Isma
Ńespodźana, wszechpszeńikająca i z nug waląca...
dodane 2012-06-05 14:31
Od kilku dni zamieszczamy w profilu Okna na cztery strony świata na Facebooku grafiki z fragmentami rozważań Jana Pawła II o Najświętszym Sercu Jezusa. Rzecz jest najzupełniej serio, ale nazwę nosi na pierwszy rzut oka nie nazbyt poważną: KTO MA OK(n)O, NIECHAJ PACZY.
Nie ma chyba internauty, który nie znałby „paczaizmów” – dowcipnych obrazków z charakterystycznym kotem o szeroko otwartych oczach („co ja pacze”), które opanowały w ostatnich miesiącach świat wirtualny. Pierwszy mem z paczącą kotką Helią miał wyrażać po prostu refleksję nad bezmyślnym żeglowaniem po sieci: ”u licha, jakim bzdurom poświęcam swoją uwagę…?” Ale wrychle pojawiły się utrzymane w paczaistycznej konwencji parafrazy i żarty językowe: a to, że największym żyjącym aktorem jest Al Paczino, a to, że „chłopaki nie paczą”, a to absurdalne zagadki (w tym moja ulubiona: „Co robią lekarze w kuchni? Leczo”), a nawet kompozycje całkiem serio („Co ja fprowadzam” w rocznicę stanu wojennego).
Czy paczaizm jest tylko sztubackim wybrykiem, bezmyślnym wypaczaniem (!) polszczyzny, nad której współczesnym spektakularnym upadkiem wypada nam ubolewać? Wszak zjawisko zanegowania ortograficznej poprawności, swoistej gry językowej mającej przykuć uwagę odbiorcy, uświadomić mu, jak bardzo kulturowa rutyna warunkuje jego odbiór treści, ma już nieomal stuletnią historię…
„My, ludźe o szerokih płucah i rozrośńętyh barach, kihamy od mdłyh zapahuw waszego wczorajszego mesjańizmu, a proponujemy wam mesjańizm nowy, jedyny, wspułczesny i szalony. Jeżeli ńe hceće być narodem ostatnim w Europie, a pszećiwńie, narodem pierwszym, pszestańće raz karmić śę starymi ohłapami z kuhni Zahodu (stać nas na swoje własne menu), a w wielkim wyśćigu cywilizacji o rekord krutkimi, syntetycznymi krokami zdążajćie do mety. Pszystępujemy do budowańia nowego domu dla rozszeżonego Narodu Polskiego, ktury w starym pomieśćić już śę ńe może. Sami ńe podołamy. Wzywamy wszystkih żywyh, ńe mieszczących śę i hcącyh do pomocy” – pisał w 1921 r. Bruno Jasieński, ogłaszając „Manifest w sprawie natychmiastowej futuryzacji życia”. Życie, stwierdzał poeta, przechodzi okres wyradzania się i neurastenii. Zamiast być „radością i dytyrambem” przybiera formę „ciężkiego, narzuconego z zewnątrz obowiązku”. Stare kategorie estetyczne przeżyły się – zaś nowych jeszcze nie ma. Sztuka adekwatna do wymogów epoki powinna być tętnem i życiem dnia codziennego, a nie hobby histerycznych pięknoduchów.
Trudno wskazać prąd literacki silniej się odcinający od wiary w Boga niż futuryzm. A jednak można znaleźć pewną analogię dla głoszonego przez Jasieńskiego ideału: budowania domu sztuki, która, niekrępowana nadmiarem językowej formy, stapia się w jedno z powszednim życiem – w myśleniu i mówieniu o doświadczeniu chrześcijańskim nie jako o zewnętrznej, rytualnej dekoracji, ale jako o tym, co przenika człowieka i jego codzienność, daje mu nowe życie, nową radosną tożsamość.
Bo przecież treść orędzia chrześcijańskiego jest naprawdę, jak by to powiedział Jasieński "ńespodźana, wszechpszeńikająca i z nug waląca".
...kto ma uszy, niechaj słucha.
KTO MA OK(n)O, NIECHAJ PACZY...!
Isma
mader.isma.kasia.aga@gmail.com
fot.thedimka/Flickr.com