Zapiski studenta na marginesie 8.
dodane 2024-10-04 15:44
Czy da się usprawiedliwić praktykę sądów kościelnych ułatwiających otrzymanie unieważnienia małżeństwa, które zostało wprowadzone przez papieża Franciszka? Studenckie uwagi jakie się zrodziły po lekturze książek ks. Adama Kokoszki ,,Moralność życia małżeńskiego", o. Henryka Ćmiela ,,Teologia moralna szczegółowa", Guntera Kocha ,,Sakramentologia".
Współczesny kryzys małżeństwa jest kryzysem miłości. Dzieci i młodzież wychowane na pornografii, filmach o przemocy, czarach, żyjących w na wpół pogańskich rodzinach nie umieją kochać w sposób ewangeliczny, tzn. z poświęceniem samego siebie drugiemu człowiekowi. Nie potrafią być wytrwałe w dążeniu do celu, nie potrafią być wierne, wszystko dla nich ma swoją cenę, najlepiej materialną. Zatem, gdy dorosną nie potrafią oddać życia współmałżonkowi w wiernej, ofiarnej, oblubieńczej miłości. Nie potrafią zawrzeć małżeńskiego przymierza z Bogiem i pomiędzy sobą. A skoro tak to wadliwa jest ich przysięga, która naprawdę nie istnieje. Są to tylko puste słowa, czysty werbalizm, za którymi nie stoi żadna wewnętrzna rzeczywistość. A zatem najczęściej małżeństwa po prostu nie są zawierane. I to rozeznał papież Franciszek. Po prostu rozeznał i dogłębnie rozpoznał rzeczywistość, która w niewielkiej tylko części jest winą Kościoła, i stanął przed nią w pokorze bez zafałszowania. Bo inaczej skąd byłoby tyle rozwodów. Małżonkowie mają wadę psychologiczną i nie są zdatni do żadnego małżeństwa czy trwałego związku, nawet konkubinatu, nie mówiąc o wychowaniu dzieci. Króluje tymczasowość. Zatem gdy narzeczeni ślubują sobie miłość, wierność i że nie opuszczą się aż do śmierci to kłamią Bogu, sobie i Kościołowi. Nic więc dziwnego, że Ojciec Święty ułatwia unieważnienie takich ,,małżeństw". Nie jest sadystą i nie katuje dewiantów pustymi rytuałami, które to rytuały mają służyć budowaniu miłości, a nie stanowić środek do czynienia sobie nawzajem piekła. Taka jest nasza współczesna rzeczywistość. Sakrament ma służyć miłość i z nim należy współpracować, a gdy w przysiędze de facto brakuje tak istotnego elementu jakim jest miłość lub wierność, to jest ona z natury nieważna. I to stwierdza sąd. Według mojej obserwacji na to ślubne kłamstwo można by unieważnić 99,9% małżeństw, a nie 40% czy 50%. To, że nie ma tylu unieważnień to wynika z miłosierdzia Boga, który nie doświadcza spoganiałych katolików tak jak doświadczał chrześcijan w Kościele starożytnym. Gdyby tak było, to w naszych warunkach szybko byśmy osiągnęli te 99,9% rozwodów albo unieważnień. Papież jest wobec tego miłosierny, gdyż miłosierny jest Bóg, który pragnie szczęścia człowieka a nie jego zniewolenia przez puste rytuały, które niczego u ślubujących sobie nie wyrażają. Są raczej czystym zwyczajem społecznym, w którym młodzi nie chcą brać już udziału, bo dawno utracili wiarę, więc po co ten cały cyrk ze ślubem. Jednak wierzącym warto jest zawrzeć ślub, nie tylko dlatego, aby uniknąć grzechu. Ślub to nie formalność. Gdy się współżyje przed ślubem to rodzi się zło, a gdy współżyje po ślubie to tworzy się dobro. Zmiana jest ontologiczna dokonywanego czynu. Mało tego sakrament uświęca wszystkie czynności małżeńskie i rodzinne, tak, że świętego charakteru nabiera urodzenie dziecka przez żonę, wypłata męża wpłacana do budżetu rodzinnego, każdy obiad zrobiony przez żonę, przewinięta pielucha, poodkurzane przez męża mieszanie itp. Przez takie zwykłe czynności domowe małżonkowie się zbawiają, w przeciwieństwie do konkubentów. Ci żyją w atmosferze zła moralnego, o ile utracili wiarę lub się nią nie przejmują, więc zbawienie się ich jest bardzo trudne. Zatem jeśli ludzie są wierzący to warto zawrzeć małżeństwo, jest się szczęśliwszym, mimo, że szatan będzie atakował i starał się to małżeństwo zniszczyć.
Lecz jest i taka stara prawda, którą usłyszałem od brytyjskich katolików: małżeństwa, które się razem modlą, razem też zostają. I to prawda, gdyż pragnienie sacrum i kontaktu z nim (wystarczy modlitwa) jest najgłębsze w człowieku. Głębsze niż chęć życia, seksu, posiadania, czy znaczenia. Męczennicy i wyznawcy wiedzą o tym dobrze. W przeciwnym razie pozostają narkotyki, alkohol, pieniądze, kariera, seks, konsumpcjonizm jak substytuty życia duchowego (zamiast pomodlić się w kościele w niedzielę, zrób zakupy w galerii - przynajmniej tak dawniej było), a w ostateczności choroba psychiczna lub samobójstwo. I to jest np. plagą służb specjalnych na całym świecie, gdzie podczas szkolenia ludziom odbiera się wiarę lub wpędza w satanizm, tak, że pozostaje pustka lub oczekiwanie na piekło, które trzeba sobie jakoś oswoić poprzez kłamstwo. I tak pozostaje życie w kłamstwie. A dowody na istnienie Boga są liczne, gdyż np. pod cudami zatwierdzanymi przez Stolicę Apostolską podpisują się niewierzący, którzy uznają, że nauka nie potrafi wyjaśnić danego przypadku. Obecnie nauka jest tak rozwinięta, że oczekiwanie, że wyjaśni je w przyszłości jest złudzeniem, gdyż okazuje się, że nie tylko nie wyjaśnia, a pogłębia zrozumienie cudu jako nadnaturalnego zawieszenia praw przyrody. Więc oświeceniowy sceptycyzm teraz już nie ma racji bytu. Dlatego warto być wierzącym a nie upierać się przy niewierze. Cała głębia człowieka jest nastawiona na kontakt z Bóstwem.