Pięciobój
dodane 2012-08-13 23:36
M., ledwo zlazłszy z konia, wśród chaotycznych usiłowań ustania na wyprostowanych nagle własnych nogach, przemówiła stanowczo: Kartę pływacką mam, biegam szybko, konie są świetne. Mamo, mogę się nauczyć fechtować jak Baśka Wołodyjowska i trenować pięciobój nowoczesny…!
…ja ją znam, ona gotowa do tego rzeczywiście doprowadzić – przemknęło mi przez myśl, spłoszoną jak przed kilkoma minutami wierzchowiec M. na widok stada gołębi-kamikadze.
- M., najbliższy klub pięcioboju jest w Brzesku. Albo w Tarnowie… Warunków nie ma.
- To można trenować każdą dyscyplinę osobno. Nawet lepiej. A jak chodzi o moje warunki, to dlaczego bym miała nie mieć? Owszem, pływak powinien być wysoki – ale znowuż na konia to lepiej być jak najdrobniejszym. Wiesz: jak się na jednym straci, to na drugim się zyskuje.
- No wiesz, nie znam się – powiedziałam asekuracyjnie, jako posiadaczka wieloletniego zwolnienia z wuefu – ale ty przecież grasz na skrzypcach. Jak się na jednym zyskuje, to na drugim się traci, i…
M. zapadła w otchłań egzystencjalnej refleksji, machinalnie polepując zmachanego Oggiego po zgrabnym łbie.
- Niby tak. Ale jak nie spróbujesz, to nigdy nie będziesz wiedzieć, czy nie byłabyś lepsza, najlepsza, w czym innym. Na przykład ci nasi sportowcy na olimpiadzie, co im nie wyszło. Może oni powinni byli spróbować grać na skrzypcach..?
Isma
mader.isma.kasia.aga@gmail.com
fot. mnsc/Flickr.com