Literatura i sztuka, Z życia
Emil ze Smalandii i dwie kobiety z brodą
dodane 2014-05-13 14:33
Wszyscy znamy uroczą twórczość Astrid Lindgren. Najbardziej powieść „Fizia Pończoszanka”, której adaptacja kojarzona jest jako kultowy serial „Pippi Lagstrumpf”.
Astrid Lingren ma w swoim dorobku również inne teksty dla dzieci, wśród których –zdaniem naszych dzieci -wyróżnia się „Emil ze Smalandii”. Bohaterem jest sympatyczny łobuziak, który daje się we znaki rodzicom, rodzeństwu i komu się da, jednak zaskarbia sympatię czytelników od pierwszych stron powieści, a zwłaszcza tuż po incydencie z wazą na głowie.
Emil przypomniał mi się w ten weekend, kiedy to pożeracze telewizyjnego show zwanego festiwalem Eurowizji, emocjonowali się laureatką (laureatem?) tegoż programu, zwaną (zwanym) kobietą z brodą. Achów i achów nie ma końca, bo okazuje się, że osoba, na opisanie której brakuje kategorii gramatycznych, stąd moje nawiasy ze znakiem zapytania, podbiła sympatię szerokich mas znużonych normalnością widzów. „Co za uroda, co za wdzięk, cóż za głos…”- wzdychają gromady przeżarte płytkim, bo płytkim standardem telewizyjnym, ale mieszczącym się jednak w jakimś kanonie estetycznym i aksjologicznym.
A co ma to wspólnego z wesołym i żywym Emilem?
To mianowicie, że gdy nasz mały bohater udał się na jarmark do Hultsfred, za oglądanie kuriozum, jakim była ukryta w namiocie kobieta z brodą, trzeba było płacić: „…na szczęście miała brodę. Pokazywała ją za pieniądze i zarabiała na tym zupełnie nieźle.” Tymczasem wiele wskazuje na to, że współczesna kultura masowa gotowa jest ten mechanizm ekonomiczny odwrócić, czyli uwznioślić do rangi bohatera każdego, kto wymyka się przyjętej normie obyczajowej, byle zaszokować odbiorcę, byle wywołać choćby najniższe emocje, ale przekładające się na medialny zysk. Pokazać, aby na kimś zarobić!
I jeszcze jedno - gdy dama z brodą na jarmarku w Hultsfred została napadnięta przez miejscowego złoczyńcę Wróbla, obroniła się strzelbą Emila, za co rezolutny chłopiec uzyskał zgodę kobiety na gratisowe oglądanie zarostu.
Nie łudźmy się, że gdy widzowie „robią oglądalność” tego typu programom, koncerny medialne nie zarabiają na tym. Licznik oglądalności bije… a to się przekłada na mamonę.