Uncategorized
Refleksje życiowo - religijne.
dodane 2010-08-27 22:01
" W tym także czasie król Herod zaczął prześladować niektórych członków Kościoła" - tak brzmi pierwszy werset dwunastego rozdziału Dziejów Apostolskich (Dz 12, 1). W przypisie jeszcze wyjaśnienie, że jest to król Herod Agryppa I, siostrzeniec Heroda Antypasa, wnuk Heroda Wielkiego.
Dlaczego zaczynam notatkę od tego cytatu z Pisma Świętego?
Jestem osobą wierzącą, chrześcijanką rzymskokatolicką. Wiele, wiele brakuje mi do ideału - czyli Chrystusa, niemniej jednak staram się żyć tak, jak On by chciał, abym żyła. Oczywiście, bardzo często nie wychodzi. Ulegam swojej słabości, lenistwu, lękom, fantazjom, pysze - i w rezultacie grzeszę. Ale On daje mi cały czas nową szansę i nigdy, nigdy nie przestanie jej dawać . Kocha mnie. Dla mnie to nie jest "oczywista oczywistość", wręcz przeciwnie, czasem jest to nie do pojęcia - jak można mnie kochać zupełnie bezwarunkowo? Czasem nawet nie chcę tej Miłości, bo nie jestem w stanie jej odpłacić, ale Jezus daje mi Swoją Miłość i to, że mnie kocha, jest po prostu CUDOWNE.
Grzeszę, ale walczę. Dlatego w szkole, szczególnie w liceum, nieraz mi się "oberwało". Nieraz ktoś kpił, wyśmiewał się, kłócił ze mną, kontrolował (niestety, nie po prostu "patrzył", ale właśnie "kontrolował" ) moje zachowanie. Najbardziej dokuczało mi to w pierwszej klasie, pewnie dlatego, że wszyscy byliśmy dla siebie obcy i ludzie nie akceptowali na początku mojej - jaka by nie była - religijności. Później było lepiej. A następnie znów było gorzej na koniec trzeciej klasy. Większość już była do mnie "przyzwyczajona", a niektórzy nawet cenili to, że trzymam się swoich przekonań. Niestety, grupa dziewcząt wyraźnie chciała mi zatruć życie. Ale nie takie rzeczy ludzie znoszą. Niedawno w Polsce - poważna powódź. Niektórzy stracili dobytek życia. I nie poddali się. W pierwszych wiekach chrześcijanie byli rzucani lwom na pożarcie. I nie poddali się. Dwa tysiące lat później i chrześcijaństwo trawa wciąż - i w dodatku jest najliczniejszą religią - bo chrześcijaństwo opiera się na TRÓJJEDYNYM BOGU.
Przeżyłam liceum, co widać choćby po tym , że piszę te słowa, nie zrobiłam niczego sprzecznego ze swoim sumieniem, a nawet zyskałam wiele cennych znajomości i przyjaźni. Ludzie nie mijali mnie wcale łukiem. I cieszę się, że to się tak skończyło. Teraz wybieram się na studia i jestem po prostu przerażona. Czy nadal będę świadczyć o Bogu, czy teraz zacznę się wstydzić tego, kim jestem i w Kogo wierzę?
Nie wiem, dlaczego mam tak wielkie obawy. Kiedy zaczęłam chodzić do liceum, to też było to dla mnie całkiem nowe środowisko, a jednak potrafiłam pozostać sobą i mam teraz wielką frajdę. Teraz, kiedy jestem starsza i nieco bardziej asertywna (choć z tym trochę krucho), panicznie się boję tego, jak będzie, jak mnie przyjmą inni ludzie i jak zareagują na moją (ekhm) pobożność. Jestem osobą z dosyć niską samooceną, więc niestety zawsze za bardzo przejmuję się opinią drugiego człowieka - nawet całkowicie obcego. Z drugiej strony chyba nigdy nie zrobiłam czegoś wbrew sobie, bo to było "modne" albo "podobało się większości". No to dlaczego tak się boję tych studiów i tego jak mnie odbiorą inni?! I jak odbiorą Tego, którego - bardziej lub mniej - jakoś przecież reprezentuję?
Dlatego bardzo się modlę o to, aby dalej pozostać sobą. Ja nie muszę podobać się innym ludziom. Ja mam się starać podobać Bogu - no i sobie. I Jemu i sobie pozostać wierna. Zresztą już w liceum miałam przykład, że to wcale nie jest tak, że jak człowiek będzie chciał kochać Boga i wypełniać Jego Przykazania, to zostanie sam wśród ludzi. Przeciwnie - moi najlepsi przyjaciele, naprawdę fantastyczni, to osoby mocno wierzące. Ale szanowali mnie też mniej "gorliwi". Najważniejsze robić swoje, a raczej Boże, a z resztą Pan Bóg pomoże. Naprawdę. Tylko trzeba czasem cierpliwości :) .
No tak, koniec wymądrzania. 1 października, a raczej 2, zacznie się stosowanie tego w praktyce... Oby udane.
Panie, dopomóż mi do tego, abym pozostało Tobie wierna we wszystkich sytuacjach i chwilach mojego życia. Amen.