Przez dziurkę od klucza

Posłuchaj bejdaku ballady, później napijesz się piwa...

dodane 22:44

Czas akcji: Kiedy wieczór gaśnie i ustaje dzienny znój... :-)

Miejsce akcji: Miasteczko, przez które nie da się na skróty...

Bohaterowie: Krzysztof, Ryszard, Wojciech, Andrzej, Dariusz, Przemysław, 650osób - w większości bejdaków oraz nieznana liczba bieszczadzkich aniołów, czających się w zakamarkach sali.

Przebieg wydarzeń:

19.30: Miejscowe centrum kultury dawno już nie przeżyło takiego najazdu. Podobno biletów nie było już przed tygodniem. Kolejka do szatni jako żywo przypomina zamierzchłą epokę. Nie ma wyjścia, trzeba swoje odstać! Na szczęście jeszcze przed wejściem spotkałam znajomych - tak jak ja nie darowali by sobie, gdyby ich tu dziś nie było. Pomiędzy jednym a drugim czułym powitaniem dyskretnie lustruję zgromadzony tłumek. Kilkuletnie dzieci z rodzicami, sporo młodzieży i osób w średnim wieku i wcale niemała reprezentacja starszych ludzi. Barwna mieszanka - obok statecznej babci w moherowym (nomen - omen) berecie stoi młodzian w glanach i wojskowej kurtce, przed małżeństwem pod pięćdziesiątkę - dziewczę z długimi dredami. Przy tym wszystkim pełna kultura - żadnego przepychania, kłótni o miejsce...

20.00 - pierwszy dzwonek. Zajmujemy miejsca na sali - na szczęście okazały się dużo lepsze niż myślałam. Obok mnie Marta - weteranka koncertów i Damian - debiutant. Gwar na sali powoli cichnie, jeszcze tylko standardowy komunikat zabraniający nagrywania i...

20.10 - są! Jak zwykle (to mój 5 koncert, więc chyba mam prawo już użyć tego zwrotu) - wychodzą, bez słowa chwytają za instrumenty i zaczynają -

Kogo nie boli,

ten nie pisze wierszy,

bo i po co?

Wiersze piszą ci,

których boli,

tak jakby mogły one zmienić cokolwiek...

Delikatne dźwięki gitary cichną i Krzysztof zaczyna swą przemowę powitalną. Barwnym językiem, ze swadą opowiada o swojej fascynacji Jankiem Rybowiczem - poetą nieznanym szerszej publiczności, ofiarą własnego, niepokornego wnętrza. "Tabletki ze słów" - najnowsza płyta,doskonale nam już znana - jest owocem tej Krzyśkowej pasji.

20.25 - solowy śpiew Krzyśka przekonuje mnie, że płyta jest jeszcze nowością - gdyby było inaczej śpiewałby z nim już cały teatr. Jakoś tak głupio się wychylać więc nucę pod nosem, jednocześnie wpatrując się wręcz hipnotycznie w Darka - najnowszy "nabytek" zespołu. Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak wymiatał na gitarze... Po minie Marty widzę, że jest podobnego zdania. Zaczynamy wymieniać uwagi korzystając z dłoni, co wzbudza zainteresowanie sąsiadki Marty i atak śmiechu Damiana - czyżby język migowy na koncercie wygladał dziwnie?

21.10 - po mocno bluesowym (jak dla mnie za mocno... ) kawałku słychać oczekiwane chyba przez wszystkich słowa: przy graniu bluesa najlepiej bawią się ci, którzy grają, więc czas chyba na coś innego". Już po pierwszym akordzie kolejnej piosenki wybucha salwa braw. "Jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem" -na początku jeszcze cichutko, nieśmiało, pod nosem zaczyna widownia. Z każdą piosenką robi się głośniej. Krzysztof wypowiada swój sakramentalny tekst: "Myśmy przyjechali tutaj specjalnie po to, aby was posłuchać", za co otrzymuje gromkie brawa. Od tego momentu jest już naprawdę głośno. Przypadkowi widzowie są tu rzadkością, zdecydowana większość publiczności to zagorzali fani zespołu, znający na pamięć każdy ich tekst. Zamykam oczy. Przestaje istneić teatr, zima, wizja egzaminów. Teraz jestem tam, gdzie czereśnie dziko krwawią a granicy pilnuje całkiem wesoły anioł. Nieważne jaka epoka, jaki wiek, jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień i jaka godzina kończy się, a jaka zaczyna...

21.30 - pełna integracja. Na komendę zespołu wszyscy wstają (siedzieć tyle czasu jest niezdrowo...), łapią się za ramiona i zaczynają tańczyć skomplikowany taniec: prawa noga w prawo - lewa w prawo. Lewa noga w lewo - prawa w lewo. Na początku kiedy chmury pękały czarne, coraz czarniejsze było łatwo, ale po chwili nogi zaczynają się plątać. Z litości dla stóp Marty i Damiana przestaję się miotać i rozglądam się po sali. Nie widać nikogo siedzącego. Starsi, młodzież - wiek nie gra roli, wszyscy trzymają się za bary i usiłują utrzymać rytm. Ktoś coś mówił o konflikcie pokoleń? Zapraszam na koncert, potem pogadamy.

21.50 - para siedząca przed nami ze smutnymi minami opuszcza salę. Pewnie mieszkają gdzieś gdzie asfalt się kończy a zaczyna noc i muszą zdążyć na ostatni autobus... Ale show must go on! Jeden za drugim pojawiają się ukochane przez wszystkich standardy, wielu "archaicznym" piosenkom towarzyszą nowe aranżacje - biorąc pod uwagę, że zespół gra je już od 25 lat to i tak dziwię się, że jeszcze w ogóle przechodzą im przez gardła... Ale czego się nie robi dla publiczności!

22.05 - dwie bite godziny grania. Podziwiam całą ekipę, szczególnie Krzysztofa, który ani na moment nie opuścił sceny. "Spotkamy się kiedyś u studni" jest dla stałych bywalców znakiem, że koncert nieuchronnie zmierza ku końcowi. Rzecz jasna nie obywa się bez bisu - Rysiek szczerze stwierdza, że ich wychodzenie to tylko kokieteria, bo wszyscy wiedzą, że bisy będą. Na sali chyba nie ma osoby, która by nie nuciła "Czwarta nad ranem... moze sen przyjdzie?". Potem jeszcze "Bieszczadzkie anioły" i kilka innych piosenek, których niezagranie mogłoby się dla zespołu źle skończyć...

22.20 - bis numer dwa. Tym razem najnowsze piosenki. Wreszcie definitywnie zespół żegna publicznosć i wychodzi. Grali 2,5 godziny! Ale w końcu w mojej ukochanek piosence "Prosto od serca" wyznają:

I jest od ludzi moc siły

nawet o czwartej nad ranem

i trasy takie serdeczne

ze szczęścia czasem pijane

22.30 - dobrze mieć pod ręką faceta, który powalczy o nasze kurtki. Dzięki poświeceniu Damiana my z Martą możemy stanąć z boku i poobserwować jeszcze przez chwilę barwny tłumek. Spoglądam na twarze ludzi, promieniujące radością, spokojem... tego nie zobaczę na co dzień na ulicy. Wielu z nich jest obecnych tylko ciałem, bo dusze nadal hulają z zielonymi aniołami po bieszczadzkich połoninach. Zima za drzwiami przestaje być straszna. W końcu pojawia się Damian. Wychodząc z pustoszejącego teatru ostatni raz zerkam na niebieski kłębek wełny na plakacie. Mam nadzieję, że Stare Dobre Małżeństwo jeszcze nie raz zawita do mojego miasta i swoją muzyką przeniesie nas na cudne manowce...

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane