Solidarność
dodane 2024-02-01 13:00
Egzamin z solidarności trwa
Jedno ze słownikowych znaczeń bardzo dobrze znanego i często w naszym kraju używanego słowa solidarność brzmi: „cecha charakteryzująca wzajemne wspieranie się, współdziałanie, postępowanie zgodne z przyjętymi wcześniej założeniami; zgodność z kimś w poglądach, dążeniach, postępowaniu; gotowość niesienia pomocy, bycie zdolnym do poświęceń.”
Nie wymienia go co prawda konkordancja biblijna, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jest w Piśmie Świętym zakorzenione. Czyż nie wypływa ono chociażby ze Złotej zasady postępowania: „Wszystko więc, co chcielibyście, żeby wam ludzie czynili i wy im czyńcie.” (Mt 7,12)? Albo z apelu Apostoła Narodów: „Niech każdy troszczy się nie tylko o swoje własne sprawy, ale także innych.” (Flp 2,4)?
Wagę tego słowa, jakże mocno zakorzenionego w naszej historii najnowszej, podkreśla autor tematu świątecznego „Gościa Niedzielnego” ks. Robert J. Woźniak, stawiając pytanie: „Czego można dowiedzieć się o Bogu i o człowieku, kontemplując betlejemską stajenkę?”: „Dzisiaj zagrażają nam jak nigdy dotąd indywidualizm i obojętność. Bez solidarności nie można być ani prawdziwym chrześcijaninem, ani prawdziwym człowiekiem.”
Gdyby w lutym Anno Domini 2024 zapytano nas o to, czego najbardziej się w życiu ziemskim boimy, wielu odpowiedziałoby zapewne, że wojny. A czyż można jej inaczej zapobiec jak właśnie przez solidarność tych, którzy są w stanie z Bożą i ludzką pomocą to uczynić?
Złożoność tego problemu uzmysławiają nam styczniowe refleksje dziennikarskie na łamach cytowanego już pisma, z których na potrzeby felietonu dwie pragnę tu przytoczyć. Opierają się one na trudnej sytuacji dwóch odległych krajów, ale dotyczą wszystkich miejsc w Europie i na świecie, gdzie od wielu lat toczą się niszczące działania wojenne.
Wstrząsającą diagnozę w artykule „Poligon mocarstw” stawia Jacek Dziedzina: „Ofiary wojny dzielą się na dwie kategorie – o jednych świat w pewnym momencie nie chce już słyszeć, bo jest zmęczony, znużony tematem; o innych nie słyszy nic praktycznie od początku. Pierwszy przypadek to Syria i coraz bardziej Ukraina. Drugi to Jemen – świat nawet nie wie, jak bezwzględna wojna toczy się w tym kraju od blisko 9 lat i jak gigantyczna jest skala zbrodni dokonywanych przez uczestniczące w niej strony, także rozmiar klęski głodu, na skutek którego giną tysiące, a mogą zginąć miliony ludzi.”
Dziennikarka Radia Watykańskiego Beata Zajączkowska natomiast pisząc o Syrii przytacza błagalne słowa franciszkanina posługującego w Aleppo: „Gdy na horyzoncie nie widać żadnego politycznego rozwiązania, zadaniem Kościoła jest zakasanie rękawów do dalszej pracy, by przywrócić ludziom choć odrobinę godnego życia i nadzieję.”
Historia państw i narodów dowodzi, że na solidarności wewnętrznej i zewnętrznej, prędzej czy później, opiera się ich doczesna pomyślność. Stąd wielka odpowiedzialność spoczywa na parlamentarzystach i przywódcach państw i narodów cieszących się dziś wolnością, niezależnością i suwerennością oraz dobrobytem materialnym. A także na Kościele oraz wszystkich religiach, wszędzie tam, gdzie nie ma prześladowań ze względu na wyznawaną wiarę.
Przynagleniem do wytrwałości w codziennej solidarności z potrzebującymi naszej pomocy, poczynając od osób nam najbliższych, winny też być, dla chrześcijan wszystkich wyznań, mocne słowa Świętego Jana Apostoła: „Jeżeli ktoś powie: <<Miłuję Boga>>, a jednocześnie nienawidzi swego brata, jest kłamcą. Kto nie miłuje swego brata, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.” (1J 4,20)
Zatem, za ks. Janem Twardowskim, „śpieszmy się kochać ludzi” i bądźmy z nimi solidarni!
Grzegorz Joachim Jarmużewski