Archiwum. Marzec 2012
dodane 2012-03-29 14:56
Archiwalne wpisy w Oknie na cztery strony świata.
Bardzo was z sobą mam...
piątek, 30 marca 2012
W 1987 roku Jan Paweł II mówił do młodych, zgromadzonych pod Oknem na Franciszkańskiej 3, i wołających: "Weź nas z sobą": "Oczywiście, nie mam dla was biletu lotniczego ani żadnego innego, ale od początku, od 78 roku was z sobą zabrałem i bardzo was z sobą tam mam. I nie ma tam dnia, żebyście nie byli ze mną ".
"Bardzo was z sobą tam mam": już nie na Franciszkańskiej 3.
Mader
Isma
Mama_Kasia
Samboraga
Opera seria
czwartek, 29 marca 2012
Znacie mit o Minotaurze, Tezeuszu i Ariadnie? Znacie. To posłuchajcie…
Pokonawszy Minotaura, Tezeusz wydostaje się z labiryntu przy pomocy zakochanej w nim Ariadny i jej przewodniej nici. Niestety, niewdzięczny, porzuca kreteńską księżniczkę już w drodze powrotnej do Aten, na wyspie Naxos. Opuszczona dziewczyna czeka na śmierć, tęskniąc za wiarołomcą, aż do dnia, w którym na wyspie pojawia się bóg Bachus i, urzeczony jej pięknem i smutkiem, ofiarowuje jej – biorącej go wprzódy za posłańca śmierci - swoją miłość.
Richard Strauss i jego libretcista Hugo von Hofmansthal przydali tej opowieści nowe ramy fabularne: konwencję teatru w teatrze. Oto młody kompozytor przygotowuje, na zamówienie bogatego mecenasa sztuki, premierę swojej opery „Ariadna na Naxos”. Ku jego zdumieniu, opera ma poprzedzać pokaz włoskiej komedii improwizowanej „Zerbinetta i jej czterej kochankowie”. Zdumienie okazuje się tym większe, gdy okazuje się, że wskutek decyzji mecenasa obie sztuki mają być wystawione równocześnie, iżby widzowie zdążyli następnie na finałowy pokaz sztucznych ogni. Kompozytorowi wydaje się niepodobieństwem połączyć wyrafinowanie muzycznego wyrazu egzystencjalnych niepokojów z prostacką jarmarczną rozrywką, a jednak…
Czy kiedy Zerbinetta kwituje odejście przemienionej miłosną fascynacją Ariadny w objęciach Bachusa stwierdzeniem, że każda tęsknota i każda utracona miłość kończy się tak samo: znalezieniem nowego obiektu uczuć, ma rację? Czy rzeczywiście tylko kwestią czasu jest, kiedy „jedyny” zostanie zastąpiony „następnym”? Czy wulgarne figle z którymkolwiek bądź spośród czwórki kochanków to to samo, co miłość niespodziewana, trudna, początkowo brana za śmierć?
A może jednak operowa maska skrywa głębię prawdy o pragnieniu całkowitego oddania się – temu, kto potrafi przemienić życie samotne (czy to na bezludnej wyspie, czy to wśród tłumu obojętnych ludzi) w życie mające sens, opera seria? „Już nie jestem ten sam” – wyznaje Bachus Ariadnie. I ona już nie jest ta sama. I może jest tak z każdym końcem, który może stać się poczatkiem?
Moja córka lubi zyciowe opery. Taka jest „Ariadna na Naxos”.
Isma
Napotkani na Drodze
środa, 28 marca 2012
Najpierw usłyszałam jej głos. Był silny, wyraźny, piękny, więc niemal odruchowo odwróciłam głowę w jej kierunku. Stała zapatrzona w obraz Stacji Drogi Krzyżowej, którą szliśmy. Nie płakała, nie była nawet mocno wzruszona, ale uważnie słuchała każdego słowa rozważań, powoli klękała, głośno mówiła, a potem śpiewała... no śpiewała pięknie. Ludzie wokół niej także wykonywali wszystkie gesty uważniej i staranniej, jakby udzieliła się im jej postawa.
- Jestem w tym kościele pierwszy raz, jak tu przystępuje się do Komunii Świętej? - zapytała mnie szeptem. Poszłyśmy więc razem. Potem klęczała obok mnie przy relikwiach Błogosławionego Jana Pawła II, który mówił kiedyś: Kto jeśli nie Boski Skazaniec, może pojąć w pełni cierpienie tego, który spotyka się z niesprawiedliwymi oskarżeniami? Kto, jeśli nie Król wyszydzony i upokorzony, może zaspokoić oczekiwania tylu mężczyzn i kobiet pozbawionych nadziei i godności? Powiedział też: Każdy doznaje wstrząsu na myśl, że nawet Syn Boży nie oparł się mocy śmierci, ale wszyscy ze wzruszeniem uświadamiamy sobie, że Chrystus tak głeboko wszedł w naszą ludzką kondycję, iz zgodził się nawet zaznać tej całkowitej bezsilności, jakiej czlowiek kosztuje w chwili, gdy jego życie gaśnie.
- Dziękuję- szepnęła, podnosząc się i idąc do wyjścia, chociaż to ona obdarowała swoją obecnością i śpiewem to miejsce.
- Dziękuję, że Pani była – odpowiedziałam, ale nie wiem nawet, czy mnie usłyszała.
Mader
Ciepło - zimno
wtorek, 27 marca 2012
Termometr mnie kilka dni temu ucieszył – 20st.!
A to przecież marzec dopiero.
Nigdy nie byłam zbyt ciepłolubna, ale ‘nigdy nie mów nigdy’ i stało się ;)
Opatulam się szalami, kocami i misiowymi polarami.
I to nie tylko, gdy samo spojrzenie na termometr mrozi: -27 st.
Jeszcze czekam, choć było już kilka zwrotów, przekładanych terminów, jak w dziecięcej zabawie w ciepło – zimno. Ale zrządzeniem Opatrzności wciąż czekam. Adwent czy Post? Jest i „oczekiwanie”, są i ograniczenia , odkrywane w międzyczasie nowe trudności, nowe niedogodności.
Czekam. Trwa Wielki Post, dla mnie inny niż wszystkie, adwentowo – postowy. Wielkanoc spędzam jeszcze w domu.
Najlepszy, wybrany dla mnie czas nadejdzie. Na razie tylko Bóg wie, kiedy.
Samboraga
Niby drobiazg
poniedziałek, 26 marca 2012
Remont w domu. Łazienka rozgrzebana. Ubrań znaleźć nie można. Do tego zmiana czasu, i to po sobotnich imieninach mamy. Nerwowy niedzielny poranek. …Wiedziałam, zakładając spodnie do kościoła, że to nie tak ma być. Co niedziela, od lat, pielęgnowałam niedzielny kościołowy strój świąteczny – spódnica obowiązkowo (z wyjątkiem wyjazdów). …Trudno, nie chce mi się. Wkładam spodnie. Pewnie nikt nie zauważy…
Wchodzę do zakrystii po mikrofon (mam komentarze do czytań), a br. Marek - nawet Szczęść Boże nie zdążył odpowiedzieć – tylko od razu z wielkim zdziwieniem:
- W spodniach?!
A myślałam, że nikt nie zauważy!
Ale dobrze mi powiedział :) I tu nie chodzi o to, czy spodnie, czy spódnica, ale o to, że odpuściłam sobie. Niby drobiazg, ale dzień składa się z drobiazgów.
Mama_Kasia
Za porządkiem
niedziela, 25 marca 2012
Karol Wójciak, zwany Heródkiem, mieszkał w stajni. Skończył dwie klasy szkolne – akurat, żeby nauczyć się czytać i pisać, trochę liczyć. Liczyć trochę jednak tylko, bo bardziej liczyć trzeba było na własne ręce: umiały wyrzezać z korzenia zwierzątko, a z polana – postać ludzką. Albo i nie-ludzką, Boską. I na oczy jeszcze można było liczyć: ogromne, okrągłe, przepaściste, w których otwierała się dusza. Chociaż – czy Bóg ma duszę?
Duszę mają za to skrzypce: też własnoręcznie wyrzezane, dwustrunne. Heródek gra na nich na weselach, a na codzień nosi w wielkiej kieszeni, doszytej do płaszcza, z którym się nie rozstaje - czy lato, czy zima. Kiedy muzykuje, mniej się wtedy z niego śmieją wioskowe ludzie, patrzące podejrzliwie, kiedy na lipnickich polach ustawia swoich Chrystusów i jamiołki, żeby Bożego świata strzegły przed ludzkimi złymi rękami i oczyma, do pobożności zachęcając. Bo piekła Stwórca nie wymyślił, tylko ludzie, co sobie zło wzajemnie wyrządzają.
Więc póki co, na świecie wszystko ma być za porządkiem: Bóg Ojciec wielgachny, z grubego pnia. Pan Jezus, wiadomo, mniejszy – szorstkie i popękane całe, umęczone drewienko. Biskupi jeszcze mniejsi, z polan na rozpałkę. I pospolity jamiołek – całkiem malutki, w kropeczki, ze skrzydełkami z gontu. Jak taki cierpi – razem z człowiekiem, stróż jego, wiadomo – to mu strużka farby czerwonej, krwi czy potu krwawego, po twarzy cieknie.
Ciężko oddawać komuś takiego jamiołka, czy Matkę Boską, co jak własna, w stajni z człowiekiem mieszkała. Ale biorą figury czasem ludzie, mówią, że się im spodobały. Na wóz ładują – pilnować tylko trzeba, żeby głową w dół nie nieśli, bo jakże to: człowieka do dołu głową?
To chyba już tylko na śmierć wtedy, a nie na upodobanie.
Isma
"Na cóż miałabym żyć dłużej"
sobota, 24 marca 2012
Wtedy bardzo się zasmuciłem, wzdychałem i płakałem, i zacząłem wśród westchnień tak się modlić:
Sprawiedliwy jesteś Panie,
I wszystkie dzieła Twoje są sprawiedliwe,
Wszystkie Twoje drogi są miłosierdziem i prawdą
- tak modlił się Tobiasz, a Sara:
Błogosławiony jesteś, miłosierny Boże,
I błogosławione Twoje imię na wieki,
I wszystkie Twoje dzieła niech Cię błogosławią na wieki!
Gdy czytam niektóre nasze, portalowe intencje, przypominam sobie modlitwy tych dwojga udręczonych ludzi, którzy nie mieli już siły, by żyć. Tak, jak niektórzy z nas.
Tobiasz prosił:
…Pozwól mi udać się na miejsce wiecznego pobytu,
Nie odwracaj swego oblicza ode mnie, Panie,
Ponieważ dla mnie lepiej jest umrzeć,
Aniżeli przyglądać się wielkiej niedoli w moim życiu
I słuchać szyderstw
Błagania Sary były tak samo przejmujące:
A teraz wznoszę moje oblicze
i zwracam me oczy ku Tobie
Pozwól mi odejść z ziemi,
abym więcej nie słuchała obelg. (...)
Na cóż miałabym żyć dłużej.
Modlitwy, w których człowiek się poddaje i przyznaje, że nie ma już siły do walki, że spodziewa się od losu już tylko następnego ciosu, że czuje się bezradny. I jakkolwiek może poprosić o pigułkę, o wizytę u lekarza, o rozmowę, na to, co go spotyka, czy spotkało nie ma ani prostego wytłumaczenia, ani prostej rady… Porażka. Nieszczęście. Choroba. Ból. Zdrada. Opuszczenie.
Sara i Tobiasz chcieli tą modlitwą zakończyć swoje życie, prosili o śmierć. Ale Bóg znał pragnienia ich serca. Wysłuchał ich! Ale jak! Modlitwa była owszem końcem starego, ale stała się też początkiem nowego życia. Dostali nowe życie! Pytając po ludzku „na cóż miałabym żyć dłużej?” nie traćcie, nie traćmy nadziei.
Mader
Piątek
piątek, 23 marca 2012
Kiedy rozważałam końcówkę Ewangelii według św. Jana, miałam myśl, której potwierdzenie znalazłam u o. Jacka Salija OP: Otóż wystawiając się na tę potworną nienawiść, okrucieństwo i pogardę, które skierowano przeciwko Niemu w Wielki Piątek, Pan Jezus wszedł na teren, mogłoby się wydawać, całkowicie należący do szatana. Tam i wtedy — na Kalwarii, w Wielki Piątek — szatan wydawał się zwycięzcą ostatecznym. Wszystko wskazywało na to, że miłość i szacunek dla ludzkiej godności przegrały, że nienawiść i pogarda dla wszystkiego, co Bogu się podoba, są górą, że ostatnie słowo należy do szatana. Ale właśnie wtedy okazało się, że szatan przegrał, i to bezwarunkowo. ("W Drodze" nr. 3/2005)
Dzisiaj jest kolejny piątek… Prawo nakazuje w ten dzień wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych dla osób, które ukończyły czternasty rok życia. Ma to sprzyjać pokucie, którą powinni czynić wszyscy wierni. Ale powstrzymywanie się od pokarmów mięsnych to minimum nakazane prawem. A gdzie Duch? Jak czytamy w KPK, Kanon 1249: (…) Żeby jednak wszyscy przez jakieś wspólne zachowanie pokuty złączyli się między sobą, zostają nakazane dni pokuty, w które wierni powinni modlić się w sposób szczególny, wykonywać uczynki pobożności i miłości, podejmować akty umartwienia siebie przez wierniejsze wypełnianie własnych obowiązków, zwłaszcza zaś zachowywać post i wstrzemięźliwość (…)
Co mnie zaciekawiło w tym kanonie, to położenie nacisku na wspólnotowość wiernych. Nie każdy sam sobie sprawuje post, ale razem, wszyscy wierni w tym samym dniu, w tym samym Duchu, z tego samego powodu, w tym samym celu.
I jeszcze jedna rzecz: podejmować akty umartwienia siebie przez wierniejsze wypełnianie własnych obowiązków. Wydawałoby się, cóż łatwiejszego. Obowiązki i tak wykonać trzeba. …Tylko że nie zawsze się chce, tylko że nie zawsze wykonuje się je bez znużenia, z radością, z miłości.
Nienawiść i pogarda dla wszystkiego, co Bogu się podoba, może być górą, ale ostatnie słowo nie należy do szatana. Szatan przegrał, gdy Jezus umarł na Krzyżu. Taką moc pokazuje rzeczywistość piątkowa! Jest szansa, aby oddać Bogu chwałę - poprzez uczynki pobożności, miłości, poprzez własne obowiązki, wykonywane wiernie, wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych… Ze świadomością, że jest nas więcej, tych, którzy trwają.
Mama_Kasia
Pastorałka paschalna
środa, 21 marca 2012
1.
Rozmawialiśmy o współczesnym kryzysie wiary.
Postawił tezę, że jest on konsekwencją przyjętej w późnym średniowieczu przez Kościół opcji budowania doktryny w oparciu o filozofię arystotelesowską. „Kościół w formułowaniu swoich dogmatów i prawd wiary w zdecydowanej większości oparł się o myśl teologiczną św. Tomasza, zbudowaną w oparciu o filozofię realistyczną Arystotelesa. – zdiagnozował ze swadą doktora teologii - Było to jednak bardzo silne ukierunkowanie na realizm ontologiczny, który doprowadził z jednej strony do postępu – tak charakterystycznego dla cywilizacji Zachodu, ale z drugiej strony uruchomił mechanizm prowadzący do kwestionowania tego, co nie da się sprowadzić do logicznego sylogizmu lub co nie jest empiryczne”.
Mówiliśmy o tym, że przykładowo, w odniesieniu do chrześcijańskiego małżeństwa, jeśli oprzeć swoją argumentację za tą wizją na przesłankach wyłącznie racjonalnych (dobru małżonków i potomstwa, czynnikom medycznym i społecznym przemawiającym na korzyść monogamii…), da się wykazać jej poważne słabości. A przecież, idąc za myślą patrystyczną – kluczowy jest wymiar teologiczny związku mężczyzny i kobiety: człowiek po chrzcie nie należy już do tej rzeczywistości, jest nowym stworzeniem, jest sakramentem (czyli znakiem rzeczywistości nadprzyrodzonej), jego ojczyzną jest niebo. „Związek małżeński jest sakramentem, czyli znakiem przymierza Boga z ludzkością, Chrystusa ze swą Oblubienicą Kościołem. Dlatego Chrystus nie może zostawić Kościoła, i dlatego związek małżeński jest nierozdzielny. I nie jest to jakaś symbolika w potocznym rozumieniu słowa „symbol”,, lecz RZECZYWISTOŚĆ ontologiczna nowego stworzenia. „Nie żyję ja, lecz żyje we mnie Chrystus”... chyba to zdanie św. Pawła niedostatecznie rozumiemy w swym realizmie.” – podsumował.
„Nie żyję ja, lecz żyje we mnie Chrystus” – czy rzeczywiście jest to zdanie do pojęcia, do wcielenia we własną historię życia? Czy mówienie o „rzeczywistości ontologicznej nowego stworzenia” jest zrozumiałe dla kogokolwiek poza teologami (i, ewentualnie, teofilami)? A może potrzebna jest jakaś... nowa ewangelizacja?
2.
M., znudziwszy się ćwiczeniem koncertu Janszynowa, wyjęła z teczki zapomniany zbiorek nut i przymierzyła się do jakiegoś przypadkowego utworu.
Popłynęła, w wielkopostny czas, pastorałka. Dziecko grało prostą melodyjkę i śpiewało:
Jam jest dudka Jezusa mojego,
Będę mu grał z serca uprzejmego.
Graj dudka graj; graj Panu graj.
Na piszczałce i na multaneczkach,
Na bandurce oraz na skrzypeczkach.
Graj dudka graj; graj Panu graj.
A potem:
Jać będę grał, póki mi sił staje,
I sam ci się za instrument daję.
Graj sobie graj; graj Panie graj.
Jak tylko chcesz do uciechy swojej,
Ciągnij strony z ciała, z duszy mojej.
Graj sobie graj; graj Panie graj.
Bij jak w bęben aż tubalne głosy
Serce wyda, niech idą w niebiosy.
Bij Panie bij; bij w serce bij.
Pomnij Jezu żem ja twój jest dudka,
Dusza moja twoja jest chałupka.
Żyj we mnie żyj; żyj, wiecznie żyj.
„...i sam Ci się za instrument daję: żyj we mnie, żyj, żyj, wiecznie żyj…”
Isma
Przebudzenie
wtorek, 20 marca 2012
Po tym wypadku nic nie pamiętał przez kilka miesięcy... Najpierw lekarz w klinice wydawał mu się bliższy, niż ta gadatliwa blondynka ze smutną miną i mały chłopczyk, który pchał się na kolana. Czuł, że nie lubi dzieci. Zaprzyjaźnił się już z sąsiadem z sali, potem z pielęgniarką, gdy wypisali go do domu.
Domu? Łóżko i krzesła były niewygodne, starsza pani, która przychodziła, żeby “przypilnować” go, gdy nie było blondynki, popłakiwala po kątach. Zapamiętał z czasem, że blondynka ma na imię Monika, chłopczyk to jego syn, starsza pani to własna mama... Oglądali wspólnie zdjęcia. Wychodzili na spacery. Synek zasypiał na jego kolanach. Któregoś dnia podarował Monice kwiatki, a ona... przytuliła się do niego radośnie. Krótkie pocałunki. Słowo dom nabrało znaczenia.
Do kliniki na badania pojechali razem z Moniką. Usiedli przed nową, uśmiechniętą panią doktor, która z taką żarliwością zapewniła “ Zrobię wszystko, żeby mógł pan budząc się któregoś dnia powiedzieć: Witaj kochanie!”, że... wszystko mu się przypomniało. Żona miała zakłopotaną minę, a on w myśli przewijał film z przeszlości: milczenie, kłótnie, wzajemne pretensje, płacz małego, uczepionego do jego nogawki, adwokat, który obiecal rozwieść ich niedrogo i bezboleśnie. Wziął głęboki oddech. Mógł powiedzieć: “Witaj kochanie!” , albo “Przypomniałem sobie ten koszmar”. Mógł zacząć od początku. Zacząć... Od czego zacząć? “Coś sobie przypominam... pani doktor, coś sobie przypominam...a właściwie chyba wszystko sobie przypominam.” - żona drgnęła - “Chyba musimy zacząć od spowiedzi...”- wziął ją za rękę -” Kochanie”
Mader
Powrót do Źródła
wtorek, 20 marca 2012
Chcę wracać do Źródła! Wciąż, codziennie… Podejmować wysiłek chodzenia pod prąd „tego świata”. Chcę zajmować się tym, co niemedialne, nawet jeśli w oczach innych to będzie głupie i nieżyciowe.
- Źródło? - Woda zdziwiła się bardzo. - Kochana, kto by o nim myślał w takiej chwili. Morze, oceany, świat, sława... To jest dopiero coś!
- Źródło - lekceważąco prychnęła Rzeka. - Źródło jest niczym. Ja jestem Panią! Ja jestem kimś. To moimi wodami ludzie przewożą towary. To ja poruszam turbiny i wytwarzam prąd. To ja mam moc i siłę. Ja!
- Źródło daje mi wodę. Sprawia, że jestem - zastanowił się jeszcze Potok. - Ale sam muszę przedzierać się dalej - westchnął ponuro. - Sam muszę płynąć, omijać kamienie, pokonywać trudności.
Chcę być blisko Źródła i czerpać „wody żywej”!
- Strumieniu!- powiedziała Ania, nachylając się nad wodą. - Ty wiesz, jakie jest Źródło, prawda?
- Tak - zadrżał łagodnie Strumień. - Wiem. I ty też niedługo będziesz wiedziała. Musisz tylko iść dalej, pod prąd, do góry.
Mama_Kasia
Ps. We wpisie znajdują się fragmenty opowiadania Źródło, które zamieściłam dwa lata temu, gdy otwierałyśmy blog na Franciszkańskiej :)
Va, pensiero
niedziela, 18 marca 2012
„Va, pensiero” śpiewana przez chór niewolników brzmiała jeszcze, a mediolańska publiczność, unosząca się z krzeseł ze łzami w oczach, wiedziała, że oglądane sceny odnoszą się do współczesnej im sytuacji politycznej. Niby słuchali o wydarzeniach, które miały miejsce w Jerozolimie i Babilonie około roku 587 p.n.e., ale myśleli o roku 1842. Nabuchodonozor podbija Judeę, stronnictwa walczą o wpływy, intrygi, perypetie sercowe córek króla... Temistocle Solera, pisząc "Va, pensiero" myślał o Psalmie 137. Chór niewolników śpiewał słowa oparte na Psalmie, który dziś, w niedzielę usłyszymy:
Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakali
wspominając Syjon.
Na topolach tamtej krainy
zawiesiliśmy nasze harfy.
I oni, Włosi, od razu utożsamili się z wygnanym i prześladowanym ludem żydowskim. Władze austriackie zakazały wystawiania Nabucco na kontrolowanym przez siebie terytorium. Gdy ma się władzę, zakaz wydaje się najskuteczniejszą i najszybszą metodą zamknięcia ust, a z czasem i serca. Ma odebrać nadzieję...
Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską
w obcej krainie?
Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie,
niech uschnie moja prawica.
Niech mi język przyschnie do gardła,
jeśli nie będę o tobie pamiętał,
jeśli nie wyniosę Jeruzalem
ponad wszystką swą radość.
Ale jakże zamknąć usta komuś, kto śpiewa dla Pana? Śpiewa z Miłości?
Kościele Święty, nie zapomnę Ciebie - śpiewamy w dzisiejszą niedzielę.
Mader
Tworzenie
sobota, 17 marca 2012
Nie mogę się oprzeć, żeby nie zamieścić tego, co znalazłam na pewnej facebookowej tablicy. Fragment „Twierdzy” Antoine de Saint-Exupéry: Tworzenie jest wtedy, jeżeli wszyscy współpracują i wszyscy poszukują. Nie ma tworzenia wtedy, gdy pień drzewa nie jest spojony miłością. Ale nie chodzi o to, aby każdy był poddany wszystkim, ale przeciwnie, o to, aby soki płynęły w określonym kierunku, a korona wznosiła się w niebo jak świątynia. Nie chodzi więc o poddanie każdego wszystkim, ale o poddanie każdego wspólnemu dziełu, przy czym każdy zmusza innych, aby wzrastali, czasem nawet przez stawiany opór.
Odnosić można ten fragment do przeróżnych grup ludzkich: wspólnoty, rodziny, środowiska w pracy. Przerabiam w sobie ten cytat, bo zastanawiam się, jak razem robić coś dobrego. Pewnie interpretacje mogą być różne, ale ja to widzę tak:
Miłość – to po pierwsze. Ona ustawia wszystko. Spaja.
Wszyscy – to po drugie. Zaangażowanie się wszystkich. Współpraca i poszukiwanie. Ale nie jedna osoba – lider, ale wszyscy.
Odpowiedzialność za innych i za cel. Każdy zmusza innych, aby wzrastali.
I to, co czasami jest nie do przyjęcia - każdy zmusza innych, aby wzrastali, czasem nawet przez stawiany opór – nie do przyjęcia zarówno przez tego, kto stawia opór (bo wydaje mu się, że jest nieposłuszny), jak i przez tego, który na czyjś opór się natyka. Oj, to nie jest przyjemne. Ale czasami tak trzeba, gdy zaczyna się źle dziać, gdy odchodzi się od Źródła. Wtedy trzeba stanąć w prawdzie.
Genialne słowa…
Mama_Kasia
Otwórzcie szerzej oczy
czwartek, 15 marca 2012
„Otwórzcie szerzej oczy” prosili wczoraj na konferencji prasowej biskupi.
„Otwórzcie szerzej oczy” prosili wczoraj na konferencji prasowej biskupi. Mówili o tym, że człowiek coś straci w naszych czasach, kiedy pominie przesłanie Ewangelii.Przedstawiali dokument, w którym z ekspertami i wszystkimi ludźmi dobrej woli pochylali się nad tematami związanymi z życiem społecznym, gospodarczym i politycznym, trudną sytuacją całych grup. Rozważali problemy biotyczne. Zauważyli, że często ludzie mylą kompromis moralny z kompromisem politycznym. Mylą te dwie rzeczywistości, uważając, że skoro jest możliwy, a nawet pożądany i konieczny kompromis polityczny, to można coś podobnego uczynić w kwestii dobra i zła - że można również zawierać kompromisy moralne. Przyznali, że w sprawach finansowych widzą potrzebę stworzenia ze stroną rządową na drodze dialogu nowoczesnego modelu, nawiązującego do wzorców wypracowanych w różnych państwach europejskich. Wyrazili zaniepokojenie rozwiązaniami prawnymi w sprawie lekcji religii i etyki, a także dobroczynnych zakładów leczniczych.
Mówili. Mówili, ale tylko niewielu przysłuchiwało się uważnie.
Łamanie sumienia, godność ludzka, dobro wspólne… większość prze-czekała, by zapytać o dokument o pedofilii. To on był w centrum. To po to tu przyszli. W pytaniach rzadko pojawiało się słowa ofiara, tak jakby była ona tylko pretekstem, żeby skupić się na sprawcy. Czy będzie pozbawiony sutanny? Czy zostanie wyjęty z tajemnicy spowiedzi? Ale z czasem nawet i sam sprawca przestał być ważny. Cóż z tego, że on zapłaci… Czy Kościół zapłaci? Zadośćuczynienie moralne, wysłuchanie, pomoc… - to wszystko nieważne. To zupełnie inaczej, niż przeczytałam w rozmowie z panią Ewą Kusz… No ale to psycholog, seksuolog i terapeuta, a w dodatku związana z Kościołem.. Trzeba otworzyć się na prawdę. Nie na "moją prawdę", "twoją prawdę", "ich prawdę", "naszą prawdę", ale Prawdę.
Mader
Jeden człowiek
środa, 14 marca 2012
Oglądam film o Franciszku i Klarze i jest tam scena, gdy Franciszek odbudowuje kościół św. Damiana. Zaskoczony o. Piotr, który nie rozpoznaje Franciszka w pierwszej chwili, bo ten jest boso i ma na sobie… teraz powiedzielibyśmy, że habit, pyta go, co robi.
A potem mówi, w dalszym ciągu niedowierzając:
- Bóg działa w niespodziewany sposób.
Na co Franciszek:
- Mimo to musimy coś zrobić.
Trafne słowa! One są o konieczności podejmowania działania. Ale do mnie mówią też o tym, jak ważny jest człowiek. Niewyobrażalne, ile zdziałać może jeden człowiek! I nie mam tu na myśli tylko Franciszka. Każdy człowiek! Może zdziałać rzeczy dobre, wielkie, wydawałoby się przerastające pojedynczego człowieka. Ale może też wiele… zepsuć. Jeden człowiek!
Mama_Kasia
Jest blisko
poniedziałek, 12 marca 2012
- Nikt mi o Nim nie mówił. Nawet nie wiedziałem, że istnieje.
- Nie żartuj! Każde dziecko wie, że ma Ojca!
- Nie ja. Rodzina omijała ten temat.
- No ale święta? Musiałeś widzieć, co dzieje się w innych domach.
- Na święta wyjeżdżaliśmy daleko od Polski, tam gdzie jest ciepło. Spędzaliśmy je na basenach, łaziliśmy na wycieczki. Wszyscy mówili mi, że nie cierpią dusznej, zaściankowej atmosfery.
- A w przedszkolu, szkole, przecież tam się o Nim mówi!
- Rodzice załatwili to tak, że miałem wtedy inne zajęcia. Zabronili ze mną o Nim rozmawiać, żeby mi nie było przykro.
- Przykro??? Ja zawsze o Nim wiedziałam. Odkąd pamiętam, rozmawiałam z Nim. Mama mi o Nim opowiadała, całą tę historię. Rozmawiać z Ojcem uczyłam się właśnie od mamy, bo ona robiła to najpiękniej. Rodzice prowadzali mnie do Niego co tydzień. Gdy czuję się samotna i nieszczęśliwa, jest blisko.
- A ja... Gdy jestem samotny, nikogo nie ma obok. Po prostu samotność. Czasem nie mialem dokąd pójść, włóczyłem się po ulicach, szukalem innych ludzi.
- Zawsze mogłam pójść do Niego, do Jego Domu, który jest i moim Domem.
- Co ty bredzisz... jakim Twoim Domem, to tylko trochę cegieł.
- To miejsce przepełnione Miłością! Tam zawsze jestem u siebie. A gdy narozrabiałam... gdy narozrabiam, zawsze, ilekroć tylko proszę o przebaczenie, przebacza...
- Czułaś się kochana, kochana bezwarunkowo! Nawet jak nie zdałaś egzaminu... Nawet, jak zawiodłaś na całej linii, czekał i nie był wściekły.
- No. Co w tym dziwnego?
- A kiedy ostatnio tam byłaś?
- Gdzie?
- No u swojego Ojca, w kościele.
- Nie miałam jakoś czasu... Najpierw zaniedbałam modlitwę, potem wydawało mi się, że msza co tydzień, to za często. Wiesz, zaczął mnie denerwować jeden ksiądz. No i takie trudne życie, z czego tu się spowiadać...
- Zostawiłaś Go? A ja wczoraj pierwszy raz wszedłem do kościoła... ktoś niósł krzyż, ludzie śpiewali tak przejmująco... chcę Go poznać. Pomóż mi.
Mader
Krzyż – znak nierozumiany
niedziela, 11 marca 2012
Żydzi czekali na znaki, po których mogliby rozpoznać Mesjasza. Ale, kiedy On przyszedł, tylko nieliczni rozpoznali Go. Czekali na zwycięskiego króla, a Jezus umarł na krzyżu. Ich oczekiwania były niespójne z proroctwami, które znali. Jezus wobec nich wypełniał słowa, którymi zapowiadali Go prorocy, czynił znaki, ale Jego naród, naród wybrany… nie widział, nie słyszał, nie rozumiał.
(1Kor 1,22-25)
Gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.
Krzyż, a na nim Zbawiciel, który umiera – znak nierozumiany, znak zaniedbany, schowany… Przez Jego lud, przez tych, których wybrał - ...chrześcijan.
Mama_Kasia
Świeckość
sobota, 10 marca 2012
Stwierdził, że świat, odrzucając Chrystusa – ukrzyżowanego Pojednawcę - stał się bezbożny i żaden własny wysiłek nie może zdjąć tego przekleństwa. Ponieważ jednak krzyż jest krzyżem pojednania świata z Bogiem, dlatego również i ten bezbożny świat naznaczony jest pojednaniem jako wolnym działaniem Boga. Krzyż jest wyzwoleniem do życia przed Bogiem w samym środku bez-bożnego świata.
Próby „przebóstwienia” świata - ocenił - są daremne. Daremne jest szukanie przez świat zaspokojenia swego nieugaszonego pragnienia ubóstwienia siebie. Tam, gdzie świeckość chce ustanawiać własne prawo, tam skazuje się na samą siebie i musi w końcu siebie samą postawić w miejscu Boga. Paradoksalnie świeckość taka nie może być jedynie świecka, lecz dąży rozpaczliwie i gorączkowo do ubóstwienia świeckości, a przez to jest nieprawdziwa i połowiczna: brak jej wolności i odwagi świeckości prawdziwej.
„Tylko przez głoszenie ukrzyżowanego Chrystusa przychodzi życie w prawdziwej świeckości” – konkludował.
Oburzające? Uzurpatorskie? Potwierdzające zasadność antykościelnych pokrzykiwań w polityce, mediach, życiu społecznym, dające ostrogę do żądań zerwania konkordatu, przeniesienia religii do salek i odmówienia posługi kapelanów żołnierzom, a kto wie, czy kiedyś nie i chorym?
…a przecież nie wypowiedział tych słów żaden katolicki hierarcha ani wojujący słuchacz tej czy innej rozgłośni. Napisał je w 1943 roku luterański pastor Dietrich Bonhoeffer, stracony na osobisty rozkaz Hitlera 9 kwietnia 1945 r. w Buchenwaldzie.
Isma
Wybierajcie więc!
piątek, 9 marca 2012
I. Jezus na śmierć skazany
Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. (...) Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego... (Pwt 30,15-16.19b-20a)
Droga krzyżowa Jezusa, prowadząc Go do śmierci, nas prowadzi do życia.
II. Jezus bierze krzyż na ramiona
Ja dziś nakazuję ci (...) chodzić Jego drogami.
Chodzić drogami Jezusa to wziąć krzyż na swoje ramiona. To pozwolić, aby Bóg nas kształtował.
…Można zacząć od spraw najprostszych.
III. Jezus pierwszy raz upada
Pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy.
Czy znamy prawa i nakazy Boga? A może zapomnieliśmy o nich? A może jedne przestrzegamy, a inne traktujemy ulgowo?
IV. Jezus spotyka Maryję
Abyście żyli miłując Pana, Boga swego.
W kulcie Maryi nie chodzi o to, aby wielbić ją jak Boga, ale o to, aby uczyć się od niej wielkiej miłości do Boga.
V. Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi
Wychodząc spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego. (Mt 27,32)
Czasami tak krótkie są nasze spotkania z Jezusem, tak dziwne, zaskakujące. Jakiś człowiek, jakieś słowa. A tak wiele mogą zmienić.
VI. Weronika ociera twarz Jezusa
Weronika podchodzi do Jezusa, który jest wyczerpany, brzydki, zakrwawiony. I nie brzydzi się, wyciera Jego twarz.
Chodzić drogami Jezusa to dostrzegać drugiego człowieka i pomagać mu. Weronika pokazuje jak bardzo.
VII. Jezus drugi raz upada
Abyście żyli, (...) słuchając Jego głosu.
Własne sumienie można kształtować, słuchając głosu Boga, który mówi poprzez Swoje Słowo. Czytać i rozważać!
VIII. Jezus spotyka płaczące niewiasty
Abyście żyli wy i wasze potomstwo - mówi Bóg.
Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! – mówi Jezus do niewiast.
W tej drodze chodzi o nasze decyzje, nasze wybory. Nawet więcej, o nasze życie i życie naszych dzieci.
Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym? (Łk 23,31)
IX. Jezus trzeci raz upada
Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe. (Mt 26,40-41)
X.Jezus z szat obnażony
Obyś nie powiedział w sercu: To moja siła i moc moich rąk zdobyły mi to bogactwo. (Pwt 8,17)
Bóg jest Dawcą. Cóż masz, czego byś nie otrzymał? (1Kor 4,7)
XI. Jezus przybity do krzyża
Ewangeliści piszą o tym, jak Jezus przebaczył żołnierzom, którzy go przybijali, jak zapewnił umierającego skruszonego złoczyńcę o tym, że z Nim będzie w Raju.
Piszą też o tych, co śmiali się z Jezusa, drwili, że nie potrafi sam siebie zbawić. Ale Jezus nie potrzebował zbawienia. To człowiek potrzebuje Jego przebaczenia, Jego Miłości. To człowiek potrzebuje zbawienia.
XII. Jezus umiera na krzyżu.
Wybierajcie więc życie.
Tego wyboru trzeba dokonać tu - na ziemi, najlepiej jak najszybciej, bo przecież nie wiemy, kiedy Bóg weźmie nas za rękę i przeprowadzi przez śmierć.
XIII. Ciało Jezusa zdjęte z krzyża i złożone w ramionach matki
Abyście żyli, (...) lgnąc do Niego.
Lgnięcie do kogoś to takie ciepłe uczucie. Kojarzy się z dziećmi, które przytulają się do matki w najmniej oczekiwanych momentach, szukając ciepła, zrozumienia. Kojarzy się z chłopakiem i dziewczyną, którzy lgną do siebie, szukając akceptacji, bliskości, miłości. Tak właśnie mamy przylgnąć do Jezusa. Bo właśnie w Nim odnajdziemy największą Miłość, która nauczy nas kochać.
XIV. Ciało Jezusa złożone do grobu
A Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść.
Mama_Kasia
Kogut
piątek, 9 marca 2012
Rekolekcje były wyjazdowe. Pojechała na nie mała grupka uczniów. Wcale nie byłam z tego zadowolona. Co to za sztuka zorganizować rekolekcje dla tych, którzy są już przekonani? Jednak Średnia pojechała i wróciła pełna wrażeń.
- Wiesz, że to jest Krzyż św. Damiana? – spytała.
Skinęłam głową, powtarzałam jej przecież wiele razy. Mąż nie wytrzymał:
- Od początku małżeństwa go mamy, wisi u nas, mówiliśmy ci… - powstrzymałam go wzrokiem. Na szczęście Średnia nie zraziła się:
- A wiecie, że tam jest kogut? I co symbolizuje?
- No przecież… - szepnął mąż. A potem już tylko pod nosem: Jak krew w piach, jak krew w piach.
A ja zamilkłam, słuchając:
- On jest znakiem zdrady świętego Piotra. To ostrzeżenie dla nas wszystkich przed zarozumiałością, pewnością, zadufaniem w wierze.
Przypomniałam sobie o tym, jak dobrze jest zachwycić się tym, o czym już opowiadali inni, ale nie zwracało się na to uwagi, odkryć to, co było zawsze w zasięgu ręki, ale się tego nie dotknęło, zobaczyć to, na co się patrzyło, ale nie widziało. Stracić pewność. Czas rekolekcji, po prostu błogosławiony czas.
Mader
Kompleta
czwartek, 8 marca 2012
W końcu jakiś domowy przełom. Dostałam podpowiedź (jak wierzę – z Góry) w sprawie rodzinnej modlitwy na ten czas – bo czasy są różne. Raz się sprawdza czytanie Pisma Świętego, innym razem nic się nie sprawdza, bo człowiek zmobilizować się nie może. A to jest ten raz, kiedy modlimy się… kompletą, czyli ostatnią modlitwą brewiarzową, odmawianą przed spoczynkiem.
Dlaczego kompleta? …Wielki Post odkrywam jako czas nazywania grzechu własnego, przynajmniej w tym roku tak go odkrywam. Spoglądam więc w swoje sumienie. Robię rachunek sumienia, a właśnie rachunek sumienia jest częścią komplety. Chciałam też nauczyć dzieci, aby nie posługiwały się tylko karteczkami od I-ej Komunii, czy książeczkami do nabożeństwa, ale same z własnej głębi potrafiły wydobywać, co w nich siedzi i aby rachunek sumienia stał się ich praktyką codzienną.
Dzieci mamy w różnym wieku i stopniu zaawansowania czytelniczego, przygotowałam więc specjalne modlitewniki. Wszystko jak w brewiarzu, z tym, że doszły czerwone napisy, kto kiedy ma mówić. Mamy więc: Tatę, Wszystkich, Tatę i Mamę, a także chór dzieci. Chóry zmieniają się w zależności od fantazji. Głównym prowadzącym za to niezmiennie pozostaje Tata.
I tak przygotowana modlitwa okazała się strzałem w dziesiątkę. Najmłodsza zaangażowała się mocno. Wydruki porządkuje i rozkłada na stole, który wcześniej uprząta z rozłożonych tam zawsze zeszytów. Starsze dzieci przychodzą i modlą się, i… to w zupełności wystarczy ;-)
Była jeszcze propozycja, aby śpiewać, ale po pierwszej próbie intonacji pozostajemy przy recytowaniu. A głos modlitwy i tak trafia, gdzie ma trafić.
Mama_Kasia
Słowacki wielkim poetą był
środa, 7 marca 2012
- Z jaką rzeczą ci się kojarzy Ignacy Łukasiewicz? – zapytała od niechcenia M., przemykając przez kuchnię.
- Z lampą naftową – wyrzekłam machinalnie, starając się utrzymać równy kształt obierki ziemniaczanej.
- A Aleksander Wolszczan z czym ci się kojarzy? – padło po chwili, zbyt krótkiej, żeby tę nagłą zmianę tematu dociekań racjonalnie uzasadnić
- Z lustraaaa… nie, nie - z pulsarami.
- Aha, z pulsarami – powtórzyła dziwnie zgodnie M. i wymaszerowała do siebie.
Stanęła w progu po raz trzeci, z miną raczej niepewną.
- Mamoooo, a Juliusz Słowacki???
- Wielkim poetą był. Poczekaj, co ty, w teleturnieju jakimś będziesz startować, czy co?
- Niee, zadanie mam. O wielkich Polakach. Z czym się który kojarzy. Słowacki się kojarzy z wielkim poetą? Dobra.
- Pokaż to zadanie – wypowiedziałam rytualną formułę, zwiastującą kłopoty – O, niech to licho. Ze dwadzieścia sztuk tego jest. Skąd ty masz w trzeciej klasie wiedzieć o Miłoszu…?
- Wystarczy, że Ty wiesz – objaśniła pogodnie M. – Patrzyłam do internetu, ale tam jest tego za dużo, a połowy to w ogóle nie rozumiem.
- Dobrze, że tylko połowy… - kłopoty były większe, niż się spodziewałam – Wiesz, tak jednym zdaniem żeby o Miłoszu albo o Wajdzie, to ja też nie bardzo… To się nie da tak pokrótce i przystępnie dla dziewięciolatki, no.
- Ale ja muszę…
…nie wiem, czy M. po dwóch godzinach rodzicielskich wysiłków odróżnia Słowackiego od Mickiewicza, bo obaj maja sarkofagi w tej samej znanej jej wawelskiej krypcie, a żyli w tym samym czasie i nie w Polsce (szczęśliwie ten ostatni ma foremny pomnik na krakowskim Rynku!). Nie wiem, czy zapamięta cokolwiek z pokazanych na YouTube filmików z Miłoszową „Nadzieją” i „Kotem w pustym mieszkaniu” Szymborskiej, z tańcem chocholim z Wajdowego „Wesela”, ze sceną z „Chłopów” Reymonta. Na pewno wie tylko, że Sienkiewicz napisał "Pana Wołodyjowskiego", którego się w domu czyta wieczorami, i właśnie nauczyła się śpiewać refren z „Murów” Kaczmarskiego.
I trawi mnie jeszcze pytanie, czy taki wymuszony brykowy sposób obcowania z kulturą ma jakikolwiek sens. Profesor Bladaczka powiedziałby, że tak: Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był!
Isma
Lunch z grzesznikiem
poniedziałek, 5 marca 2012
Jadał z grzesznikami i celnikami. Spacerował drogą, żywo gestykulując i nauczając. Tłumaczył, żeby kochać nawet nieprzyjaciół. Karmił tłumy chlebem i rybami. Pocieszał strapionych. Uzdrawiał chorych. Wskrzeszał martwych…
- Nie pouczajmy, nie ostrzegajmy, nie upominajmy! Z grzesznikami i celnikami trzeba pójść na miły lunch, być dla nich wyrozumiałym i uprzejmym. Kochać ich, jak Chrystus. – Przyjaciółka mówiła mi o mailu, którego dostała.
- Gdyby tylko był uprzejmy, miły i chadzał na lunche, nie ukrzyżowaliby Go! – odpowiedziałam odruchowo.
Okazywanie Miłości nie zawsze polega na sprawianiu przyjemności! Przypomniał mi się fragment Listu do młodych Jana Pawła II:
Na pytanie: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” — Jezus odpowiada (…) : „Znasz przykazania: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”. W tych słowach przypomina Jezus rozmówcy niektóre przykazania Dekalogu. Jednakże na tym rozmowa się nie kończy, młodzieniec bowiem stwierdza: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”. Wówczas — pisze Ewangelista — „Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!»”
"Jezus spojrzał z miłością na niego", ale to nie oznaczało, że nie postawił mu wymagań!
Mader
Modlitwa przedszkolaka
poniedziałek, 5 marca 2012
Państwo, dbające o dobry rozwój dziecka, zafundowało pięciolatkom obowiązek przedszkolny. Minimum pięć godzin dziennie, pięć razy w tygodniu. Dzielna pięciolatka zostawia więc w domu mamę z dwiema siostrami i… idzie do przedszkola, gdzie ma się uspołeczniać, co czasami oznacza bronić swoich racji, przeciwstawiać się kpinom, walczyć ze smutkiem… Młodsza siostra w tym czasie w domu piecze z mamą bułeczki, przegląda książki, robi zabawki z papieru, zabawia siostrę najmłodszą, czy pomaga zrobić pranie.
Dzielna pięciolatka zapytana po pierwszym półroczu, czy jest zadowolona z przedszkola, odpowiada: Jestem zadowolona, ale… nie lubię.
A wieczorem modli się:
- Panie Boże, proszę Cię, aby moja mama miała osiem nóg, żeby mogła po mnie szybciej przychodzić do przedszkola.
Mama_Kasia
Rp1: Baczność
niedziela, 4 marca 2012
Największa w powojennej Polsce katastrofa kolejowa wydarzyła się przed świtem, 19 sierpnia 1980 r. W czołowym zderzeniu pociągu towarowego z pospiesznym pod Otłoczynem zginęło 64 pasażerów i 3 pracowników PKP na służbie, prawie tyle samo zostało rannych. Jednym z pociągów podróżowała głownie młodzież wracająca z wakacji. Drugi uruchomił – bez wymaganej zgody, po niewłaściwym torze – maszynista, który rozpoczynał 25 godzinę nieprzerwanej służby. Mimo że dróżnicy widzieli nieprawidłowo jadący pociąg, z braku środków łączności nie byli w stanie zapobiec tragedii. Wielu rannych przeżyło zderzenie, ale z powodu odniesionych obrażeń zmarło w czasie akcji ratunkowej. Proboszcz otłoczyński Ryszard Kwiatkowski zaopatrywał odchodzących na ostatnią podróż. Cenzura ograniczała dostęp do informacji o przebiegu katastrofy i prowadzonym dochodzeniu. Mało kto wiedział o pomocy, jaką za pośrednictwem "Solidarności" przekazywano ofiarom i ich rodzinom, także z zagranicy.
Obok miejsca zderzenia pociągów, w lesie przy torach kolejowych parafianie z Otłoczyna samorzutnie umieścili drewniany krzyż z napisem ABY ŻYCIE MIELI: „Chrystus oddał swe życie abyśmy wieczne życie mieli”. W ciągu jednej nocy komunistyczne władze zorganizowały ustawienie innego pomnika – głazu z „cywilną” treścią. Mieszkańcy Otłoczyna doprowadzili jednak do powstania pomnika z wkomponowanym krzyżem i paschałem – dziś napis stanowi cytat z Księgi Mądrości:
Zdało się oczom głupich, że pomarli,
zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas
za unicestwienie a oni trwają w pokoju
Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni,
nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności.
Maszyniści pociągów jadących z Bydgoszczy i Torunia mijając Otłoczyn podają sygnał: Baczność. Bo choć pomnik pod Otłoczynem był wielokrotnie, także i w ostatnich latach, profanowany (bez akompaniamentu potępień w mediach), to jednak nie tylko pamięć ludzka stanowi o tym, że „nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności”.
Isma
Pościsz?
sobota, 3 marca 2012
Siedzieli wszyscy dookoła stołu. Prawie cała jej rodzina – bracia, ich żony, kuzyni. Dzieciaki zbiły się w grupkę przed komputerem i zapomniały o całym świecie. Z odtwarzacza sączyła się muzyka – nie za cicha, nie za głośna, taka, jaką lubiła. Wszyscy wyglądali pięknie, jak to na imieninach Dzidki. Uważali, że są nowocześni: mają e-konta, komórki, prawa jazdy i adresy mailowe – nieważne, że nie potrafią opanować ich bardziej zaawansowanych funkcji. Przed nimi stał parujacy półmisek pełen pachnącego mięsa w sosie borowikowym. Szukała wzrokiem jakiejś ryby: Jest, śledź w pomidorach! Akurat na piątek!
Nakładała go sobie na talerz, gdy dobiegło ją lekko kpiące pytanie: Co to? Post jakiś? Zesztywniała: Nie, nie tam post... - szukała odpowiedniej wymówki – Tak sobie... dawno ryby nie jadłam. I poczuła... jak oblewa się rumieńcem.
Mader
Biegówki
piątek, 2 marca 2012
Śniegu coraz mniej, chociaż w górach i w lasach na wysoczyźnie jeszcze jest. Rywalizacja w Pucharze Świata między Justyną Kowalczyk a Marit Bjoergen wciąż trwa. Uznaję więc, że sezon biegowy jest w toku. Będzie więc, mimo pchającej się wiosny, parę słów o biegówkach.
Świeży, gładki śnieg. Zero śladów. Dziewicze tereny. Biegówki na nogach i… hulaj dusza! …Tylko którędy? Niewprawny biegacz posuwa się ostrożnie, balansując. Prosta droga, ale kiedy trudno utrzymać rytm, kieruje się nartami trochę w prawo, potem ciut w lewo i ponownie na właściwą trasę. Niby prosto, jak droga prowadzi, ale jednak… niepewnie. …Tylko żeby nie zejść z nart, bo w kopnym śniegu można wpaść po kolana albo i głębiej. A wtedy bardzo trudno wygrzebać się.
Hulaj dusza! …A może nie hulaj?
Przygoda dobra rzecz, ale jeśli mówimy o drodze wiary, warto wybierać sprawdzone sposoby, utorowane szlaki. Wędrówka nie będzie pozbawiona uroku, nowości, pasji, radości, a uniknąć można wielu potknięć, niepotrzebnych wypadnięć. Proponuję na biegówkach, ale przede wszystkim w życiu, na drodze do Nieba wybierać trasy z wcześniej wyżłobionymi przez innych torami.
Mama_Kasia
Bezpowrotnie ujawniona leworęczność
czwartek, 1 marca 2012
- A kiedyś – opowiadała zawzięcie stomatologa* – to dopiero miałam historię z tym wypełnianiem szyjki…
Kibicująca wypełnianiu nieswojej szyjki M. zamieniła się w słuch.
- …bo zwykle pacjenci mają te uszkodzenia na szyjkach po lewej stronie. One się robią mechanicznie, na przykład od zbyt mocnego operowania szczoteczką przy myciu.
- To można myć zęby za dobrze? I to nie jest dobrze?
- Właśnie. Więc kiedyś przyszedł taki pan, z szyjką. I ja go wtedy zapytałam, czy jest leworęczny. To on się okropnie zdziwił: „po czym to pani poznała???” A ja na to, że…
- Po zębach!!! – zepsuła puentę M.
- …po zębach. Bo on miał tę uszkodzoną szyjkę na dole po prawej.
- Jak Sherlock! – skomplementowała M. stomatologę, starając się zatrzeć wrażenie gafy – Nic się w człowieku przed dentystą nie ukryje. Za życia i po śmierci…
Isma
*Zęby bolą, ale podobno tak trzeba...