Mama_Kasia
Jak to było…
dodane 2013-01-18 14:38
Od czasu do czasu zachodzę z robótką do pewnej Starszej Pani. Słucham jej wspomnień, np. o tym ile kobiety na wsi musiały się narobić.
- A bo to obiad codziennie trzeba było ugotować. Lodówek nie było, więc i zupy nie dało się na dwa dni ugotować (przynajmniej jak ciepło było). Wyprać na tarce. A nas sześć osób w domu. Pięciu chłopów wykarmić, bo ciężko pracowali. Obrządek.
Siedzę wygodnie, popijam herbatę, w dłoni szydełko. Opowieść się toczy.
- Moja mama płótna tkała i przędła najpierw wełnę na te płótna. Też się uczyłam, ale mi tak równiutko nie wychodziło, bo to i trzeba było wiedzieć jak pociągnąć. Ale tkać lubiłam. O, jaka to przyjemna robota była.
Wspomnienia rozjaśniają pomarszczoną buzię.
- Wieczorami kobiety zbierały się po domach. Raz u jednej, następnego dnia u drugiej. Kołowrotki furkotały, aż wiatr był z tego. …Porozmawiało się, pośmiało, pożaliło, poradziło. …A my – dzieci w kątku razem się bawiliśmy.
Twarz trochę posmutniała.
- Ale ciężko było.
- Teraz za to wygodę mamy – uśmiech nie opuszcza Starszą Panią. – Jak zupy nagotuję, to mam na parę dni. Chleb kupuję i zamrażam porcje po parę kawałków. W pralce mogę uprać. Dobrze jest. …Bo sama nie daję już rady. Ramiona bardzo bolą. Już nawet na drutach nie mogę robić.
W małym mieszkanku cisza.
- I jak tu żyć? – westchnęła. - Coś bym porobiła, ale siły nie mam. Coś bym porobiła…
Mama_Kasia
mader.isma.kasia.aga@gmail.com
fot. Richard Elzey/flickr.com