Isma
Ogniste języki: dar milczenia
dodane 2012-05-27 16:43
I padało - i nie padało. I szlak był wybrany – i ścieżka poprowadziła po swojemu, jak zwykle. I, jak co roku, kiedy już wydawało się, że na Srebrną Górę nie dojdziemy – z zieleni wyłoniły się najpierw kramy, potem karuzele, a w końcu – ostatnie kilkadziesiąt metrów drogi do eremu. Dlaczego właściwie co roku odwiedzać w ten sam czas – Czerwoną Wielkanoc - to samo miejsce, w którym od dawna zna się wszystko?
Jest w kamedulskiej pamięci historia o grupie turystów, która nawiedziła Bielany i poprosiła o oprowadzenie. Przeor chętnie pokazał kościół, budynki gospodarcze, ogród, domki mnichów. Raz, drugi, trzeci obeszli te same miejsca. W końcu ktoś zwrócił uwagę: „ojcze przeorze, jesteśmy po raz kolejny w tym samym miejscu!”. W odpowiedzi usłyszał: „już wam się znudziło? A my to oglądamy każdego dnia przez całe nasze życie!”
Jeszcze przed V Soborem Laterańskim i wystąpieniem Lutra, gdy pojawił się projekt reformy Kościoła, kameduła Paweł Justiniani miał już gotowy projekt odnowy, dzięki któremu papież uznał kamedułów za ludzi wyjątkowo odpowiedzialnych za Kosciół i zaczął podsuwać możnym pomysły fundowania nowych eremów kamedulskich. Do Polski biali bracia przybyli po Soborze Trydenckim i okazało się, że ich rola w czasie kontrreformacji była niepoślednia. Choć nie prowadzili, jak jezuici, słownej walki o Kościół w wymiarze zewnętrznym. Nie szukali nowych lądów i języków. "Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich."
Kameduli po prostu byli i trwali. Każdego dnia, przez całe życie. W nieustannej kontemplacyjnej ciszy – niezachwiani w wierze Kościoła.
Isma
mader.isma.kasia.aga@gmail.com
fot. Wuhazet/WikimediaCommons