Archiwum. Luty 2012

dodane 14:56

Archiwalne wpisy w Oknie na cztery strony świata.

 

Bezdotykowo

środa, 29 lutego 2012

 

“Mydło z bezdotykowym aplikatorem...” mój wzrok omiatajacy półki z czasie zakupów natrafia na reklamę. Eee... bezdotykowy aplikator... kropla w morzu potrzeb! Żeby mydło bezdotykowe było: takie że się przypatrzy samo, gdzie brudna skóra, podskoczy, zmyje, ale jakoś tak bezdotykowo... To by się niektóre dzieci ucieszyły... żeby tak czystym bez mycia być!

Spowiedź “bezdotykowa” też miałaby powodzenie – zanim pomyślisz, że coś złego zrobiłeś, już jesteś czysty! Nie trzeba przypominać sobie, żalować, klękać, cedzić słów, bić się w piersi, pokutować...

No i życie “bezdotykowe” - bez potu, łez, chorób i grzechu! A właśnie życia... jego nie da się bezdotykowo, teoretycznie przeżyć.

Mader

 

 

 

Obrazek z małym chłopcem

wtorek, 28 lutego 2012

 

Kościół parafialny. Msza niedzielna. Początek rekolekcji. Mały chłopiec, na oko dwulatek, maszeruje przed ołtarzem. Ale nie wchodzi na schodki, prowadzące na prezbiterium. Nie hałasuje. Zagląda tylko w różne kąty. Przygląda się obrazom. Zerka przez kratki w podłodze, osłaniające dziury z grzejnikami. Szura po nich butami – fajnie hałasują. Tylko żeby nie za głośno, bo pani w ławce jakoś krzywo patrzy. I mama byłaby niezadowolona.

Mama chłopca spogląda nerwowo od czasu do czasu, czy aby maluch nie przeszkadza innym.

Ksiądz głosi homilię. O pustyni, o miejscu, które przyszykował dla nas Bóg, abyśmy mogli z Nim poprzebywać, abyśmy mogli oderwać się od codziennych spraw i… posłuchać. Przytacza modlitwę salwatorianina ks. Chryzostoma Małysiaka:

Panie i Boże mój, jedyne dobro i szczęście moje – wierzę, że tutaj w tym samym miejscu, gdzie się obecnie znajduję, jesteś prawdziwie i rzeczywiście obecny. Wspaniały jest Twój Majestat Panie, ale jakim on będzie dla mnie w godzinę śmierci i na sądzie?

W tej chwili, patrząc duchem na Ciebie, Boże, padam przez Twym Majestatem na kolana. Panie, jam prochem i nicością wobec Ciebie, a przecież ośmieliłem się nieraz w życiu moim targnąć na Majestat Twój. Rękę niewdzięcznego dziecka podniosłem przeciw najlepszemu i najukochańszemu Ojcu mojemu. Za wszystkie łaski i dary Twoje jam Ci, Boże mój, grzechami, oziębłością i marnotrawstwem zapłacił. Ojcze mój zgrzeszyłem, zawiniłem, wykroczyłem! Ale miłosierdzia – Boże mój! Jezu Zbawicielu – przebaczenia, miłosierdzia! Matko nasza najdroższa – litości! W tej chwili żałuję za wszystkie grzechy całego życia mojego. A teraz, dobry Panie, wejrzyj na mnie i przemów do mnie. Mów, Panie, bo słucha dziecko Twoje!


Mały chłopiec przysiada na piętach, na pierwszym stopniu schodów, prowadzących na prezbiterium. Patrzy na księdza… Rekolekcjonista zauważa go:

- Zobaczcie – mówi do słuchaczy. – Może trzeba nam tak, jak to dziecko, przykucnąć i posłuchać.


W tej chwili, patrząc duchem na Ciebie, Boże, padam przez Twym Majestatem na kolana. (…) Mów, Panie, bo słucha dziecko Twoje!


Mama_Kasia

 

 

 

Zwyczajnie (post)

poniedziałek, 27 lutego 2012

 

Małe słowackie miasteczko. Bylejaka restauracja przy drodze: w pierwszej sali odstręczająca nieprzeniknioną chmurą papierosowego dymu piwiarnia, w drugiej oddzielona drzwiami zaciszna kryjówka dla wypełniających zawzięcie płachty formularzy policjantów i zdrożonych rodzin z marudzącymi dziećmi.

Karta dań. Mimo pozornego pokrewieństwa języków, jednak nie do końca zrozumiała (któż przypuszczał, że „kompot” nie oznacza płynu gaszącego pragnienie, ale zatopione w gęstym syropie owoce?). I te enigmatyczne cyferki - jak przypisy w naukowej dysertacji.

Cyferki okazały się odsyłać do zamieszczonego u dołu karty… wykazu alergenów: gluten, mleko, soja, sezam, seler, gorczyca... Co oznaczało, że tym razem, mimo bariery językowej, uda się zapewnić niepełnosprawnej dietetycznie uczestniczce wycieczki bezpieczną partycypację w najzwyczajniejszym wspólnym posiłku.

Święty Benedykt wypowiada o poście zdanie, które na pozór wydaje się absurdalnym paradoksem: „Dobrze by było wprawdzie, by mnich w każdym czasie żył tak, jak należy żyć w Wielkim Poście, lecz tylko nieliczni mają taki stopień cnoty. Dlatego też radzimy, żeby przynajmniej w dniach Wielkiego Postu bracia zachowali nienaruszoną nieskazitelność swego życia, usiłując naprawić w tych świętych dniach wszelkie zaniedbania innych okresów.”

Post: przypomnienie tego, co powinno być zwyczajne.

Isma

 

 

 

Obowiązek modlitwy

niedziela, 26 lutego 2012

 

Pewien człowiek - w pierwszej zasłyszanej przeze mnie wersji był to zakonnik i to z konkretnego zgromadzenia, ale nie ma to większego znaczenia... Pewien człowiek więc ( być może była to nawet kobieta) chodził po ogrodzie odmawiając brewiarz . Robił, bo obiecał – nie jest ważne, czy przyjmując jakąś regułę, czy przełożonemu, spowiednikowi, rodzicowi, czy wreszcie – sobie ( może jako pewien rodzaj umartwienia w Wielkim Poście?). Nie chciało mu się jednak, więc modlił się i bez zapału, i bez zainteresowania. Ot tak – bo musiał.

W pewnym momencie powiał wiatr i przekręcił kilka kartek do przodu.

Dzięki Ci Boże! – ucieszył się Człowiek z Brewiarzem – Sam nie miałbym odwagi!

Trudno łazić po mrozie z brewiarzem. Jednak i wtedy, gdy odmawia się go używając komputera, może rozłączyć się Internet. W niedzielę, jeszcze przed wyjściem do kościoła, może zadzwonić telefon, a „ głupio tak odłożyć słuchawkę”, potrafi rozboleć głowa, a bywa, że w czasie Mszy św. nogi odmówią posłuszeństwa i trudno się skupić.

Kiedy serce zostaje «zdobyte» przez Chrystusa, odmienia się życie. Najbardziej wielkoduszne i przede wszystkim trwałe wybory są owocem głębokiego i długotrwałego zjednoczenia z Bogiem w modlitewnej ciszy - powiedział Jan Paweł II.

Oby w tym Wielkim Poście serce zostało zdobyte… Wtedy radośnie będzie POWRÓCIĆ - także do przerwanej przez wiatr modlitwy.


Mader

 

 

 

Znalezione w KKK

sobota, 25 lutego 2012

 

Boję się, że jak zaznaczę cytat, część osób pominie te słowa. A warto przyjrzeć się im bliżej. Przyzwyczajona do sformułowań skondensowanych, napisanych językiem teologicznym, zostałam zaskoczona przez... Katechizm Kościoła Katolickiego.


Dlaczego skarżymy się, że nie jesteśmy wysłuchani?

Najpierw powinien zdziwić nas pewien fakt. Gdy chwalimy Boga lub składamy Mu dziękczynienie za wszelkie dobrodziejstwa, nie troszczymy się o to, by wiedzieć, czy nasza modlitwa jest Mu miła. Chcemy natomiast zobaczyć wynik naszej prośby. Jaki więc obraz Boga motywuje naszą modlitwę: czy jest On środkiem do wykorzystania, czy też Ojcem naszego Pana Jezusa Chrystusa?
(KKK 2735)


KKK trafia w sedno! W ogóle nie zastanawiamy się, co dzieje się z naszą modlitwą, gdy uwielbiamy Boga, czy dziękujemy Mu. Jesteśmy pewni, bo jakże mogłoby być inaczej, że trafia ona do Boga. A jeśli chodzi o prośbę, już to inaczej wygląda.


I jeszcze jeden fragment mówiący o modlitwie, znaleziony w katechizmie (niezwykła lektura!). Tym razem cytat ze św. Jana Chryzostoma: Można modlić się często i gorąco. Nawet na targu czy w czasie samotnej przechadzki, siedząc w swoim sklepiku czy też kupując lub sprzedając, a nawet przy gotowaniu. …Ucieszyło mnie to - a nawet przy gotowaniu :) Takie ludzkie, zwyczajne wskazówki.


…Od czasu do czasu zaglądam do katechizmu. Zwykle gdy chcę komuś wytłumaczyć naukę Kościoła. Moja wiara, wiedza podpowiadają mi odpowiedzi, ale szukam potwierdzenia, pewności, a także właściwych słów. Tym razem pośród teologicznych sformułowań, które wymagają kolejnych wyjaśnień, trafiłam na słowa niezwykle proste, czym postanowiłam się z Wami podzielić, mając nadzieję, że zachęcę kogoś do zgłębiania katechizmu. Tym bardziej, że papież Benedykt XVI powiedział ostatnio do kapłanów diecezji rzymskiej: Wielkim problemem współczesnego Kościoła jest nieznajomość wiary, analfabetyzm religijny (…) Nie można żyć w niedojrzałości duchowej, niedojrzałości wiary... A widzimy, że w naszym świecie tak właśnie jest. Wszystko się kończy na pierwszej katechizacji. Pozostaje z niej jakieś jądro, albo i nie. Wierzący pozwala się unosić na falach świata i nie jest w stanie jako dorosły kompetentnie i z głębokim przekonaniem wyłożyć filozofii wiary, jej wielkiej mądrości, jej racjonalności, by otworzyć również oczy innych, otworzyć ich oczy na to, co jest prawdziwe i piękne w świecie.


Mama_Kasia

 

 

 

Nad kwadraturą koła. Lilavati

piątek, 24 lutego 2012

 

Dzieci nudzą się w czasie deszczu. Dzieci oglądają więc teleturnieje (tym bardziej desperacko, że w domu nie mają telewizora) i zadają pytania. Pytają na przykład matkę – absolwentkę kierunku humanistycznego, która w liceum, uczęszczając do klasy równie tumani… humanistycznej, przez ostatnie lata szkolne parała się głównie głoszeniem (i wysłuchiwaniem) referatów o wybitnych matematykach, skąd czerpie wprawdzie ekscytującą wiedzę, iż Ewaryst Galois zginął w pojedynku, a Jeana le Rond d'Alembert podrzucono w wieku niemowlęcym w koszyku pod kościół, ale jednocześnie nie odróżnia sinusa od tangensa – co to jest liczba pi.

O liczbie pi matka na szczęście coś niecoś wie, jako dziecko czytywała bowiem – zanim została humanistką – „Lilavati” oraz „Śladami Pitagorasa”. Matka rysuje zatem pospiesznie na kawałku kartki w kratkę niezbyt foremny okrąg (plastycznie matka jest jeszcze mniej uzdolniona niż matematycznie…), wyznacza na nim średnicę oraz promień i zaczyna chwiejny wykład o ludolfinie. Za życiowe przykłady służą: klomb (do obsadzenia bratkami) oraz forma do ciasta (placek włoski z jabłkami i orzechami laskowymi).

Córka chłonie w emocjach. Podziwia mądrość Salomona, który kazał sporządzić dla Świątyni odlew okrągłego „morza” o średnicy dziesięciu łokci, o wysokości pięciu łokci i o obwodzie trzydziestu łokci. Na koniec córka – piękna jak tożsamość Eulera - wykrzykuje mnemotechniczny wierszyk, dzięki któremu zamierza chlubić się zdolnością podawania liczby pi z dokładnością do 13 miejsc po przecinku:

Kto i bada i liczy,

Myśliciel to wielki.

Mylić się zwykł jednakże

Matematyk wszelki.



O, paradoksie…!

Isma

 

 

 

Teraz zaczynam!

czwartek, 23 lutego 2012

 

Nie jest łatwo żyć ze swoimi wadami. Dobrze o tym wiedział św. Augustyn, św. Małgorzata Alacoque, św. Teresa, mój ulubiony św. Piotr, czy wspominany ciągle św. Tomasz... A jednak próbowali.

W książce “Wady świętych” czytam: “Nie traćmy nadziei. Jeśli upadliśmy – jak święci, usiłujmy też ich naśladować, kiedy się podnosimy. Odnawiajmy się w miłości, Tego potrzebujemy. Dziś jest odpowiedni dzień, by powiedzieć Bogu: Teraz zaczynam!”

Łatwo nie jest, bo ileż razy można zaczynać? Samemu traci się do siebie cierpliwość. Ale chyba nie ma "wyjścia awaryjnego". Kto chciałby skończyć, jak ten z Apostołów, który się wycofał?

Mader

 

 

 

Wielki Plan

środa, 22 lutego 2012

 

Dzieci podejmują różne zobowiązania na czas Wielkiego Postu; że będą chodziły co piątek na Drogę Krzyżową, że nie będą jadły słodyczy, że mniej będą grały na komputerze. Mają Wielki Plan. Dorośli również próbują się dostosować. Na pierwszy ogień idą używki: bez alkoholu, bez papierosów, bez kawy. Jeszcze Droga Krzyżowa – przynajmniej raz i na pewno rekolekcje. Gorzkie Żale? …A co to jest? …Gorzkie Żale więc już niekoniecznie.

Wielki Plan na Wielki Post.

A jaki jest plan Boga? Nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię! Zaufajcie mi w codzienności. Przyjrzyjcie się własnemu grzechowi i zawalczcie, ze sobą powalczcie.

Wielki Plan powinien być planem naprawczym, realizowanym w głębokim porozumieniu z Szefem, a nie planem przodownika pracy, który musi wykonać wielkopostną normę.

Mama_Kasia

 

 

 

Wczoraj

poniedziałek, 20 lutego 2012

 

Czytałam wspomnienia śp. Józefa Muchy o Kardynale Karolu Wojtyle. O Jego czytaniu i modlitwie w drodze, zapiskach czynionych w czasie postojów, nagłej migrenie na wieść o śmierci Jana Pawła I. ( Migrenowcom, którym ból głowy i towarzyszące mu “atrakcje” potrafią zepsuć najambitniejsze plany dnia, zawsze lżej, gdy czytają o Osobie, która dawała sobie z tym radę)

I wreszcie o najważniejszym - trosce o każdego współpracownika – i o Panią Sprzątaczkę, i o Pana Kierowcę. Przypominały mi się i inne książki, inne relacje, a w nich Człowiek pełen Modlitwy i Miłości. Moje myśli wracały do Ewangelii o paralityku, Bliskich i do... ludzi modlących się przy relikwiach Papieża, które są w moim kościele. Do tych wielu osób, które Błogosławiony zaniósł i ciągle nosi do Jezusa, jak najlepszy Przyjaciel.

Mader

 

 

 

Paralityk

niedziela, 19 lutego 2012

 

Ewangelia dzisiejsza o paralityku jest mi szczególnie bliska. Kto czyta na bieżąco, ten wie, dlaczego :)

Mam wrażenie, że wciąż się na nią natykam. W różnych sytuacjach. Czasami słysząc ją, myślę przede wszystkim o czterech przyjaciołach chorego, którzy niosą go przed Jezusa, którzy wdrapują się na dach, zwijają pokrycie, spuszczają paralityka na linach. Ich determinacja, pomysłowość. On nie może, ale oni mogą i robią wszystko, aby mu pomóc. Szczęściarz, który ma takich przyjaciół.

Innym razem myślę o nim, bez władzy w nogach, bez szansy na uzdrowienie. Pewnie o niczym innym nie marzy niż stanąć na nogi, żyć normalnie. A może nawet o tym nie marzy, bo uzdrowienie w jego sytuacji jest niemożliwe. Człowiek bez nadziei.

Myśli powyżej krążą wokół choroby, niemocy fizycznej i cudu uzdrowienia, który sprawia Jezus: Wstań i chodź! Ale zanim to się stanie, Jezus czyni cud dużo większy, cud, którego nikt się nie spodziewał – ani przyjaciele, ani paralityk. Cud uzdrowienia duszy tego człowieka. Odpuszczenie grzechów. Cud niedoceniany.

Już niedługo Wielki Post i kolejna szansa, aby mocą Jezusa wyjść z paraliżu duchowego, aby zacząć życie w pełni, bez powiązanego serca i rozumu.

Mama_Kasia

 

 

 

Efekt skali

sobota, 18 lutego 2012

 

W jednym ze swoich felietonów Antoni Słonimski opisuje pewnego małego, chuderlawego Araba rezydującego pod egipskimi piramidami. Ów nikczemnej postury tubylec wynajmuje się turystom jako „skala” – gdy bowiem fotografia samotnego Sfinksa nie oddaje jego kolosalnych rozmiarów, ustawienie u jego stóp (opłaconej stosownie) ludzkiej figurki pozwala porównać wielkości i uzmysłowić sobie rozmach starożytnych budowniczych.

Właściwe proporcje. Trudno o nie, włączając rano telewizor pełen newsów tylko pozornie posiadających hierarchię, śledząc hiperteksty w rosnących jak atomowe drożdże zasobach Sieci, nawet czytając gazety, które rok temu pełne były dramatycznych spekulacji o czyimś zaginięciu, a dziś nie poświęcają nawet kilku zdań odnalezieniu jego ciała. Nadmiar emocji, związanych z tym czy innym zdarzeniem, które różni się od dziesiątków, a może i setek jemu podobnych, tylko tym, że jest głoszone na sposób skrajnie hałaśliwy. Przechwałki samozwańczych Napoleonów i lincze na ofiarnych kozłach. „Trzecia” liga hokeja z udziałem Dzikich Krokodyli Poznań i krach emeryturowy, haniebny bałagan w Komisji Majątkowej wykryty przy okazji kontroli działań strony rządowej, ale w opinii publicznej przypisany już jako śmiertelna wina stronie kościelnej…

Stary felieton Słonimskiego dotyczy miałkości życia literackiego w Polsce dwudziestolecia międzywojennego. „Heretyk na ambonie” gorzko konstatuje, iż najpewniejszą – bo najpowszechniej uczęszczaną, w najwyższych nakładach – drogą oddziaływania na społeczeństwo byłoby wydanie sennika egipskiego, zawierającego praktyczne zalecenia moralne i polityczne. Obyśmy mogli czytać te słowa już tylko jako oceniające kreowany w latach dawno minionych świat literackich fikcji, i obyśmy nie odnajdowali w nich cienia podobieństwa do rzeczywistości, w której być może żyjemy „...jak w jakiejś sparodiowanej Grecji. Garstka ludzi dość lekko ubranych, rozprawiających o rzeczach mądrych i subtelnych, co drugi pederasta, a wkoło ciemna pińszczyzna ludzi odzianych w skóry od Apfelbauma, fetyszystów, endeków, wojskowych, chałaciarzy, znachorów, i miliony chłopów mnożących się jak piasek na pustyni. Podobni jesteśmy wszyscy do tego chuderlawego Araba stojącego pod wielkim Sfinksem, w którego wnętrzu siedzą kapłani i rżną w bridża”.

Isma

 

 

 

Dziesięć lat później

piątek, 17 lutego 2012

 

Jan Paweł II w 2002 roku w Orędziu na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu pisał o dniu Pięćdziesiątnicy, apostołach, którzy wyszli na ulice Jerozolimy, by głosić Ewangelię i o tym, jak dzięki nim chrześcijaństwo zapuściło korzenie w wielu miejscach świata. Pisał też o tym, że Kościół stoi na progu istotnych przemian, ale przecież nie pierwszy raz.


Jednakże historia ewangelizacji nie sprowadza sie jedynie do ekspansji geograficznej, bowiem Kościół musiał pokonać również wiele barier kulturowych (…) Epoka wielkich odkryć, Renesans i wynalezienie druku, rewolucja przemysłowa oraz narodziny nowoczesnego świata – wszystkie te okresy i wydarzenia takze miały charakter przełomowy i wymagały nowych form ewangelizacji.

Mader

 

 

 

W pociągu

czwartek, 16 lutego 2012

 

Pociąg w swoim rytmie sunął przez Polskę. W przedziale panowała cisza. Nawet charakterystyczne stuk-stuk, stuk-stuk, stuk-stuk było ledwie wyczuwalne.

Jedynie od czasu do czasu dźwięk dzwonka czyjejś komórki przerywał ciszę. I wtedy głos mówiącego (zwykle wyraźny) przykuwał uwagę pasażerów. W końcu coś się działo. Takie małe wejście w czyjś świat, za przyzwoleniem głośno mówiącej osoby.


…Moja babcia uwielbiała jeździć pociągami. Jedna z przyczyn to posiadanie darmowego biletu z racji pracy dziadka na kolei. Ale drugą przyczyną (równie ważną, a może i ważniejszą) była możliwość rozmawiania z ludźmi. Zaczynało się od: Dokąd Pani jedzie, a kończyło na problemach rodzinnych. Babcia nie obawiała się tych rozmów, bo i nie było czego. Współtowarzysza podróży widziała raz w życiu. Znikał wraz z opuszczeniem pociągu, więc i o zwierzenia (wzajemne zresztą) było łatwiej.

Babcia nie bała się również innych rzeczy. Gdy tylko pociąg ruszał, zamaszystym ruchem ręki czyniła znak Krzyża i przez krótką chwilę mogłam obserwować jej poważną minę. Modliła się w skupieniu. A potem wracał uśmiech i otwartość na to, co działo się wokół.

Podróż w towarzystwie babci mijała bardzo szybko…


Puff. Automatyczne drzwi przedziału zamknęły się. Wróciłam do mojego pociągu, który utknął na stacji Toruń. …Chyba zadzwonię do męża i chociaż przez chwilę z kimś porozmawiam. Brakowało mi drugiego człowieka, chociaż obok byli przecież ludzie.


Mama_Kasia

 

 

 

Róże. Śnieg.

środa, 15 lutego 2012

 

Drzwi kwiaciarni, przywalone nawiewanym przez cały dzień śniegiem, otwierały się z dużą trudnością.

- Chciałabym prosić o zrobienie bukietu: dziewięć róż w jednym kolorze, trzy w innym.

- Oj, niestety. Mamy tylko czerwone. Tylko.


Więc dalej przez śnieg.


- Dziewięć róż i trzy? Razem dwanaście? Mam dwanaście czerwonych, proszę bardzo. Niech pani zobaczy, jakie piękne, świeże - co za różnica, czy będą w jednym kolorze, czy w kilku.

- Ale to ma być taki symboliczny bukiet. Dziewięć i trzy. To ma coś oznaczać. Coś ważnego. Więc dziękuję, dwanaście jednakowych to nie to samo.


Z nieba sypały się świeże, zimne płatki.


- Czy pani też ma same czerwone róże? Co się dzieje, to już kolejna kwiaciarnia, w której są tylko takie…

- Czerwone. Tylko czerwone. Bo one są z Walentynek, proszę pani. Od wczoraj zostały.


Śnieg na chodnikach był czysty i świeży. Nie przeszłoroczny, nawet nie wczorajszy.

Isma

 

 

 

Jesteś całym moim życiem

wtorek, 14 lutego 2012

 

Pisała do niego: Jak Ci podziękować za przepiękny pierścionek? Piotrze drogi! Aby się Tobie odwdzięczyć, ofiaruję Ci moje serce i zawsze będę Cię kochała tak, jak teraz Cię kocham.

Albo: Jeśli sprawi Ci to przyjemność, pomyśl, że podczas następnej podróży będę już przy Tobie i będę Ci mówiła wiele, wiele razy aż Cię zmęczę, że jesteś całym moim życiem.

Zapewniała: Pragnę właśnie być zawsze dla Ciebie radością i odpoczynkiem.

Serce biło mu mocniej, gdy czytał: Myślę, że zawsze będziemy żyli miłością. Masz tak dobry charakter i jesteś tak inteligentny, że zawsze mnie zrozumiesz i nie potrafimy nie żyć w zgodzie.

Pytała zaniepokojona: Piotrze, czy potrafię być żoną i mamą, jakiej zawsze pragnąłeś?

Tak – odpowiadał jej zawsze – Tak – odpowiedział i dziś, patrząc na jej portret na frontonie Bazyliki św. Piotra. - Moja najdroższa Gianno, tęsknię za Tobą.

Mader

 

 

 

Bliskość w wierze

poniedziałek, 13 lutego 2012

 

Św. Paweł pisze do Rzymian, na początku listu: Pragnę was przecież zobaczyć, by podzielić się z wam duchowym darem dla waszego umocnienia, a raczej dla wzajemnego pokrzepienia wspólnie posiadaną wiarą, waszą i moją.

To jest doświadczenie dostępne też nam współcześnie żyjącym. Nie wiem, czy możliwe w kościele, w czasie liturgii, ale może tak. Może, mając w pamięci bycie dziećmi tego samego Ojca, jesteśmy w stanie postrzegać człowieka obok, w ławce kościelnej jako bliskiego, wierzącego, który razem z nami wypowiada modlitwy, który wyznaje wspólną naszą wiarę… On nie jest obcy. Ja wierzę, on wierzy. Już jest nas dwoje.

Na pewno wzajemnego pokrzepienia wspólnie posiadaną wiarą doświadczam w małej wspólnocie, w której jestem. Gdy rozważamy to samo Słowo Boże, gdy rozmawiamy o życiu, odczuwam bliskość poglądów. To, że ktoś sobie poradził ze sprawami po Bożemu, daje mi się poczucie, że się da, że można, że świat nie musi mieć nade mną przewagę.

Także tutaj, na portalu. Przecież tutaj też możemy pokrzepiać się wspólnie posiadaną wiarą. Ktoś napisze komentarz, ktoś zada pytanie, rozwinie temat… Tylko trzeba zadbać o jedno, o wzrost własnej wiary, aby mieć czym się dzielić.


Mama_Kasia

 

 

 

Walizka

niedziela, 12 lutego 2012

 

Przytupując na mrozie w oczekiwaniu, aż rozmrożą się zamki w lukach bagażowych autokaru, słucham opowieści o walizce:

"Przywiozłam córkę na miejsce zbiórki, ale ponieważ te wszystkie apele i sprawdzanie autokarów... to wszystko trwa tak długo... powiedziałam tylko druhnie, że mała ma walizkę, którą ktoś powinien zapakować do autokaru. Potem się okazało, że córka dojechała na zimowisko tak jak stała, bez żadnego bagażu. A walizka została tutaj, na środku placu przed szkołą. Stała sobie sama. Nikt nie zauważył. Jak pomnik stała. Czerwona. Już po odjeździe autokarów woźny zobaczył ją i zatrzymał, na szczęście. A ja już myślałam, że będę musiała wszystko małej kupowac od nowa, i to na oko... Potem któryś z druhów po tę walizkę przyjechał do Krakowa, i zawiózł dziecku na zimowisko. Bo nic nie miała bez niej, nawet najpotrzebniejszych rzeczy."

Czasem miłość Boga trudniej dostrzec, niż czerwoną walizkę, niż cały świat. A wcale nie świat jest najpotrzebniejszy.

Isma

 

 

 

Zagubiony w świetle...

sobota, 11 lutego 2012

 

Wokalista i jego zespół rockowy byli już wiekowi. Widzowie, ludzie sukcesu, niedużo młodsi od wykonawców, siedzieli na krzesłach. Ubrani byli elegancko, kolejne przeboje przyjmowali przyjaźnie, a nawet śpiewali, choć marynary nie fruwały – nie wypadało w takim miejscu, w takim towarzystwie. Idol postanowił rozgrzać atmosferę: “ Są wśród nas krytycy muzyczni, rozpoznacie ich po tym, że nie klaszczą”

Gdy muzycy byli u szczytu sławy, wielu z dzisiejszych gości, mogło jedynie pomarzyć o bilecie, o dostaniu się na ich koncert. Teraz grali na ich zamówienie. A potem dla wybrańców, wylosowanych spośród równych, mieli przygotowane plakaty. “Plakaty z członkami zespołu są stylizowane na obraz Ostatniej Wieczerzy” - usłyszała sala. Przez chwilę miało się wrażenie, że krytycy muzyczni przybyli licznie, bo zamiast spodziewanej burzy oklasków i rozbawienia, rozległy się pojedyncze, skąpe brawa. Chciałbym być sobą – kolejny raz, kolejny rok deklarował wcześniej wokalista. Dorośliśmy, jesteśmy sobą – odpowiedziała mu publiczność.

Mader

 

 

 

Strach

piątek, 10 lutego 2012

 

Pojawia się znienacka. Zaczyna się od ścisku w żołądku. Mknie w obwodach nerwowych, przechodzi do serca i staje w przełyku. Paraliżuje myśli, mnoży problemy. Mówimy o nim często – irracjonalny. Bo rzeczywiście, jak podaje Księga Mądrości: strach to nic innego jak zdradziecka odmowa pomocy ze strony rozumowania (Mdr 17,11).


Swoją drogą Święta Księga (jak powiada Tewje Mleczarz – wczoraj miałam okazję ponownie oglądać) jest skarbnicą praktycznych(!) wskazówek. Tylko korzystać! …Może wtedy strach nie będzie taki straszny.

Mama_Kasia

 

 

 

Jazgot zawodowców

środa, 8 lutego 2012

 

Milczenie jest integralną częścią komunikacji i bez niego nie ma słów bogatych w treść. W milczeniu słyszymy i poznajemy lepiej samych siebie, rodzi się i pogłębia myśl, z większą jasnością rozumiemy to, co chcemy powiedzieć albo to, czego oczekujemy od drugiego, dokonujemy wyboru jak wyrazić siebie. Milknąc pozwalamy drugiej osobie mówić, wyrazić siebie, a sobie samym na to, by nie być przywiązanymi jedynie do naszych słów czy też naszych idei, bez stosownej wymiany myśli. W ten sposób otwiera się przestrzeń wzajemnego słuchania i staje się możliwa pełniejsza relacja międzyludzka. W milczeniu na przykład rozumie się najbardziej autentyczne elementy komunikacji między tymi, którzy się kochają: gest, wyraz twarzy, ciało, jako znaki, które objawiają osobę. W milczeniu przemawiają radość, zmartwienia, cierpienie, które właśnie w nim znajdują szczególnie intensywną formę wyrazu.

Niedawno te same gazety, portale obszernie cytowały fragmenty orędzia Benedykta XVI, zachwycając się jego głębią i mądrością. Teraz przekrzykują się nad trumną małego dziecka. Specjaliści z różnych działów? Tamci byli od “religii”, a ci, którzy krzyczą, orędzia nie przeczytali?

Nie tak dawno część internautów słuchała ze zrozumieniem fragmentu Ewangelii:

"Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: "Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik."

Teraz nie przeszkadza im wykrzykiwać: Ja bym w życiu tak nie zrobił! Ja nie jestem tak podły! Co za matka! Chwalą się na forach: Ja jestem dobry!

Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!"

Mader

 

 

 

Różaniec w podróży

wtorek, 7 lutego 2012

 

Wracaliśmy z ferii samochodem. Długa droga była przed nami. Odmawiałam po cichu różaniec przy dźwiękach z kompaktu, który w końcu, po długiej rozgrzewce, oddał płytę Nirvany (słuchaliśmy jej wcześniej na życzenie syna). Repertuar leciał odpowiedni do zanoszonej modlitwy. Pieśni religijne sączyły się z odtwarzacza.


W którymś momencie zauważyłam, że pasują idealnie do odmawianej przeze mnie tajemnicy, a przecież nie ustalałam sobie listy odtwarzania. …Duch Święty wiał.

M.in. tajemnica Cierniem ukoronowanie zbiegła się z pieśnią, mówiącą o królowaniu Jezusa. A słowa, poprzedzone wielkanocnym biciem dzwonów:

Zmartwychwstał Pan i żyje dziś,

blaskiem jaśnieje noc.

Nie umrę, nie, lecz będę żył,

Pan okazał swą moc.

Krzyż to jest brama Pana,

jeśli chcesz przez nią wejdź.

Zbliżmy się do ołtarza,

Bogu oddajmy cześć


rozbrzmiały tuż po odmówieniu przeze mnie tajemnicy Zmartwychwstania.


Największą niespodziankę otrzymałam na koniec modlitwy. Kiedy rozmyślałam nad tajemnicą Ukoronowania Maryi na Królową nieba i ziemi, jechaliśmy przez Częstochowę. Pokłoniłam się w myśli Królowej, prosząc ją o wstawiennictwo w wiadomej mi sprawie. …Jestem przekonana, że słuchała.


Mama_Kasia

 

 

 

Tessytura

poniedziałek, 6 lutego 2012

 

Mieszkanie rozbrzmiewało koloraturą. M. śpiewała arię Królowej Nocy z „Czarodziejskiego fletu” Mozarta. Mniej więcej czterdziesty raz od momentu, kiedy na pohybel swojemu spokojowi odtworzyłam „Der Hölle Rache” z YouTube, a potem, nieświadoma zagrożenia, pokazałam dziecku, jak ściągnąć nuty z serwisu o nazwie miłego gryzonia. Małoletnia sopranistka uporczywie emitowała z siebie coraz wyższe dźwięki, obwieszczające, że „piekielna zemsta kipi w jej sercu”, a periodyczne kaskady jej oskrzelowego kaszlu skutecznie zagłuszały tutti orkiestry Johna Eliota Gardinera. Tak, koloratura była całkiem, całkiem.

- Ładnie. Ale to jest trudna aria, M. Ona chyba jeszcze nie jest dla ciebie.

- Jak to, nie dla mnie? Przecież wyciągam, posłuchaj, to F spokojnie wyciągam – zakipiała (tym razem recitativo) M. i łupnęła impetycznie w pianino, po czym wydała z siebie adekwatnie wysoki, czysty ton – Skalę mam jak trzeba. To o co chodzi?

- Skalę może i masz. Ale to nie chodzi tylko o skalę, M. O tessyturę chodzi.

- Te... co?

- Tessyturę. Chodzi nie tylko o to, jak wysoki dźwięk potrafisz zaśpiewać. Ważniejsze jest, w jakim zakresie tych dźwięków potrafisz się poruszać naprawdę swobodnie. Głosem się trzeba nauczyć posługiwać. Tessytura to ten rejestr, w którym głos brzmi najlepiej. To nie to samo, co skala. Dużo mniej. Wiesz… ludzie często uważają, że mogą się czymś zajmować – na przykład komentować jakąś sprawę – bo przeczytali o niej dwa zdania w Internecie. Dziennikarze tak czasem myślą, na przykład. A tymczasem, żeby powiedzieć coś w miarę sensownego, trzeba naprawdę problem zgłębić. Umieć porównać z innymi wydarzeniami, zbadać inne źródła, wyciągnąć wnioski. Naprawdę rozumieć, zanim się powie. Nie w każdej dziedzinie jest się dość dobrym, nie zawsze ma się dość doświadczenia, żeby to móc mądrze robić. Sama umiejętnośc pisania nie wystarczy. No i to samo ze śpiewaniem. Do tej arii jest potrzebna wyjątkowo rozległa tessytura: nie tylko F trzeba wyciągnąc, ale też z odpowiednią siłą zaśpiewać takie frazy, przy których nie wolno popiskiwać, o, jak to na koniec: „Hört, Rachegötter, hört der Mutter Schwur!”. Raz jest potrzebna ruchliwość głosu, jak w tych koloraturach, co ci całkiem przyzwoicie wychodzą - a raz ciemna, niska, dramatyczna barwa. Nie sztuka parę taktów zaśpiewać czysto – rzecz w tym, żeby na scenie w całej arii, w całej roli nie polec. To najtrudniejsza aria świata jest. Więc na razie, córko, zanim publicznie to zaprezentujesz, to… jak już musisz… w domu sobie poćwicz...

- „So bist du meine Tochter nimmermehr” – rzuciła kontrolnie wiązkę dźwięków M. - „So bist du meine Tochter…”. Mamooo… a co to właściwie znaczy???

Isma

 

 

 

Anioł Stróż Małej Dziewczynki

niedziela, 5 lutego 2012

 

„Aniele Boży Stróżu mój…” – czytałam Małej Dziewczynce, a ona zauroczona rozkładała grube kartki książeczki. „Ty zawsze przy mnie stój…” dotykała palcem obrazków, pokazując dziecko, Anioła, pieska. „Rano…” – Mała Dziewczynka nie potrafi powtórzyć słów, ale zaczęła naśladować melodię tej modlitwy - „... wieczór, we dnie, w nocy…” – i tak już razem do końca, każda po swojemu.

„Aniele Boży Stróżu…” - mówię i myślę o Tamtym Aniele Stróżu, który będzie nosił po Niebie na rękach Swoją Dziewczynkę, dopóki nie zacznie sama stawiać pierwszych kroków…

Tyle pytań... i modlitwa

Mader

 

 

 

Mobilki

sobota, 4 lutego 2012

 

- Mobilki, jak tam dróżka na Warszawę?

- W porządeczku.

- Dzięki, kolego. Na Kraków też czyściutko. Szerokości.


Mobilki skutecznie ostrzegają się przed misiaczkami, którzy pilnują porządku na drodze. I wydaje się, że ta dopuszczalna konspiracja przynosi więcej korzyści niż szkód. Ostrzeżone w porę mobilki zwalniają dosyć często.

Na plus trzeba też zaliczyć okazywaną sobie pomoc, gdy kolega zgubił się w obcym mieście. Zdarza się również przekazywanie sobie autostopowiczów.

- Koledzy, na skrzyżowaniu zostawiam gościa w niebieskiej kurtce. Ja muszę zjechać. Zabierzcie go.

- Gdzie?

- Już go widzę!


Nasłuchałam się, że radio owszem bardzo pomocne, tylko te wulgaryzmy… Są, nie da się ukryć, ale mimo wszystko jest ich znacznie mniej niż wzajemnej życzliwości, którą okazują sobie użytkownicy dróg – głównie koledzy, choć zdarzają się i koleżanki. Nie mają one jednak tego czegoś w głosie, który słychać u mężczyzn czule zdrabniających: radyjko, mobilki, dróżka, czyściutko… Faceci i ich gadżety :)


Wracamy z ferii. Zaraz znowu trzeba będzie zabrać się do pracy. …Ale nowe siły są.


- A Wy? Jesteście na radyjku? W porządeczku u Was?

- To szerokości na kolejne dni życzę :)


Mama_Kasia

 

 

 

Propaganda

piątek, 3 lutego 2012

 

Mam wystarczającą ilość swoich problemów i nie muszę się martwić o kogoś - wyznała Maria Czubaszek, która nie żałuje, że dwa razy poddała się aborcji. Dzieci ją denerwują, nastolatki ćpają, palą i piją, a panienka mogłaby pojawić się w domu- co za staroświeckie, zakłamane określenie, a fe! - "z brzuchem".

Pod artykułem sonda Waszym zdaniem: czy jesteś za aborcją? 76% przeciw, 24% za.

Nie wstydzą się "brzucha" ani u córki, ani u siebie?

Skąd ten wynik? Odpowiedź zna prof. Magdalena Środa: Młode pokolenia zgodnie z wpajaną im propagandą deklarują, że największym złem na świecie jest aborcja, że to “zabicie poczętego nienarodzonego” etc.

A czy owe Starsze Panie nigdy nie pomyślały, że to właśnie one uległy kiedyś propagandzie?

Mader

 

 

 

Miejsce u stołu

czwartek, 2 lutego 2012

 

Wczoraj umarła Wisława Szymborska.

Zetknęłam się z nią przelotnie, raz jeden, przy okazji nadania jej honorowego obywatelstwa Miasta Krakowa. Przy organizacji tego typu imprez pojawiał się nieodmienne kłopot z ułożeniem stołów na potrzeby uroczystego obiadu na cześć uhonorowanego tą godnością: bo i licznie przybyłe persony oficjalne trzeba było gdzieś u szczytu stołu posadzić, a i osób bliskich laureatom nie wypadało zepchnąć na miejsca ostatnie. Ukształtował się więc zwyczaj, iż podczas spełnianego na stojąco aperitifu dyskretnie prowadzono bohatera uroczystości do sali i proszono o rzucenie okiem na układ stołu oraz ostateczny werdykt, czy nikogo nie urażono nie dość honorowym sąsiedztwem.

Poprowadziłam zatem do wnętrza Sali Olimpijskiej w Hotelu Francuskim Panią Wisławę, gnąc się w tysiącznych tłumaczeniach, jak i dlaczego trzeba było godzić różne piętrzące się hierarchie. Poetka uśmiechnęła się dyskretnie i rzuciła niedbale: "wie pani - z tego też względu najbardziej lubię stoły okrągłe. Nie ma przy nich miejsc tak ostentacyjnie honorowych..."

Dziś Kościół w liturgii wyśpiewuje kantyk za starcem Symeonem, biorącym w ramiona ofiarowanego w świątyni Chrystusa:
Teraz, o Panie, pozwól odejść swemu słudze w pokoju,
według słowa Twojego.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
Światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela.


Panie, pozwól odejść w pokoju tym, których oczy ujrzały światło i zbawienie Twoje.
Zaproś ich do stołu w Twoim Królestwie - w którym pierwsze miejsca obiecałeś ostatnim.

Isma

 

 

 

Na nartach

środa, 1 lutego 2012

 

Zjeżdżamy. Na nartach i na deskach. Mróz, tak mniej więcej minus 14, podszczypuje w poliki. Zimno, ale słonecznie. Na górze podziwiamy zamglone Tatry z jednej strony, a z drugiej Babią Górę, która wydaje się być na wyciągnięcie ręki.

Stok jest wystarczająco długi. Poza tym szeroki, bez muld, bez oblowacenia, południowo-wschodni, więc zjeżdża się w słońcu. Pięknie…

Obsługa wyciągu w porządku - sympatyczni Słowacy.

Wszystko nam się w zasadzie podoba i chociaż śpimy po naszej stronie, niedaleko naszych wyciągów, wolimy 10 km podjechać na Słowację. Chwalimy sobie otwarte granice i możliwość przemieszczania się tam i z powrotem bez zbędnych ceregieli. …Denerwuje nas tylko jedno. Niebieska tablica na granicy – napis Rzeczpospolita Polska w otoczeniu żółtych gwiazdek. Zero orzełka w koronie, zero barw biało-czerwonych. - Gdzie ta Polska? – pytamy zasmuceni.


Mama_Kasia

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane