Mader
Uwarunkowania
dodane 2013-03-17 15:39
Warunki w europejskim szpitalu i wina
Dopiero nad ranem wróciłam do domu.
Siedziałam w poczekalni szpitalnej kilka godzin. Z dużym bólem patrzyłam na płaczące, cierpiące dzieci. Ich choroby były wystarczająco ciężkim przeżyciem dla nich i ich rodziców w tę sobotnio- niedzielną noc. Czekanie pięć godzin na spotkanie z lekarzem w przepełnionym, gorącym korytarzu potęgowało przygnębienie. Na twardych, wyprofilowanych, plastikowych krzesłach leżały maluchy z czterdziestostopniową gorączką czy ogromnym kaszlem. Ale i tych krzeseł brakło, więc niektórzy rodzice chodzili po korytarzu z krzyczącymi dzieciątkami na rękach. W tę i z powrotem, pięć godzin, aż do czasu skierowania na oddział.
Przycupnęliśmy z synkiem na dziecięcych krzesełkach obok automatu z napojami i ciasteczkami. Nie bardzo można było z niego skorzystać, bo kartki informowały, że przed badaniem nie wolno podawać małym pacjentom nic do jedzenia i picia.
Personel się starał, to było widać.
A warunki w tym europejskim szpitalu i tak były nieludzkie.
Niedawno przed oblicze Boga, ale co tam - dziennikarzy i opinii publicznej, przyprowadzono Matkę Teresę. Załamywano ręce nad warunkami panujacymi w jej ośrodkach, przytułkach... Podobno lubowała się w cierpieniu chorych, nie dawała im dość środkow przeciwbólowych, nie dość dbała o ich higienę... Nie pobierała wprawdzie na ich utrzymanie obowiązkowych składek i podatków. Nie miała do dyspozycji ministerstwa, armii urzędników, specjalistów od zarządzania. Być może dlatego naukowcy postanowili wymagać od niej więcej... I opowiedzieć o Jej "grzechach".
Bóg nigdy nie męczy się wybaczaniem nam. Problem polega na tym, że my męczymy się proszeniem o łaskę – powiedział dziś Franciszek.
Niektórzy wcale nie uważają, ze mają prosić Boga o wybaczenie. Przyprowadzają do Niego cudzołożnicę, która „jest winna” i już to poczytują sobie za cnotę. Przyczynili się do jej nawrócenia, prawda? Sami go nie potrzebują. Nie słuchają, co Bóg ma IM do powiedzenia. Nie rzucili jeszcze kamieniem przecież. Nigdy nie rzucają kamieniem, są tolerancyjni. No chyba, że muszą powiedzieć prawdę o czyichś grzechach. Pomóc rozliczyć się z nimi. Innym. I nie są niczemu winni, to poprzednicy, to ci inni, to cudzołożnica.
Nie patrzą w oczy niepotrzebnie cierpiącym dzieciom, nie zachodzą w „takie miejsca”. To są wszystko uwarunkowania obiektywne, a nie ICH wina.
Tak zaczęliśmy Dzień Pański. Automat podał mi buteleczkę wody pitnej w lichwiarskiej cenie dla spragnionego po wielu godzinach czekania dziecka. Na szczęście wstępna diagnoza lekarza dyżurnego, która nas doprowadziła w to miejsce, była błędna.
Inni zostali.
Mader
mader.isma.kasia.aga@gmail.com
fot.Kurt and Becky/Flickr.com