Isma
Czerwień
dodane 2012-04-27 13:50
Karol Wójciak zwany Heródkiem ociosywał grubo polana na swoje świątki, kozikiem zaznaczał zaledwie zarys szeroko otwartych okrągłych oczu i małych ust. Bezrękie anioły, zasiedlające stajnię, w której mieszkał ich twórca, wynoszone przez niego dla towarzystwa na łąkę, na której pasał bydło, dostawały skrzydła z gontu, jeden tylko Chrystus Zmartwychwstały w czerwonej szacie musiał mieć sękate ręce z patyków, żeby w nich trzymać chorągiew.
Barwne toporne klocki pastucha z Lipnicy Wielkiej na Orawie są przejmującym świadectwem borykania się prymitywnego artysty z prostą materią, a bardziej nawet - z własną niedoskonałością. Wyrażają dramat oderwania się od postrzegania zmysłowego i pragnienia przebywania w sferze sacrum, której wspaniałości nie umie się wydobyć z ukrycia i objawić tak pięknie, jak dyktuje intuicyjny twórczy impuls.
W Heródkowej palecie barw czerwień – najstarszy kolor symboliczny, barwa bożków pogańskich - była kolorem najpierwszym i najważniejszym. Kiedy nie miewał jeszcze darowanych resztek farb do malowania swoich rzeźb, próbował je barwić na czerwono, obtaczając posmarowane klejem klocki w okruchach potłuczonych cegieł. Później, gdy zdarzało się, że skończyła się darowana olejna farba, do wymalowania czerwonej szaty używał własnej krwi. W topornym Heródkowym Chrystusie szkarłat ludzkiego grzechu prawdziwie zmywał się czerwienią męczeńskiej ekspiacji. W jakimś sensie dokonywało się już tu na ziemi – przez ofiarę i przez piękno (...brzydkie piękno…) - prawdziwe przebóstwienie człowieka, jego autentyczne „bycie w Chrystusie”.
Jest też czerwień kolorem ognistych języków Pięćdziesiątnicy. Odblaskiem sławionego w paschalnym Exsultet „słońca, które nie zna zachodu”. Ogniem, w którym Pan chrzci swoich wybranych i wypala świętość człowieka.
Isma
mader.isma.kasia.aga@gmail.com