Rzym-kanonizacja Jana XXIII i Jana Pawła II (27.04.14)
24.04.2014 - Dzień w drodze
dodane 2014-05-26 08:59
Pielgrzymka zaczęła się wcześnie rano w czwartek. Przed nami była długa droga do Czech, do miejscowości Hluboká nad Vltavou.
Echh, ta ludzka wyobraźnia. Kolejny raz okazało się, że nie powinno się na niej opierać, podejmując decyzje. Człowiek nie jest w stanie po prostu przewidzieć przyszłości, a nawet jej uprawdopodobnić. Zarówno w dobrym, jak i w złym, tzn. przewidzieć zarówno zagrożenia, jak i ewentualne spodziewane korzyści. A jednak ciągle się próbuje tego dokonać, a to zajmuje tyle czasu, tyle energii.
Powoli się tego uczę – bycia tu i teraz.
No i w tamten czwartek byłam w autobusie.
Na początku poznaliśmy naszego pilota, pana Jacka, który świetnie mówi po włosku, a dodatkowo zna Włochy i Włochów. Oprócz naszej grupy, zorganizowanej przez ks. Stanisława, w autobusie byli ludzie z różnych stron Polski, a nawet spoza niej. Okazało się, że oprócz ks. Stanisława, który był duchowym opiekunem tego wyjazdu, jechał z nami misjonarz, salezjanin z Białorusi, ks. Kazimierz. Co 3 – 4 godziny zatrzymywaliśmy się na postój.
Zaczęłam rozkoszować się tym czasem, w którym nie musiałam podejmować żadnych ważnych decyzji, i mogłam skupić się na tym, by oglądać, rozmawiać, słuchać, iść, siedzieć – być. To już wtedy, podczas drogi, zaczął się dla mnie czas odpoczynku.
Po południu odmówiliśmy litanię do św. Faustyny i bł. (jeszcze) Jana Pawła II. Niemalże w tym samym momencie po tej stronie drogi, którą widziałam, pojawiła się tęcza. Towarzyszyła nam aż do końca modlitw.
Tak, tęcza podczas deszczu to nic dziwnego. Jednak ważny jest moment jej pojawienia się. Tak samo przecież było w Birkenau podczas pielgrzymki papieża Benedykta XVI w 2006r.
Pan Bóg mówi do człowieka cały czas. Nawet gdy milczy ;-) Warto szeroko otworzyć oczy, uszy, serce, by dostrzec te drobne, ogromnie delikatne znaki Bożej obecności.
Czasem bym chciała, by przemówił wyraźniej, bym zobaczyła lepiej. Ale On jest Osobą – potężnym Stwórcą. Sam ustala sposób i rodzaj komunikacji ze stworzeniem. On wie, co mi pomoże, co może mi zaszkodzić, na co jestem, a na co jeszcze nie jestem przygotowana. Niczego na Nim wymusić nie zdołam, a jeśli nawet wymuszam, to przekonuję się, ze obraca się to przeciwko mnie. To uczy pokory w relacji ze Stwórcą.
A że wszelkie „komunikaty" z Jego strony pokazują, jak bardzo Mu na mnie zależy, opisują Jego dobroć i czułość, więc rośnie we mnie zgoda na to, by było, jak On chce.
Dlatego tęczą się rozradowałam bardzo, tak samo jak widokiem rozkwitających bzów.
Teraz bzy już przekwitają. Wtedy, w dzień wyjazdu, dopiero przygotowywały się do tego tu, w Polsce. Bo im dalej na południe, tym było więcej kwiatów, zapachów, barw.
Przejazd przez Czechy okazał się bardzo atrakcyjny ze względu na czeski język. Niestety, dopiero na drugi dzień zaczęłam fotografować co ciekawsze billboardy. Jednak te, które widzieliśmy w Pradze, były śmieszniejsze.
Gdy dojechaliśmy do hotelu, okazało się, że mamy jeszcze trochę czasu na odpoczynek lub zwiedzanie okolicy.
Wraz z Piotrem i naszą przyjaciółką Agatą jednomyślnie wybraliśmy się na zdobywanie wzgórza zamkowego, u podnóża którego mieliśmy spać tej nocy.
I to był strzał w dziesiątkę. Dzięki tej decyzji mogliśmy zobaczyć wspaniały zamek, choć, jak się później okazało, zobaczyliśmy go z boku, bo nie było czasu na szukanie frontu.
Hluboká to niewielkie miasto w południowych Czechach, położone nad rzeką Wełtawą. Liczy niecałe 5 tys. mieszkańców. Główną atrakcją turystyczną jest tu majestatyczny neogotycki zamek. Budowla ta swoim kształtem nawiązuje to angielskiej królewskiej rezydencji w Windsorze.
Historia zamku w Hluboce sięga czasów średniowiecznych, kiedy to na polecenie ówczesnego króla Czech - Przemysła II Ottokara z dynastii Przemyślidów wzniesiono tu pierwszy warowny gród obronny. Twierdza ta powstała pod koniec XIII wieku i początkowo pełniła funkcje przygranicznej wartowni.
W kolejnych stuleciach zamek wielokrotnie zmieniał swoich właścicieli. W pierwszej połowie XVI wieku właścicielem zamku został ówczesny cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego - Ferdynand I Habsburg. Wkrótce potem sprzedał on warownię hrabiom z Hradca, a niespełna wiek później budowla przeszła w posiadanie możnego książęcego rodu Schwarzenbergów. To właśnie za ich panowania zamek uzyskał swój obecny kształt. Stało się to za sprawą księcia Jana II Adolfa, który w latach trzydziestych XIX wieku polecił zburzyć dawny zamek, a w jego miejscu wznieść romantyczną neogotycką rezydencję. Przy projektowaniu nowego zamku pracował specjalnie sprowadzony z Wiednia znany austriacki architekt Franz Beer.
Całość zaś otoczona została blisko 200 hektarowym malowniczym angielskim parkiem krajobrazowym.
Obecnie w pełni odrestaurowany zamek udostępniony jest dla zwiedzających. Goście obejrzeć mogą m in. oranżerię oraz pełne przepychu bogate wnętrza w które skrywają imponujące kolekcje obrazów, gobelinów, broni, porcelany oraz szkła.
Tu są profesjonalne zdjęcia zamku: http://navtur.pl/place/show/1957,zamek-hlubok
A tu strona czeska: http://www.hluboka.cz/kultura/statni-zamek-hluboka
Niestety, nie sądzę, by dane nam było obejrzeć jeszcze kiedyś ten zamek wewnątrz. Ale kto wie... Pan Bóg nas tak wiele razy zaskakiwał ;-)
Chcieliśmy zobaczyć też kościół pw. św. Jana Nepomucena (Kostel sv. Jana Nepomuckého), ale był zamknięty. Z karteczki na drzwiach wyczytaliśmy, że Msze odprawiane są w nim tylko w środy i niedziele.
W drodze na zamkową górę mogliśmy już napawać się zapachem bzów. Niestety, człowiek potrafi „zabrać" ze sobą obraz miejsca, które go urzekło, nie umie (jeszcze) zabrać ze sobą zapachu bzu czy akacji.
Na zakończenie dnia w sali przy hotelowej jadalni księża sprawowali Eucharystię.