O adwentowych werbunkach.
dodane 2019-12-23 00:59
Wpis na polecenie polskiego wywiadu.
W ciągu tygodnia zawerbowałem 1200 osób dla polskiego wywiadu (jako źródło nacisku). Ledwie przeżyłem. Pokazałem tym samym, że jestem tak dobry jak 100 najlepszych pracowników AW, SWW, ABW i Policji. Nie mogłem w nocy spać. Oczywiście pieniądze za nagrody za werbunki dostanie kto inny, jak również nie będę partycypował w zyskach z werbunków. Ale taki już los niewolnika. Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy i Amerykanie też skorzystali z tych werbunków. Wspólna operacja wywiadowcza państw NATO. Ale fajnie jak nie ma nacisku, człowiek jest taki wolny (przez chwilę). Mogę jedynie dodać jeszcze, że w trakcie werbunków jeden z oficerów polskiego wywiadu nagrał mi taką wiadomość, że jeżeli wyprę się Boga, zacznę Mu bluźnić i zostanę satanistą to nacisk się skończy. Wolałem zginąć, a nacisk i tak się skończył, tylko, że dużo później. Ktoś inny mi nagrał wiadomość, że w taki sposób ludzie są łamani przez satanistów ze służb specjalnych, którzy używają techniki operacyjnej do wyparcia się Boga. Z mojego doświadczenia wynika, że lepiej wierzyć w Boga i zgniąć niż żyć jak pies, upijać się piwem lub wódką z wyrzutów sumienia i w końcu i tak zdechnąć. Jednak dobrze zaświadczają męczennicy, że dla Boga warto poświęcić życie, aby później po śmierci cieszyć się większą chwałą nieba. Nie pierwszy to raz kiedy Kościół ma rację.
Na moim biurku stoi mała ikona św. Katarzyny Aleksandryjskiej mojej oblubienicy. W czasie kiedy było bardzo ciężko i nie wiedziałem czy przeżyję nacisk popatrzyłem na Nią i zrozumiałem co musiała czuć jak była ścinana za wiarę. Tak sobie myślałem, że jak zostanę zabity to w niebie podamy sobie ręce. Zrozumiałem jak wielką ofiarę z życia składają Bogu męczennicy i wyznawcy. Do tej pory było to dla mnie doświadczenie jak za mgłą, wiedziałem, ale nie rozumiałem.
Gdy odmówiłem 262 800 pętelek Koronek to czekałem na atak piekła. Gdy się nie pojawiał to byłem trochę zdziwiony, a nawet zawiedziony, że odebrałem piekłu co najmniej 2,6 mln dusz a ono nic. Jakby spłynęła woda po kaczce. Jednak dobrze sobie myślałem, że atak musi nastąpić. I nastąpił. Prawie nie zginąłem. A jeszcze nie wiadomo czy przeżyję (w chwili pisania). Więc dobrze sobie myślałem. Potwierdzenie o poważnych stratach piekła przyszło. Nie od razu, ale wkrótce. Co cieszy z jednej strony, a z drugiej trochę smuci, gdyż jeśli nie przeżyję to już nic więcej nie zrobię. Cóż, swoje zrobiłem, może Bóg uzna jak w przypadku św. Tereski od Dzieciątka Jezus, że ta miotła już swoje pozamiatała i można ją odstawić do kąta. Niech się dzieje Twoja wola Boże.
P.S. Przeżyłem. Jak na razie. Można by powiedzieć, że się przechwalam. Cóż, kazano mi (w jakiś tam sposób) napisać co napisałem, więc napisałem. Osobiście moje rekordy i te werbunki to mnie ani grzeją ani ziębią. Nic z tego nie mam, ani nie daje mi to satysfakcji, że takie rzeczy piszę. Ale piszę na świadectwo, żeby było wiadomo jakie rzeczy się w Polsce dzieją. I tylko można smutno powiedzieć: ,, o taką Polskę walczyliśmy". O Polskę, gdzie nie tylko zwykli wierni, ale i duchowieństwo jest prześladowane. W jaki sposób? Techniką operacyjną.