Tutaj nie ma grzeszników
dodane 2013-12-16 01:19
Parę miesięcy temu byłem na pewnej wieczornej mszy. Ksiądz wygłaszał kazanie, którego tematem było "co zrobić, żeby osiągnąć życie wieczne".
Ogólna odpowiedź była taka, że dla każdego istnieje inna rada. Co innego w celu zbawienia powinna robić żona, co innego dziecko, co innego pracodawca, co innego pracownik itp. Dla każdego była inna rada.
W pewnym momencie ksiądz zaczął mówić: "Co ja mam wam więcej powiedzieć? Przecież tu na tej mszy nie ma prostytutek. Nie ma złodziei..." W związku z tym nie udzielił odpowiedzi, co w celu zbawienia powinna zrobić prostytutka lub złodziej.
A ja miałem wtedy ochotę odkrzyknąć: "A skąd wiesz?"
Temu księdzu autentycznie się wydawało, że do tego kościoła na tą mszę przyszli sami bezgrzeszni ludzie, którzy potrzebują tylko drobnej porady. Że nie ma na tej mszy żadnych "ciężkich przypadków".
Nie wiem, skąd ten ksiądz wziął tą opinię, ale się mylił. Do kościoła przychodzi wielu grzeszników, którzy szukają odpowiedzi albo mają nadzieję usłyszeć coś, co pozwoli im odnaleźć drogę. Chodzi też sporo osób, które są już "na wylocie", którzy właściwie stracili wiarę albo przestali się czuć katolikami, ale chodzą jeszcze, żeby dać Kościołowi ostatnią szansę.
Dlaczego księża nie znają swoich własnych wiernych? Dlaczego nie próbują z nimi rozmawiać? Dlaczego siedzą gdzieś na plebaniach, zamiast pośród ludzi, którzy mogliby im wyjaśnić, że świat wygląda zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażają?