Hej kolęda, kolęda!
dodane 2017-12-26 13:45
"Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi" - tylko czy za głosem artystów, który rozbrzmiewa z telewizorów w wigilijny wieczór, kryje się coś więcej niż tylko garść wzruszeń nad Dzieckiem, któremu twardo i zimno?
Boże Narodzenie. Czas rodzinnych spotkań przy świątecznym stole i wspólnego kolędowania. Dziś coraz częściej śpiewaniu towarzyszy – albo, co gorsza, zastępuje je – oglądanie koncertów kolędowych nadawanych przez cały wigilijny wieczór w telewizji. Czego tu nie ma! Białystok, Katowice, Kraków, Warszawa. Kolędowanie z Polsatem, z TVN-em, z Jedynką, Dwójką – chyba już każda stacja stawia sobie za cel przygotowanie koncertu, który będzie jeszcze piękniejszy, huczniejszy, z większą pompą wyśpiewany niż ten „u sąsiada”. Można więc zanucić „Wśród nocnej ciszy” ze znanym aktorem, popularna piosenkarka w nakryciu głowy, które jednoznacznie przywodziło mi w tym roku na myśl monstrancję, ogłosi nam, że "Bóg się rodzi", a zespół znany z okładek magazynów muzycznych zagra z przytupem "Oj maluśki". W takim towarzystwie nic, tylko śpiewać! Łyżkę dziegciu do tej beczki miodu wsadził przed świętami ks. Daniel Wachowiak, pisząc na Twitterze:
Czasem nawet chciałbym zakazać niewierzącym celebrytom śpiewania kolęd, jeśli miałaby być to droga do ich zbawienia. Lepiej byłoby dla nich pogniewać się na mnie i dojść do refleksji nad własną duszą, niż po śmierci zdziwić się, że Bóg pozwala im śpiewać kolędy, ale w piekle.
Oczywiście na głowę autora natychmiast posypały się gromy, media stojące nieco bardziej na lewo podniosły larum – jak to ksiądz może zabraniać ludziom śpiewania kolęd? Przecież to taka nasza piękna, ludowa tradycja! Co więcej – śpiewamy o Bogu, Maryi, czegoż chcieć więcej? Przecież to wpuszczenie sfery sacrum w przestrzeń publiczną, a chyba o to Kościołowi chodzi...
A tymczasem to, co napisał ks. Wachowiak, można podsumować tylko jednym słowem: prawda. Bo nie trzeba szukać daleko – w Ewangelii św. Mateusza czytamy: Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. (Mt 7,21). Można by to sparafrazować: nie każdy, kto rozczula się nad tym, że Maryja „w żłóbku położyła małe Pacholątko”, że „w nóżki zimno, żłóbek twardy, stajenka się chyli”, wejdzie do królestwa niebieskiego. Jasne, można zastanawiać się, czy taka forma ewangelizacji jest skuteczna. Mnie osobiście bliższa jest metoda, w której zaczynam od Bożej miłości, od pokazania, że dla Boga mój rozmówca jest skarbem, ukochanym dzieckiem, za które Jezus oddał życie. Ale niezależnie od tego, jak długo mówię o Bożej miłości i o tym, że zbawienie jest za darmo, muszę w końcu dojść do postawienia pytania: co zrobić, aby zbawienie uczynić swoim? I odpowiedź zawsze jest taka sama: uwierz i NAWRÓĆ SIĘ, przyjmując Jezusa jako swojego Pana. Przyjęcie zbawienia oznacza, że w mocy Jezusa zmieniam moje życie tak, że to widać na zewnątrz. Dzięki Jego łasce podejmuję decyzję zerwania z grzechem. Tymczasem wielu z tych, którzy w telewizji ze wzruszeniem śpiewają o małym Jezusie, przez całą resztę roku żyją tak, jakby On nie istniał. A skoro tak, to nie ma nic ważniejszego dla każdego chrześcijanina – a kapłana w szczególności – niż przypominanie im, że życie po śmierci istnieje, a niebo i piekło to rzeczywistości, a nie tylko pobożne metafory. Oczywiście można mówić o tym w sposób pozytywny, delikatny. Ale być może w świecie, w którym furorę robi hasło „zakazuje się zakazywać”, gdzie dominuje podejście „mnie się należy”, takie nieco brutalne pokazanie, że właśnie mi się nie należy, że są takie świętości, których nie wolno mi dotykać, będzie przysłowiowym uderzeniem między oczy, które zmusi kogoś do myślenia. Być może słowa ks. Wachowiaka uświadomią komuś, że za znanymi, rozczulającymi słowami kryje się Tajemnica, której nie wolno lekceważyć. A jeśli znajdzie się choć jedna taka osoba, to chyba warto było wywołać trochę fermentu i narazić się na hejt...
Śpiewajmy zatem kolędy, ale nie ograniczajmy się tylko do pięknych słów – zróbmy w naszym życiu miejsce dla Nowonarodzonego.