Mader
Do obory!
dodane 2012-05-05 13:03
Wybieram chwasty spośród kwiatków. W kąciku leśnym, niedaleko domu, kwitną już poziomki i mnóstwo maleńkich fiołków. Najwięcej jest nakrapianych, kupionych kilka lat temu „na próbę”, nieco mniej - pięknie pachnących białych i klasycznych – fiołkowych.
- Idziemy do obory? - pyta mnie ni to prosząco, ni ponaglająco syn. Czuję się, jak zaganiana do dojenia, a przecież to od pracy mnie odrywa: na spacer.Ale jaki! Na spacer do obory!
- Jeszcze jakieś piętnaście minut, dokończę ten kawałek. - proszę. Wydaje mi się, że jeden z kwiatuszków, mocno zagłuszony, poddaje się. To ostatnia chwila, żeby mu pomóc. Jeszcze przed burzą.
- No dobrze, piętnaście! Ale nie więcej! - mówi surowo.
To było o piętnaście za dużo – myślę za kilkadziesiąt minut czując ból pleców. Z umytymi paznokciami, w wyjściowych spodenkach maszerujemy po wiejskiej drodze. Z tyłu dobiega: „Zaczekajcie” i dołącza reszta rodziny. Mała Dziewczynka ma szczęśliwą minę, bo już wie, dokąd zmierzamy. Na dole w wózku jest zerwana dla ulubionej krowy trawa ( „Ciekawe mamo, czy lubi mlecze, co?” - kompletnie nie mam pojęcia!), w kieszeni jakieś drobniaki na lody w wiejskim sklepiku.
Gospodarze śmieją się na nasz widok. No tak, dzieci z miasta. Dla nich małe cielęta to atrakcja. A cielęta i krowy już czekają na głaskanie i przytulanie. Dziś są trochę niespokojne.
W powietrzu czuć burzę. Tylko małe dzieci i zwierzęta boją się burzy? Ale razem raźniej.
Mader