Isma
Stradivarius
dodane 2013-01-30 15:16
Pierwsze zdania Księgi Rodzaju opowiadają stwarzanie świata. Świat rodzi się dwojako: w rzeczy i w słowie. Bóg kreuje z nicości rzeczywistość i nazywa ją: dniem, nocą, niebem, ziemią i morzem. Słowa należą do procesu tworzenia, porządkują rzeczy w czasie, przygotowują je nie tylko do istnienia samych w sobie, ale także do komunikowania ich.
1.
Skrzypce z warsztatu Antonia Stradivariego noszą imiona i mają swoje losy. Jest więc Medicea, stworzona dla Medyceuszy i Perkins, który należał kiedyś do Luigiego Boccheriniego. Są Lady Tennant, Lady Hermsworth, Lady Inchiquin i Lady Blunt. Mesjasz, wykonany dla księcia de Salabue, nazwany tak z racji długiego oczekiwania na rozegranie instrumentu. Śpiąca Królewna z 1704 r. - jeden z niewielu egzemplarzy zachowanych z oryginalną szyjką. Czerwony (to rzadki kolor lakieru u Stradivariego) Soil, jeden z najpiękniejszych owoców złotego okresu mistrza, stworzony w 1714 r. dla belgijskiego przedsiębiorcy, który przez trzy i pół dziesiątka lat służył Yehudiemu Menuhinowi, żeby potem przejść w równie godne ręce Itzchaka Perlmana. Zaginiony przez blisko trzydzieści lat Książę Alkantary, odnaleziony podobno przypadkowo przez skrzypaczkę-amatorkę przy jednej z amerykańskich autostrad. Brancaccio bezpowrotnie stracony, bo zniszczony podczas nalotów alianckich na Berlin. Gibson ex Huberman z 1713 r., skradziony w lutym 1936 r. z Carnegie Hall polskiemu wirtuozowi Bronisławowi Hubermanowi, odzyskany po pół wieku z dbających o niego za pomocą pasty do butów rąk knajpianego skrzypka-kryminalisty - na którym dziś gra Joshua Bell.
I jeszcze niepewny Stradivarius, ofiarowany w 1943 r. w blasku fleszy przez Josepha Goebbelsa (może odebrany przez specjalny oddział, nazywany Sonderstab Musik, rodzinie żydowskich krewnych Johanna Straussa-syna? Ukradziony w Wiedniu w 1939 r. kolekcjonerowi Oskarowi Bondy? A może legalnie kupiony na Śląsku?) dwudziestotrzyletniej japońskiej skrzypaczce Nejiko Suwa, koncertującej dla rannych niemieckich żołnierzy w ramach „wzmacniania sojuszu”. I Stradivarius złupiony w wojennej zawierusze przez Rosjan z domu łódzkiego przemysłowca, nigdy Polsce niezwrócony, w który państwo radzieckie wyposażyło Dawida Ojstracha...
2.
Napis „Stradivarius” na papierowej torebce reklamowej niesionej przez młodą dziewczynę na krakowskiej ulicy także jest komunikatem o jakiejś rzeczywistości. Nie jest to jednak rzeczywistość osiemmnastowiecznej Cremony, świadectwo historii rozpiętej na przestrzeni wieków pomiędzy warsztatem lutniczym, pałacem lub domem kupca-konesera, nadzwyczajnie biegłymi palcami wirtuoza. Życie Stradivariusa z celulozy, reklamującego jednosezonowe Stradivariusy z poliestru lub bawełny jest zupełnie inne, niż życie precyzyjnie wygiętych i sklejonych krzywizn gęstego drewna świerkowego i jaworowego, zakończonych foremną, pełną wdzięku ślimaczą główką osadzoną na wysmukłej szyjce, tajemnicy głębi dźwięku których nie sposób po trzech wiekach dociec.
3.
Muzyka jest organicznie powiązana z czasem, bo struktury dźwiękowe organizują się w czasie, tylko w nim mogą istnieć. Upływ czasu wzbogaca muzykę, pomnaża jej tajemnicę: jak brzmiał ton wydobywany z modeli allonge Stradivariego przed trzystu, dwustu, stu laty – pod drgnieniem palców tego czy innego artysty…? Ale w epoce kultury wizerunku, różnobarwnych Stradivariusów tekstylnych, widomego i łatwo dostępnego świadectwa sukcesu i prestiżu, kiedy – jak pisał Johan Galtung - "nazbyt wielu cierpi na chroniczne migotanie obrazów, synchroniczne przeżywanie rzeczywistości jako obrazów bogatych w detale, a nie jako linii biegnących przez czas, łańcuchów przyczyn i skutków, rozumowania", nie szuka się już ani imion odpowiednich dla rzeczy, ani sensów opowieści, ani le temps perdu.
Isma
fot. Walt Stoneburner/Flickr.com