Niedowierzanie
dodane 2012-02-20 17:35
Zaradź mojemu niedowiarstwu... (Mk9, 14-29).
Szczycę się tym, że wierzę i moja wiara jest mocna. Czy aby na pewno?
Kiedy wstaję mogę powiedzieć: nic mi się nie chce, bo "biomed niekorzystny" (ja mam tak, że słoneczna, ale też śnieżna pogoda mnie rozleniwia, a kiedy pada deszcz jestem pełen wigoru).
A dziękczynienie za to, że żyję? - A po co? Ślipiów nie mogę otworzyć, a tu jeszcze mam za coś dziękować? Nic mi się nie chce, nigdzie nie idę, mam czas dla siebie... Za co dziękować?
A prośba o dobry dzień? - A po co? Przecież nic dzisiaj konkretnego w planach nie mam. Mam prosić o dobry posiłek (x3) i o umiejętność wypoczywania?
A modlitwa za tych, których noszę w sercu, za dzieci, które duchowo adoptowałem, o powołania (skuteczne rozeznanie swojego i za tych, których mam w myślach każdego dnia)? - Jutro... W myśl zasady "Co masz zrobić dzisiaj, zrób jutro".
A uwielbienie Boga jakimś - choćby jednym - aktem strzelistym? - A po co? Za to, że każdego dnia walczę? Jest mi ciężko? Za co mam uwielbiać?
No, i mógłbym jeszcze zadawać pytań krocie. A tak przecież wygląda każdy dzień. Nie znamy praktycznie wartości swojej wiary. To bezcenna cnota, bez której "ani do proga". Nic się nie zrealizuje: ani rozwój, ani powołanie, ani realizacja zadań życiowych, ani nawet nie poznam czym jest łaska, czym jest miłość, itd.
Mogę tylko pogrążać się w moim "ja" i coraz głośniej mówić: "A dajcie mi święty spokój", "Mam dość swoich problemów".
No właśnie, a tym problemem - brak wiary. Ojciec dziecka, które Pan Jezus egzorcyzmował powiedział: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu". To genialna modlitwa na każdy - czy brzydki, czy ładny - poranek.