Pogoda w sobotę nas nie rozpieszczała. Co chwilę albo rozkładaliśmy, albo składaliśmy parasole. Kiedy weszliśmy do Panteonu, akurat przestało padać. Ale dzięki temu, że dzień był deszczowy, mogliśmy sami zobaczyć, że na środku Panteonu jest zagrodzony teren w kształcie koła. W suficie Panteonu jest otwór, dlatego w momencie, gdy pada, zamyka się tę część podłogi, na którą leci woda.
Już któryś raz z rzędu przekonuję się, że coś, co rozpoczyna się w jakimś konkretnym momencie, tak naprawdę swój początek ma w innym czasie, w innym miejscu. Zaraz to wyjaśnię.
Kiedy w czwartek wyjeżdżaliśmy na pielgrzymkę, pogoda dopisywała. Znaczy to tylko tyle, że nie było gorąco, nie było bardzo słonecznie i że deszcz mocno nie padał. To najlepsza pogoda do podróżowania.
Pielgrzymka zaczęła się wcześnie rano w czwartek. Przed nami była długa droga do Czech, do miejscowości Hluboká nad Vltavou.
Z perspektywy dnia dzisiejszego coraz wyraźniej dostrzegam, jak bardzo cały wyjazd na kanonizację papieży odbywał się pod opieką Maryi.
O północy wyjechaliśmy do Rzymu. Nasi kierowcy podwieźli nas w pobliże Zamku św. Anioła, skąd piechotą doszliśmy do via della Traspontina. Stamtąd mieliśmy ok. 50 m do via della Conciliazione (ul. Pojednania), która cała była już (o 3.30) zapełniona ludźmi.