Uncategorized
Wrześniowa melancholia
dodane 2010-09-28 12:28
Jestem melancholikiem, ale to nie dlatego piszę ten wpis i niestety, mimo nazwy w nastroju melancholijnym dobrze się nie czuję...
Od dwu tygodni jestem przeziębiona i nawet nie jest to takie straszne, tyle, że lekarz (u którego byłam wczoraj - rychło w czas) kazał mi siedzieć w domu... Wprawdzie ja się do wyjść w taką piękną, deszczową pogodę też nie palę, ale koszmarnie się rozleniwiłam, siedzę, nic nie robię... Nie mam i tak za wiele do roboty, ale moje nadwrażliwe sumienie cierpi, że przecież ludzie uczą się i pracują, a ja, darmozjad, tylko się obijam...
Właściwie ten wpis będzie jednym wielkim usprawiedliwianiem się i samodzielnym rozgrzeszeniem... A lepiej byłoby po prostu spojrzeć prawdzie w oczy i nazwać rzeczy po imieniu. Ale do tego trzeba mieć odwagę, a ja jestem tchórzem...
Dobrze mi idzie wprowadzanie melancholijnego nastroju, prawda?
Nie mogę się wybrać do Spowiedzi, mimo że jako skrupulantka przygotowuję się do niej codziennie niemalże od dnia ostatniej Spowiedzi... Typowe... Oczywiście, bo może Ksiądz nie chce, albo mnie nie lubi, a ostatnio na mnie krzywo spojrzał, sratatata, sratatata... Niemniej, dla mojej przewrażliwionej osoby to jest problem... No bo jeśli on naprawdę nie chce mnie spowiadać, a nie chce też mnie tak porzucić na pastwę samej siebie, sumienia i szatana?Lipa! I tyle!!!
Wczoraj miałam jazdy nocne od 20:00 do 22:00 - co za żenada! Mało tego, że nie widziałam pasów i linii (podobno to jest do przyjęcia, bo padał deszcz i rzeczywiście były słabo widoczne), to nie widziałam skrzyżowań... Chyba trzy czy cztery beztrosko przejechałam, nie skręcając tam, gdzie miałam skręcić... Instruktor łagodnie zauważył, że wprawdzie warunki były kiepskie, ale w paru miejscach byliśmy za dnia i powinnam je kojarzyć, nie chciałam go już dobijać, że ja w nocy piechotą idąc mało rzeczy kojarzę.Chyba nie będę jeździć w nocy, to nie jest moja idealna pora, tak... Tylko egzamin jakoś trzeba zdać, a po tych wczorajszych wojażach nie bardzo w to wierzę.
W rodzinie dalej "konflikty zbrojno-wojenne", a w dodatku takie też trochę się zaczęły w mojej Parafii, która jak dotąd była dla mnie azylem i oazą. Zresztą, w Parafii już wcześniej źle się zaczęło dziać, ale mnie to nie bardzo dotyczyło, a niedawno troszku się skonfliktowałam z ks. Wikariuszem, dobrze chociaż, że z drugim i z resztą jest pokojowo i miło.
Boję się studiów i tego, że nie znajdę pracy... A jak znajdę, to tego, jak będzie. Krótko mówiąc, życia.
I tym jakże optymistycznym akcentem kończę, nie będę bardziej psuć Wam humoru. I tak zepsułam. Adieu!