Isma
Patron dla domu (kultury)
dodane 2012-06-19 22:30
Próby przed premierą są coraz bardziej intensywne, co oznacza, że coraz więcej czasu spędzam czekając na zamkniętą w sali teatralnej M. Ze ścian korytarzy wyzywająco patrzą - na dziesiątkach fotografii - głęboko osadzone szare oczy młodego, ciemnowłosego mężczyzny o trójkątnej twarzy. Nazywał się Andrzej Bursa i był poetą ("poetą wyklętym", trzeba koniecznie dodać). To patron tutejszego młodzieżowego domu kultury.
***
Ożenił się mając lat dwadzieścia, w kilka miesięcy po ślubie został ojcem. Zaczął studiować dziennikarstwo, żeby za moment przenieść się na bułgarystykę. Żona Ludwika była studentką rzeźby na ASP. Biedowali. Mimo wspaniałych pomysłów na zapewnienie rodzinie stałych dochodów - jak hodowla pieczarek lub królików, zbieranie wełny zrzuconej przez lamy w ZOO czy zbyt papierowych żabek-petardek własnej konstrukcji - w końcu zatrudnił się jako dziennikarz w krakowskim "Dzienniku Polskim". Pisał reportaże z PGR-ów i znienawidzonych małych miasteczek, w których ludzie wiedli zgoła niepoetycką, szarą egzystencję pozbawioną jakiegokolwiek indywidualnego sensu. Za życia zdążył opublikować ledwie kilkanaście wierszy w czasopismach i zobaczyć na scenie jeden swój skecz, ale wydawnictwo odrzuciło jego pierwszy tomik poetycki. Miewał napady gniewu i buntu przeciwko przygniatającej perspektywie dorosłości i odpowiedzialności. Umarł nagle na serce, we własnym mieszkaniu, na oczach żony, w dwudziestym szóstym roku życia. Pogrzeb był bez księdza - podobno odgrażał się, że zażąda wypisania z rejestrów krakowskiej parafii św. Anny, i najpewniej rzeczywiście do tego doprowadził.
***
W nieukończonym Bursowym "Zabiciu ciotki" jest scena spowiedzi: penitent rozpoczyna ją od wyznania, że stracił wiarę, ale nie robi ono żadnego wrażenia na znużonym księdzu. Po wymienieniu kilku powszednich (a może raczej: powszednio występujących) grzechów, ponaglany obojętnym "co jeszcze, synu" - bohater wyznaje więc, że jest mordercą. Dopiero ta okoliczność wzbudza ożywienie i zinteresowanie spowiednika - i to zarówno to motywowane czysto ludzką ciekawością ("jak to było?"), i to kościelno-urzędowe ("o, synu, żałuj czynu swego i płacz nad duszą swoją").
"- Więc dlaczego, synu, dlaczego?
- W zbrodni szukałem ukojenia.
- Ukojenie możesz znaleźć tylko w modlitwie.
- Jestem za młody, by spędzać dni na modlitwie.
- Ależ, synu... - zirytował się ksiądz. - Jest przecież tyle innych grzechów... "
***
U Dostojewskiego Raskolnikow zabija lichwiarkę, żeby potwierdzić swoją wyjątkowość. Początkowo zupełnie amoralny, zaczyna coraz wyraźniej rozpoznawać głos sumienia, odnajdywać Chrystusową Ewangelię w bezinteresownie kochającym człowieku. Tak rodzi się w nim skrucha.
Bohatera Bursy gryzie nie sumienie, a wyłącznie trudność ze skutecznym pozbyciem się trupa ciotuni. Spowiedź Jureczka jest rytuałem, teatralną improwizacją dwóch usiłujących sprostać wymogom konwencji aktorów, grą o wielu możliwych zakończeniach (w tym tak zbanalizowanych, jak naiwna księża wizja piekła ognistego), ocenianych z punktu widzenia estetycznego efektu dla komponowanej z własnego życia fabuły. Morderstwo zresztą też jest grą, niefortunnie obliczoną na przełamanie życiowej nudy i rutyny.
Dwie postaci, dwie historie stworzone w autorskiej wyobraźni. Naglące pytanie: gdzie znajdują się źródła i motywacje wyboru przez człowieka patrona dla siebie, dla swojego domu, swojej kultury? I dlaczego: "Andrzej Bursa", a nie: "Jezus Chrystus"?
Isma