Ci się wydaje...
dodane 2012-03-09 18:01
Kolejna refleksja z Drogi Krzyżowej...
Ciekawa rzecz, że zapominam o dość oczywistej dla katolika rzeczy, że Pan Jezus przychodzi, by uzdrowić. Nie tylko chodzi tu o prośbę o zdrowie na ciele, uspokojenie emocji, uporządkowanie uczuć, ale o coś głębszego.
Jezus chce przyjść, a ja mam Mu pozwolić na to, by uleczył wspomnienia. Bo mocno czuję się osadzony w przeszłości. To mój teren. Przestrzeń myśli, do których trzymam klucz w takim miejscu, gdzie tylko ja mam dostęp. Nie dopuszczam do tych gorzkich często tajemnic nikogo i przyklejam sobie sztuczny uśmiech i udaję, że wszystko w porządku.
A tu nie. Przychodzi chwila samotności, chwila słabości i pocieszam się czym? Rozdrapywaniem starych ran, ale też żyję dobrymi wspomnieniami, by humor sobie na prędce poprawić.
To tak naprawdę zawala umysł. Nie pomaga w rozwoju, wręcz przeciwnie hamuje i blokuje dalszą przemianę. Uwięziło mnie to w przeszłości (nawet bliskiej) i tam jestem. Nie tu - w realu, ale gdzieś, gdzie mogę poruszać się bezpiecznie. To poważna choroba duszy, którą u siebie odkryłem w zeszłym roku.
Spowiednik (charyzmatyk zresztą) zalecił mi, bym po pierwsze prosił Ducha Świętego o uzdrowienie, a po drugie, bym każdego dnia dokonywał tzw. anamnezy, czyli modlitewnej prośby o uzdrowienie wspomnień od najdawniejszych czasów do dziś. Zalecił podział na okresy w życiu i omadlanie jednego okresu podczas jednego tygodnia. Robiłem to przez cały zeszły Wielki Post. Powiem szczerze, że nie wierzyłem, że to działa. Boli potwornie, bo trzeba ten obrośnięty mchem klucz do wspomnień znaleźć, otworzyć szkatułę i mało tego! wywalić klucz jak najdalej, najlepiej tam, gdzie już go nie znajdę.
Potem o tym trochę zapomniałem, a dzisiaj chcę wrócić do tego, bo myślę, że nie należy anamneza do praktyk wyłącznie wielkopostnych. To działanie powinno mieć miejsce każdego dnia, a ilość wspomnień nie maleje, a rośnie w zastraszającym tempie.
Choroba. Tak jak w dzisiejszych czytaniach! Józefa chcieli zabić, ale "łaskawcy" postanowili zaledwie wrzucić go do studni, a w drodze wyjątku sprzedali go do Egiptu jako niewolnika. Choroba zazdrości, zawiści, a brak współczucia. Słabość do popełniania grzechu. Jak to ktoś ładnie powiedział - RAK DUSZY, KTÓRY ATAKUJE I MOMENTALNIE TOCZY DO KOŃCA.
I tak samo w Ewangelii przypowieść o właścicielu winnicy, którego tak potraktowano, jak potraktowano. Później zginął jeszcze jego syn. Choroba chciwości. W dzisiejszych czasach miła przypadłość, uważana za coś zbawiennego. Bo jak MAM, to nic mi się nie może stać. A tu lipa... Powieje huragan i ta wspaniała willa zbudowana na piasku niestety runie.
Pan Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze. Człowieka prędzej czy później dopada to, co zrobił źle. Czy to dla siebie samego, czy dla drugiego człowieka. Dlatego jest potrzebne, a nawet konieczne leczyć się z tej choroby. Spowiedź, Eucharystia, Sakrament Chorych, ale również omawianie tego problemu szerzej poprzez rozmyślanie, rozmowę z innymi i oczywiście uczynki, bo bez uczynków wiary nie ma.
Bardziej jestem chory, niż mi się wydaje...