Mader
W deszczowy poranek o dzietności
dodane 2012-04-23 11:44
- Pani, przecież bogactwo kraju to nie od ilości ludzi zależy, nie? - filozofował towarzysz spaceru z psem i nie pozostawiając mi czasu na odpowiedź, udzielił jej sobie sam – No nie od dzietności, bo by najbogatsze były te najludniejsze kraje! To Kościół tak o tej dzietnosci i dzietności mówi!
Trochę sie skuliłam w sobie, bo nie dość, że poranek, nie dość, że padało...
- Kościół o tej dzietności mówi dlaczego? - i zanim zareagowałam, zakończył triumfalnie – Bo o kasę chodzi! Pani rozumie: za chrzty, komunie, śluby, pogrzeby! - dreszcz mi przeszedł przez plecy ( może zimno?) - Ile to kasy do tego Kościoła idzie! - wyraźnie rozkręcał się w monologu, chcąc uświadomić głupszą, a może nawet zindoktrynowaną kobietę.
- Ja jadę, już za kilka dni do siebie, na działkę, wie pani. Na wakacje jedziemy z żoną– no mógł, był na wcześniejszej emeryturze, wnuków nawet śladowych ilości... - Tam ludzie mnie lubią. Rok temu, jak mnie pogotowie zabrało, bo chory byłem, myślałem, że umrę... Więc... co ja mowiłem? A! Jak mnie to pogotowie zabrało, to modlili się za mnie wszyscy... w kościele msza za mnie była. - spojrzał wyczekując na moją reakcję.
- To musi pan często do tego kościoła chodzić, na tacę dużo rzucać, jak aż msza była i tak się gorliwie modlili – palnęłam.
- Co też pani! - oburzył się odruchowo – Co też, tym złodziejom bym dokładał... - nagle przerwał, pierwszy raz patrząc na mnie uważnie.
Mader