Mader

Puk, puk. Kolęda

dodane 11:02

"A niech puka". Bardziej się skuliła i naciągnęła na siebie koc.

 

Tak, widziała kartkę o dzisiejszej kolędzie przed wejściem na klatkę schodową. Swoją drogą dość niefortunnie ją wieszają, bo większość mieszkańców wjeżdża windą od strony garażu i wiele tygodni nie widzi frontowego wejścia. Ale ona właśnie sprzedała samochód: spłaciła dwie raty kredytu- zaległą i bieżącą - i zostało jej jeszcze na miesiąc życia Miesiąc… co to jest? Czas od jednych do drugich płatności. Mogły mieć numery, zamiast nazw.

Co powie księdzu? Kiedyś… kiedyś mogło być inaczej, obiecywali sobie z, pożal się Boże, narzeczonym – prychnęła-  że to coś wielkiego. Teraz została sama. I jeszcze TO.

Może jakiś film? Nie, nie potrafię ostatnio wybrać filmu – uświadomiła sobie. Wzięła do ręki książkę, którą zaczynała już dwa razy. Rozległo się pukanie, mało, walenie w drzwi naprzeciwko. Przecież mamy dzwonki – pomyślała. Potem było słychać wesołe głosy, drzwi się zatrzasnęły. Szczęśliwcy. Cała rodzinka. Czemu oni to potrafią, a ja nie? - powstrzymała łzy napływające do oczu, jeszcze raz zlustrowała pokój. Jeszcze mogłaby go ogarnąć, może mogłaby udawać, że nic się nie dzieje, może mogłaby po prostu powiedzieć, ze jej ciężko, poradzić się. Bzdury! Niedomyte filiżanki zostaną na swoim miejscu! Nie mam siły na kolędę. Pieniędzy też nie. Odłożyła książkę i zwinęła się na sofie, Próbowała zasnąć, ale przez sen dotarły do niej odgłosy pożegnań i puk, puk wyraźne, choć bardziej ciche, niż do poprzednich drzwi. Puk, puk i puk puk. A niech puka. Bardziej się skuliła i naciągnęła na siebie koc.

 

Obudziła się i spojrzała na zegarek- Dziesiąta. Już po wszystkim. Trzeba wyrzucić śmieci. Potem przejrzę fejsbuka.

Na  klatce schodowej umilkły już odgłosy poruszenia, a psy przestały poszczekiwać. Spokój i cisza, jak zawsze. Tak jak lubi. Wjechała z powrotem na górę, drzwi windy otworzyły się i zobaczyła przed sobą…( Jakżeby inaczej przy moim pechu- przemknęło jej przez myśl) księdza. To na jego msze chodziła w niedziele. Jak jeszcze chodziła. Twarz miał równie szarą, jak ona. Też był wyczerpany.

 - O. Doczekałem się. Tak pomyślałem, żeby tu wrócić. Taka szczęśliwa myśl – wykrzesał z siebie uśmiech.

 - Ale… - kręciła kluczami w dłoni- ( No swoją drogą ja mu się teraz po prostu rozryczę) – Ale ja jestem nieprzygotowana. Zupełnie. Bałagan, wie ksiądz. Pieniądze... (Odstraszę go może?)

E…- tym się nie przejął zbyt mocno – Może na mnie nieprzygotowana, Panu Jezusowi za dużo nie trzeba. Tylko pomodlimy się wspólnie i pobłogosławię… - przerwał widząc, jak jej drżą ręce.

 

Mader

mader.isma.kasia.aga@gmail.com

 

fot. Circa Sassy/Flickr.com

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024

Ostatnio dodane