Mader
Dopóki żyję
dodane 2013-03-27 10:57
To niesłychane, Wielki Tydzień, piękne słońce już całkiem wysoko nad horyzontem grzało nas dość mocno, a spacerowaliśmy po placyku za kościołem po… śniegu.
Śnieg trzyma się naprawdę dzielnie w tym roku.
Przez płot widziałam, że jest msza pogrzebowa. Z. też zwrócił na to uwagę.
Mała Dziewczynka zobaczyła dopiero, gdy usłyszała dzwony.
- Babusiek… – zaczęła, bo tak pięknie do mnie mówi od jakiegoś czasu – Oć. Dzonią…
- Dzwony biją? Chcesz zobaczyć, co się dzieje?
- Kak! – ciągnęła mnie, ale nie mogłyśmy przecież wejść do środka, ani nawet na dziedziniec.
- Mamy ze sobą pieska, więc nie możemy. Ktoś umarł malutka, dlatego dzwony biją. Popatrzmy stąd, z daleka. Zmówimy modlitwę.
Nie wiem, czyj to był pogrzeb. Był dobrym albo (i) znanym człowiekiem, bo samochody nie mieściły się wokół kościoła, a ludzi ciągle przybywało. Być może był młody, bo przyjechały całe rodziny. Na pewno był kochany, bo płakali po nim. Morze kwiatów wylewało się z samochodów…
Dopóki jesteś… – szepnęłam sobie- Dopóki żyjesz… Dziękuj Bogu za każdy dzień drogi. Nawet trudnej.
- Co babusiu? Co mówis tam?- Mała Dziewczynka podniosła na mnie pytające i radosne spojrzenie.
- Że jeszcze dostałam czas… na spowiedź.
Mader
mader.isma.kasia.aga@gmail.com
fot. Henryk Borawski/Wikimedia.org