Trzydzieści sześć lat. Gorzko.
dodane 2017-12-13 23:33
Trzydzieści sześć lat temu na ulicach pojawiły się czołgi. Dzisiaj zmieniła się amunicja...
Moi rodzice. Wtedy – zaślubieni sobie od miesiąca: młodzi, szczęśliwi, zakochani. Teraz – razem od wielu lat: starsi, doświadczeni, przeorani życiowymi zmaganiami, nadal patrzący na siebie z miłością.
Codzienność. Wtedy – szara i siermiężna, naznaczona PRLowskimi absurdami, kilometrowymi kolejkami, pustymi półkami w sklepach i domami pełnymi ludzi, którzy mając niewiele mieli siebie nawzajem. Teraz – kolorowa i atrakcyjna, naznaczona korporacyjnymi absurdami, kilometrowymi korkami w godzinach szczytu, pełnymi półkami w sklepach i pustymi domami, w których samotni ludzie siedzą wpatrzeni w swoje 500 kontaktów na facebooku.
Przygotowania do świąt. Wtedy – oczekiwanie na rarytasy: pomarańcze i prawdziwą czekoladę, radość z faktu, że udało się dostać spod lady coś nadającego się na prezent, wysyłanie kartek do tych, którzy są daleko. Teraz – oczekiwanie na promocje w sklepach tak zapchanych towarem, że na klientów nie ma już w nich miejsca, radość z faktu, że przesyłka z Allegro w tym roku przyszła na czas, wysyłanie hurtowych smsów z nieśmiesznymi wierszykami.
Polacy. Wtedy – sąsiedzi z jednej ulicy, stający po przeciwnych stronach barykady: jedni uzbrojeni w sztandary z napisem „Solidarność” i marzenia o godnym życiu, drudzy w pałki i karabiny, których używali patrząc prosto w oczy swoich ofiar. Teraz – sąsiedzi z jednej ulicy, stający po przeciwnych stronach barykady: jedni uzbrojeni w szczytne idee i gotowość do działania, aby swój kraj uczynić lepszym miejscem do życia, drudzy w komputery, z których w zaciszu swoich domów anonimowo strzelają hasłami pełnymi nienawiści.
Trzydzieści sześć lat temu Polsce została zadana ogromna rana. Najbardziej boli, że to nie najeźdźca, obcy, wróg, ale często sąsiad z tej samej klatki był tym, który rozbił w drobny mak życie niejednego człowieka. Dzisiaj czołgi nie wyjeżdżają na ulice, nie ma internowanych, bitych, mordowanych; ludzie nie muszą uciekać z domów w obawie przed wizytą panów w mundurach a ulicami mogą swobodnie chodzić marsze, procesje i pielgrzymki. Mamy tę wolność, w imię której tak wielu poniosło konkretną ofiarę.
Ale choć na ulicach nie słychać już karabinowych strzałów, to ta nasza wolność w praktyce jakoś kiepsko nam wychodzi. Wystarczy przeczytać komentarze pod jakimkolwiek artykułem w internecie, żeby zobaczyć, że jedyne, co się przez te lata zmieniło, to amunicja. Od strzałów słowami nie leje się co prawda krew, ale umierają marzenia, poczucie sensu i chęć do życia. I nadal robi to nie najeźdźca, obcy, wróg, ale sąsiad z tej samej klatki...
Trzydzieści sześć lat. Wydaje się, że zmieniło się wszystko. Tak naprawdę nie zmieniło się nic.
" Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę
Ale chroń mnie, Panie, od pogardy
Przed nienawiścią strzeż mnie, Boże..."