Mader
Miejsce: Berlin
dodane 2013-09-01 10:04
1 września
Moja wnuczka drepcze na placyk przy ulicy Otto Weddingena- bohatera I Wojny Światowej. Otrzymał najwyższe odznaczenia za swoją służbę. Był oficerem marynarki, a wsławił się zatopieniem w 1914 roku w niespełna godzinę trzech brytyjskich krążowników panernych.
"Weddigenweg, Weddigenweg"- Niemcy wskazują dużą tablicę z nazwą ulicy, być może nie pamiętając nawet, kim był. Bo Mała Dziewczynka spaceruje po niemieckiej ulicy.
Domy w tej okolicy są stare i zadbane. Przed niektórymi bramami w płytki chodnikowe wmurowane są malutkie tabliczki z nazwiskami. Wykonano je z mosiądzu, bo muszą wytrzymać deptanie butami, koła rowerów czy samochodów. "Co to za nazwiska?"- pytam, komletnie nie wiedząc, jakiej mam się spodziewać odpowiedzi. "To Kamienie Pamięci. To ofiary zagłady."
Ofiary niemieckich ( nazistowskich, jak się tu mówi i pisze?) zbrodni.
Jak długi czas musi minąć, by nazwiska oprawców i ofiar zaczęły się zamazywać w pamięci narodu? Czy wystarczy, że umrą ostatni świadkowie?
Z którego miejsca trzeba spoglądać w stronę Polski, żeby 1 września, a potem 1 sierpnia pytać o sens obrony kraju, walki, męczeństwa? Żeby deptać pamięć bohaterów?
Mader
mader.isma.kasia.aga@gmail.com