Miałem marzenie.
dodane 2015-12-28 15:16
Tym, którzy lubią Gwiezdne Wojny.
Miałem marzenie. Miałem marzenie, aby kiedyś w przyszłości cała ludzkość, cały Kościół zaludnił cały wszechświat – bilion galaktyk, kwadrylion (1024) gwiazd. Każda gwiazda posiadałaby przynajmniej dziesięć planet nadających się do zamieszkania, czyli mających własną faunę i florę, własną atmosferę przypominającą atmosferę ziemską, własne bogactwa naturalne. Każda gwiazda wygasła byłaby na nowo rozpalona. A kto niby miałby to zrobić? Bóg Ojciec. Niemożliwe? A co proponował Chrystus św. Faustynie w objawieniu zapisanym w Dzienniczku pod numerem 587? Proponował jej stworzenie nowego, piękniejszego świata od tego, w którym jest, aby resztę dni w nim przeżyła. Zatem jest to możliwe. Trzeba być tylko tak świętym jak siostra Faustyna.
Ludzkość byłaby tak doskonała, że każdy człowiek byłby silniejszy od szatana wraz z całym piekłem, byłby doskonalszy od szatana w chwili jego stworzenia wraz z całym późniejszym piekłem. Wtedy oczywiście cała ludzkość tworzyłaby jeden Kościół tak, że byłby jeden pasterz i jedna owczarnia. Ludzie byliby od pewnego momentu bez grzechu. Zanim Bóg przyszedłby powtórnie jako sędzia prosiliby Go, aby mogli uświęcić sobą cały wszechświat. Poprosili by więc Boga Ojca Stwórcę wszechświata, aby rozpalił każdą wygasłą gwiazdę na nowo, aby wokół każdej gwiazdy stworzył co najmniej dziesięć planet nadających się do zamieszkania, aby tak zawiesił prawa natury, by żadna gwiazda nie czyniła szkody planetom krążącym wokół niej. Jak nas uczy księga Mądrości da się to zrobić. Wystarczy inaczej zharmonizować prawa natury, tak jak w harfie uderzając w innej kolejności w struny wygrywa się inną melodię, ale również piękną. Zresztą dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Ponieważ grzech byłby zwalczony, więc ustałyby wszelkie skutki grzechu, możliwe, że wtedy dzieci rodziłyby się bez grzechu pierworodnego, gdyż Raj byłby odtworzony w sensie odtworzenia przyjaznych relacji z Bogiem. Bóg by się już więcej nie ukrywał przed człowiekiem. Tak więc Bóg spełniłby prośbę całej ludzkości i stworzyłby takie warunki w całym wszechświecie. Tak więc byłoby 1035 ludzi w kosmosie. Ale to nie wszystko. Kościół widzialny byłby podzielony na pokolenia, czyli ludzi, którzy w danej chwili zamieszkują całe uniwersum. Równoczesność byłaby wszędzie, gdyż ludzie mając ciała zmartwychwstałe mogliby się przemieszczać z jednego krańca wszechświata na drugi natychmiast, nie będąc ograniczonym prędkością światła i zasadami fizyki relatywistycznej, choć wszechświat jako całość do pewnego stopnia zasadom fizyki lub nowej fizyki by podlegał. Każde pokolenie miałoby powiedzmy 13,7 mld lat na swój rozwój po czym, na podobieństwo Matki Boskiej, byłoby w całości zabierane z ciałem i duszą do nieba, zostawiając dorosłe dzieci powyżej 10000 lat a poniżej 100000. Ludzie nie czuliby się osieroceni, gdyż cieszyliby się przecież nadzwyczajną obecnością Boga i Jego opieką, ponadto obcowaliby na co dzień ze swoimi rodzicami, dziadkami i krewnymi, którzy byliby w niebie, co więcej, byliby już oswojeni z długowiecznością oraz byliby silniejsi od szatana wraz z całym piekłem. Takich pokoleń mogłoby być mnóstwo, aby wychwalać potęgę Boga. Wszechświat mógłby istnieć na przykład G G strzałek G lat (gdzie G jest liczbą Grahama, zaś G strzałek jest notacją strzałkową) tak, aby liczba ludzi była ogromna przed Paruzją, gdyż po Paruzji zgodnie z zapowiedzią Chrystusa nie będzie już małżeństw, zatem liczba ludzi się już nie zmieni. Więc jedyną szansą, aby nas ludzi, dzieci Bożych było więcej byłoby rozmnożenie się przed ponownym przyjściem Chrystusa. Mimo tak długiego czasu rozwoju zasoby planet by się nie wyczerpały, byłyby jak mąka w dzbanie u wdowy w Sarepcie za proroka Eliasza. Materia, podlegająca nowym prawom fizyki nie rozpadłaby się, tak jak to jest obecnie przewidywane przez fizykę. Uniwersum rozszerzałoby się cały czas, np. w ciągu 13,7 mld lat dwukrotnie w stosunku do rozmiarów poprzedniego wszechświata, tak, że byłoby miejsce na nowych ludzi bo Bóg stwarzałby w rozszerzającym się wszechświecie nowe gwiazdy i planety. Co prawda wszechświat musiałby się rozszerzać szybciej niż prędkość światła, ale to nie byłby problem jako, że byłyby odmienne prawa fizyki od obecnych. Ludzkość nie tylko by się coraz bardziej uświęcała, ale też byłaby coraz liczniejsza w danym pokoleniu w stosunku do poprzedniego. We wszechświecie byłaby jedyna czarna dziura symbolizująca zło i niedoskonałości, które mają być cały czas zwalczane. Wokół czarnej dziury byłoby również 10 planet, na której żyliby najświętsi ludzie we wszechświecie w danym pokoleniu. Wyznaczaliby oni drogi duchowe dla pozostałych ludzi, gdyż reszta ludzi zajmowałaby się tworzeniem dóbr kultury, pracy fizycznej by nie było, chyba, że ktoś by chciał np. zgrabić liście z trawnika. Nie byłoby chorób, śmierci, kalectwa, zło pod wszelkimi postaciami byłoby zwalczone (ale niedoskonałości by pozostały tak jak u aniołów w niebie), choć z drugiej strony ludzie byliby pouczeni o wszelkich prawach rządzących całym stworzeniem. Im bliżej bylibyśmy Boga tym szybciej byśmy się rozwijali. Papież miałby taki umysł, że znałby każdego człowieka po imieniu. Ponieważ byłoby około 1029 biskupów oraz jakieś 1027 kardynałów ( w pierwszym pokoleniu, można by nawet pomyśleć, że ludzie by nie byliby brani do nieba, ale żyliby w powiększającym się wszechświecie aż do Paruzji) więc brakłoby planet w Drodze Mlecznej, aby pomieścić taką liczbę biskupów na Soborze lub na Konsystorzu. Bóg więc uczyniłby Kaplicę Sykstyńską miejscem, gdzie takie zgromadzenia miałyby miejsce. Odbywałyby się one poza czasem, gdyż gdyby każdy z biskupów chciał przemawiać choć jedną sekundę to Sobór przeciągnąłby się o wiele dłużej ponad symboliczne 13,7 mld lat. No i jak to wszystko zapamiętać. Tak więc biskupi pod przewodnictwem papieża obcowaliby z wiecznością już na Soborze. Ponadto kościół katedralny biskupa też by miał takie własności jak Kaplica Sykstyńska bo jak tu zrobić synod lokalny np. galaktyczny? Podobne własności miałyby obiekty użyteczności publicznej bo jak to zorganizować jakąś galaktyczną wystawę, albo przedstawienie teatralne, albo kongres naukowy? Społeczność świętych musiałaby przypominać tę w niebie. Czyli tak jak w modlitwie Ojcze Nasz: bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi. Takie miałem marzenie. Niestety przyszła twarda rzeczywistość i uświadomienie sobie, że tak nie będzie. Nie takie plany ma Bóg. To co będzie to koniec tej cywilizacji, którą widzimy na co dzień, zaledwie około stu miliardów ludzi w około 300 000 lat lub trochę więcej jeśli doliczyć hominidów i koniec świata za kilkadziesiąt, może kilka lat. Trochę posmutniałem, że Bóg nie zechciał zasiedlić tak pięknego i wielkiego kosmosu, który stworzył, ale z drugiej strony pomyślałem sobie, że mam niesłychane szczęście, że istnieję i że mam szansę na zbawienie. Mogłoby mnie nie być w tej garstce ludzi jaka zaistniała, garstce w stosunku do możliwości Boga. Tak więc poczułem się wybrany, odwiecznie chciany i kochany, mimo, że w małej gromadce. A po Paruzji cała nasza dzielna gromadka zmieści się na planecie wielkości Jowisza, jeśli tak będzie miała wyglądać nowa Ziemia. Cały zaś wszechświat będzie piękny, ale pusty. Szkoda trochę. Ale z drugiej strony będziemy tak szczęśliwi, że przerośnie to nasze najśmielsze wyobrażenia. Tak więc źle nie będzie. Bogami nie będziemy, ale będziemy uczestniczyć w życiu Boga w szczególny sposób. Tak więc szatan nam zazdrości tego obecnego życia w łasce i życia, które nas czeka, gdyż czekają nas wielkie rzeczy. Jeśli będziemy się mogli rozwijać w nieskończoność, jak utrzymują niektórzy teolodzy, to po Paruzji Bóg nas stopniowo uczyni doskonalszymi niż szatan w chwili stworzenia wraz ze wszystkimi późniejszymi aniołami, które upadły. Tego szatan nie może znieść, chce nam to szczęście zabrać. I Bóg o tym doskonale wie, szkoda tylko, że tego wprost nie objawił, a tylko pośrednio przez św. Pawła, że będziemy podobni do Niego, gdyż zobaczymy Go takim jaki jest.
Na wykładzie z teologii dowiedziałem się, że jednak nie będziemy się rozwijać w nieskończoność, ale w chwili śmierci zatrzyma się nasz rozwój i to co uzyskaliśmy tutaj na ziemi za życia pozostanie już nie zmienione na całą wieczność. Tak więc nici z mojego marzenia. Dobrze jest się jednak zbawić. Szatan jakby mógł to by chciał być nawet i ostatni w niebie, byle mieć w sobie życie nadprzyrodzone. Zazdrości ludziom nawet niewielkiej ilości łaski uświęcającej, którą ma najmniejszy w niebie.