Zwątpienie
dodane 2012-02-01 17:44
Ewangelista Marek (Mk 6,1-6) dzisiaj opisuje wspaniale jakby drugą stronę medalu. Pan Jezus przychodzi do swojego rodzinnego miasta i jest witany przyjaźnie? Niestety nie. Ludzie, który zna, z którymi był przez 30 lat odrzucają Go, wątpią w Jego moc. Dlaczego?
Bo prorokowi ciężko jest głosić "we własnej krainie". Niektórzy powiedzą: och, takie alegoryczne, legendarne przedstawienie pewnej nic nieznaczącej sytuacji. Otóż nie! Tak jest w życiu KAŻDEGO CZŁOWIEKA (!!!). Nie tylko Chrystus "zasłużył" sobie na takie traktowanie. Każdy w życiu coś podobnego przeżywa, a chrześcijanin-katolik tym bardziej. Może często nie zdaje sobie z tego sprawy, ale naśladuje w tym Jezusa, bo przechodzi przez te same praktycznie fazy życia.
Kilka przykładowych sytuacji (oczywiście tylko takich dobrych, pozytywnych):
a) córka przyprowadza chłopaka po raz pierwszy do domu, a ten, ku wielkiemu zdziwieniu obojga, jest odrzucany przez rodziców dziewczyny: a mądry, a spokojny, a grzeczny, a przystojny - absolutnie nie, niech wyjdzie.
b) syn postanawia pójść do seminarium lub do zakonu, a jest jedynakiem (zresztą, jak się okazuje - nie tylko) i rodzice nie bardzo związani z Kościołem - wiadomo, co się dzieje (zresztą w niewielu wypadkach w tej kwestii rodzice cieszą się z powołania swojego dziecka).
c) ktoś poświęcił życie dla chorych ludzi, a pozostawił "sprawy świata doczesnego" - np. odziedziczony majątek i rozdaje go przy okazji ubogim w postaci własnych uczynków miłosierdzia ku powszechnemu buntowi i niezrozumieniu bliskich.
I można by mnożyć i mnożyć przykłady, jak WSZYSCY jesteśmy we własnym "kraju" nie zrozumiani, a już chociażby w sytuacji codziennego uczestniczenia we Mszy Świętej (niby LI TYLKO).
Co to wszystko znaczy i po co ja to piszę?
Chrześcijaństwo nie jest FILOZOFIĄ, nie jest prądem ideologicznym, nie jest suchą teologią. Jest drogą podążania za Jezusem i rozdawaniem miłości. Miłość nie jest tylko romantyzmem, kwiatkiem, świeczką na stole przy romantycznej kolacji, pieszczotą, ale bezinteresownym dawaniem dobra drugiemu człowiekowi i czerpaniem sił z wiary. Takie spojrzenie od razu zsyła na człowieka mnóstwo przeszkód z zewnątrz: szykan, uszczypliwych komentarzy, dziwnych spojrzeń, a na Bliskim i Dalekim Wschodzie nawet tortur i morderstw. Bo taka miłość to ogień, który próbuje niszczyć zło wokół siebie. A zło ma wielkie oczy, ale również dużo siły i wiele potrafi namieszać rękami ludzkimi głównie. Dlatego prześladowanie (niestety, a może i stety) jest w to wszystko wpisane.
Mówi się, że cierpienie uszlachetnia. Prześladowanie również daje dużo doświadczenia i dużo do myślenia. Dlatego nie należy bać się odrzucenia własnych poglądów, tylko iść tym torem i swoim życiem pokazywać, że jest się silniejszym od tych wszystkich metod antyewangelizacyjnych i tortur psychicznych.
Znowu Ewangelia górą... i Pan Jezus wychodzi zwycięsko... A ja boję się wystawić nosa z nory i zrobić jeden krok naprzód.