Pan pijaczek
dodane 2014-01-18 21:31
Jeden człowiek, kilka promili i dwoje oczu...
... tak właśnie.
Soboty w Lublinie zawsze są dla mnie ciężkie. Nie chce mi się wstawać, leżę w łóżku do 11 i wyrzucam sobie jak wiele mogłam za ten czas zrobić. Po czym wstaję i tak naprawdę robię niewiele więcej. Dramat! Czasem żałuję, że nie mam własnego odrzutowca, którym mogłabym co tydzień wracać do domu. Do mojego cudownie zielonego pokoju, z moim cudownym zielonym dywanem, na którym mogę leżeć z moim cudownym psem. Tak właśnie...
Ale jestem w Lublinie, który jest całkiem fajnym miejscem, ale nie jest moim DOMEM. Wiecie jak to jest, dom jest tam gdzie jedziesz mówiąc "wracam". Najgorsze jest to, że powoli zaczynam przyzwyczajać się do tego, że prędzej czy później będę musiała zaakceptować to, że to do Lublina WRACAM. Ale jeszcze nie teraz.
Wracając do sedna. Sobota! W obliczu totalnej beznadziei soboty, postanowiłam chociaż wyjść z mieszkania. Pojechałam więc do centrum handlowego. Kupiłam upatrzoną wcześniej tunikę (oczywiście z przeceny xD -77% w house, szaleństwo :D). Poziom endorfin w organiźmie podwyższył się dość bardzo, co sprawiło że uznałam pomysł powrotu "z buta" za genialny. Stoję przed pasami, obok mnie pani z pieskiem. Zauważyłam, że była wyraźnie zmęczona i zmartwiona czymś. Po drugiej stronie ulicy zauważyłam chłopaka, na oko 14-15 lat, z papierosem w jednej i dziewczyną w drugiej ręce. Z nimi stał jeszcze jakiś chłopak. Co mnie zaciekawiło, to to, że dziewczyna rozmawiała żywo z tym chłopakiem którego nie trzymała za ręke. Dramat! Ale cóż... Zapaliło się zielone światło. Dziewczyna z szyderczym uśmieszkiem rzuca do pani z pieskiem "cześć mamo". Nie ma to jak kłótnia rodzinna na środku jezdni. Dobrze, że zielone światła świecą na tyle długo, żeby wyjaśnić sobie pewne kwestie, a na tyle krótko, żeby się nie pozabijać. Bycie matką, to ciężka fucha.
Po tej krótkiej, ale dającej do myślenia akcji idę dalej, rozkminiając nieco. Zwalniam trochę przy cmentarzu i zastanawiam się czy nie iść jak zwykle tamtędy- na skróty. Coś jednak każe mi iść dalej ulicą. Tak idąc i myśląc sobie o wydarzeniu sprzed kilku minut, zauważam że jakieś 100 metrów przede mną, na chodniku, siedzi jakiś gość. Młody chłopak mija owego pana, tak samo zresztą jak inne 3 osoby przechodzące obok. Centralnie po przeciwnej stronie ulicy jest przystanek autobusowy, na którym stoi MASA LUDZI. Czy naprawdę nikt go nie widzi?! Powoli zbliżam się do owego pana. Widzę, że ma spuszczoną głowę, więc podchodzę na bezpieczną odległość i zadaję proste pytanie "Czy wszystko wporządku?". Chyba nie słyszy, więc powtarzam głośniej. Podnosi w końcu głowę patrząc swoimi nawalonymi oczami, prosto w moje- trzeźwo przerażone. Jest tak pijany, że ciężar głowy przechyla go w tył i kładzie się na chodniku. Mija mnie starsza pani wyraźnie zirytowana faktem, że musi nas oboje minąć, wychodząc na jezdnię. Załamana faktem, że totalnie nie wiem co robić, stwierdzam po cichu "Pan jest kompletnie pijany...". Pijaczek przemawia... Problem w tym, że nic nie rozumiem. Patrzy na mnie tymi swoimi ślepiami, przy tym bełkota coś, a ja nie mogę się ruszyć. W końcu owy pan próbuje wstać. Pierwsza próba kończy się upadkiem. Proszę go, żeby usiadł i poczekał trochę aż wytrzeźwieje, on jednak próbuje nadal. Wycofuję się... Ostatni raz patrzę na niego, odwracam się i idę przed siebie. Jeszcze oglądam się przez ramię, czy aby napewno idzie w miare pewnym krokiem i rzucam się w pogoni za zielonym światłem. Kiedy już staję po drugiej stronie ulicy łzy napływają mi do oczu...
Nie znam Pana Pijaczka, ale z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego powodu nie potrafię się pozbyć tego uczucia, które miałam kiedy patrzył się na mnie. Dlaczego nie mówił, tylko bełkotał? Może powinnam była z nim zostać? A może był tylko zwykłym pijaczkiem? Ale czy to jest fair?! Nie ma zwykłych pijaczków... Skoro każdy człowiek jest odrębną historią, WYJĄTKOWĄ historią. Dlaczego ten Pan tak bardzo się stoczył?
Miał naprawdę piękne oczy, które wcale nie ukazywały pustki. Coś w nich było... Żałuję, że nie potrafię takim ludziom pomóc. Nawet własnemu tacie.
Z tym wszystkim, czego nie rozumiem i nie potrafię ogarnąć moim małym rozumkiem, kładę się spać.
Jeszcze tylko jedno... Nie obwiniam ludzi o to, że mu nie pomogli. Wystarczyło zapytać czy wszystko gra. Mógł zasłabnąć, mieć zawał, albo cokolwiek... Mógł też być Panem Pijaczkiem z pięknymi oczami. I nie żałuję, że podeszłam i zajrzałam w jedną z wielu historii, których nie rozumiem, a której częścią jestem.