Blisko Pana, Z życia

Na każdy czas...

dodane 23:30

Wieczorna audycja Radia Plus, podczas której radiosłuchacze dzielili się świadectwem swojego doświadczenia związanego z obecnością Jana Pawła II w naszym życiu, skłoniła i mnie do podobnego podsumowania.

16 października 1978, jako uczennica szkoły podstawowej,  nie rozumiałam wzruszenia i euforii rodziców po tym, jak podano  w wiadomościach sensacyjną informację o wyborze Karola Wojtyły na papieża.

W czerwcu 1979 roku, gdy Jan Paweł II, podczas pierwszej pielgrzymki do Polski odprawiał mszę, patrzyłam na swego ojca jak na kosmitę, bo nagrywał ją na szpulowym magnetofonie, chcąc „złapać” tę unikalną chwilę i zatrzymać, niczego z niej nie tracąc. Wyczuwałam tę podniosłą chwilę, miałam świadomość niecodzienności tych wydarzeń, ale kompletnie nic z tego nie pojmowałam.

W 1983 roku byłam już świadomą wagi pielgrzymki Ojca Świętego do Polski licealistką. Jan Paweł II zawitał i na naszą Opolszczyznę. Z naszego miasteczka wyruszyła piesza pielgrzymka, na którą udał się też mój ojciec. Jednak choroba uniemożliwiła mi uczestniczenia w spotkaniu z Ojcem Świętym na pobliskiej Górze św. Anny. Dlatego ze smutkiem oglądałam transmisję z Annabergu, gdzie dostrzegłam znajome twarze parafian i proboszcza dominikanina.

Prawdziwą radość ze spotkania z papieżem przeżyłam już jako studentka w Krakowie na Błoniach w 1987 r. Nasz kultowy żeński akademik „Nawojka”, choć najbardziej zaniedbany spośród wszystkich UJ-owskich domów studenckich, od strony Parku Jordana wyglądał okazale. Dziewczyny przystroiły wszystkie okna okolicznościowymi chorągiewkami. (Jedna z nich, jak relikwia, leży do dziś w mojej szufladzie.) Nikt nie miał wątpliwości, że tak trzeba. Choć dostaliśmy bilety w dalekim sektorze, a o telebimach nikt jeszcze wówczas nie słyszał, bardzo ważne było każde z zasłyszanych papieskich słów.

Wieczorem, pod oknem na Franciszkańskiej, w tłoku wręcz niebezpiecznym, chłonęliśmy pełne radości i entuzjazmu słowa Ojca Świętego, nie chcąc za nic rozstać się z nim, choć dobrotliwie nakazywał pójśc do łożek.. Gdy śpiewaliśmy Apel Jasnogórski:  „Jestem przy Tobie, pamiętam o Tobie i czuwam na każdy czas…”, miałam świadomość, że to zobowiązuje. Szczególnie trzy istotne wyrazy „na każdy czas”. Bo przecież trudno było przewidzieć, co będzie w Polsce, jaki to będzie czas, jak będzie wyglądało nasze życie, a mimo to przyrzekaliśmy Maryi słowami apelu, że zdrady nie będzie.

Dość powiedzieć, że wkrótce Kraków nie był spokojny. Rok później na Plantach wokół uczelni stały zomowskie suki, pod Nawojką, ulicą Reymonta przejeżdżały ich całe kawalkady, kierując się na noc na Stadion Wisły. Na znak protestu, w ślad za chłopakami z AGH-u z sąsiednich domów studenckich, tłukliśmy metalowymi garnuszkami w parapety, gdy zomowcy udawali się na spoczynek. Ten łomot brzmi mi w uszach do dziś. Dawał satysfakcję i odprężenie po dniach legitymowania nas przed wejściem do swoich instytutów, po otrzymaniu informacji o pacyfikacji robotników z Huty Lenina- tych robotników, dla których Karol Wojtyła był duchowym ojcem. 

Zasłyszane słowa z tej pielgrzymki o obronie swojego Westerplatte są we mnie bardzo głęboko. Ileż to razy stawałam przed dylematem, czy ustąpić i oddać swoje małe „westerplatte” dla świętego, a raczej całkiem nieświetego spokoju, czy sprawiać, by tamte papieskie słowa stawały się ciałem. Ileż razy nie chciało mi się od siebie wymagać, tym bardziej, że inni ode mnie nie wymagali.

„Miłość i odpowiedzialność” znakomicie wychowywały mnie do małżeństwa. Zafascynowana spojrzeniem Jana Pawła II na małżeństwo i płciowość, miałam w małżeństwie ważny punkt odniesienia. Nauczanie papieskie zawarte w wykładach lubelskich rozwiewało wątpliwości, których źródłem była i jest sącząca się zewsząd antykatecheza. Już jako żona w roku 1991 uczestniczyłam z małżonkiem w Światowych Dniach Młodzieży w Częstochowie. Docierało wtedy do mnie powoli, że jakiś etap się zamyka. Że stoję u progu nowych zadań, ale zaopatrzona w siłę otrzymaną na pielgrzymkach, czuwaniach, modlitwach i lekturach. Tymi wyzwaniami były trudy macierzyństwa, które –mimo dramatycznych nieraz okoliczności, sprzeciwu czy krytyki lekarzy-nie przytłoczyły mnie. Pewnie dzięki „czuwaniu na każdy czas”. Prawie każdy.

Dziś wiem, że to, kim jestem i jakich dokonałam wyborów, zawdzięczam w ogromnym stopniu Temu, który za kilka godzin zostanie ogłoszony świętym.

             Chwała Panu!

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Ostatnio dodane