Z życia
Obłuda
dodane 2015-01-19 16:43
Wśród wspomnień Polaków z więzień, łagrów i zsyłek do wschodnich i północnych regionów ZSRR, a zebranych w tomie „My deportowani” pod red. Bogdana Klukowskiego (wyd. „Alfa” 1989 ), natknęłam się na relację 15-letniej dziewczynki (Jadwigi Waluszewskiej –Dukszty). Swoje wspomnienia zatytułowała „Droga przez tajgę”.
Latem 1940 roku, ominąwszy Korosten, Mozyr, Homel , na jednej ze stacji rodzina autorki, zmierzając w nieznane, wybiega po wrzątek. Brat Władek rzuca się w oczy dwóm Rosjankom z powodu medalika, który ma zawieszony na szyi. Spytawszy, co to jest i usłyszawszy, że to Matka Boska, Rosjanki wybuchają śmiechem. Wiara okazała się –ich zdaniem-dowodem na głupotę i zacofanie Polaka. Jedna z nich stwierdza, że gdy przyczepi sobie kopiejkę, też powie, że to Bóg. Zaskakujący jest ciąg dalszy owej relacji: „Gdy jej towarzyszka odeszła, baba się zmieniła i szepnęła, że bog jest i budiet. Tacy oni tu są.”
W pierwszym odruchu narzuca się refleksja : „No tak, obłuda sowietów, temat nienowy”. Ale czy dotyczy to rzeczywiście tylko zakłamanych sowietów, urobionych ideologicznie oprawców, którzy prywatne przekonania skrywają gdzieś głęboko, aby oficjalnie zdradzać za różne srebrniki swoją wiarę? Za cenę sprawowanej funkcji, urzędu, prestiżu.
Wystarczy rzucić okiem na tych, którzy twierdzą -i w imię tego postępują- że przed drzwiami urzędu należy zostawiać swoje przekonania. Pan Bóg za drzwiami , a w gabinecie hulaj dusza… Tylko ku zatraceniu ilu dusz taka filozofia zmierza?