Przyjaciel III
dodane 2017-10-11 18:08
Nie wiem, czy powinnam numerować przyjaciół. Tłumaczę to sobie tym, że tak właśnie pojawiali się w moim życiu. Ale każdy był tak samo ważny. Z każdą z tych osób łączyła mnie również relacja z Bogiem. Nierzadko zdarzało się również, że to oni ciągnęli mnie wyżej ku Bogu.
Z Karolą poznałam się właśnie podczas codziennych wieczornych Mszy świętych. Każdego wieczoru na nabożeństwach październikowych. Na początku były to krótki wymiany zdań. Małe spacery po parku. Zawsze miałam poczucie, że to Weronika jest moim przyjacielem i czułam, że spotykając się z Karoliną w jakiś sposób ranię Weronikę… dziś myślę, że to może już były pierwsze oznaki mojej choroby.
Długo trwało zanim z Karoliną wymieniłyśmy się numerami telefonu. Długo też trwało zanim umówiłyśmy się na niedzielny popołudniowy spacer (później miałam tak wielkie wyrzuty sumienia, że przez tydzień nie odzywałam się do niej tylko ciągle rozmawiałam z Weroniką).
Jest jeden ważny moment z początku tej relacji. Może nawet dwa. 1. Lednica – pojechaliśmy tam wspólnie z grupą z parafii, rozważaliśmy temat przyjaźni. Otrzymaliśmy dwie rybki – jedną miałyśmy zachować dla siebie drugą podarować przyjacielowi… 2.Kiedy Karolina dowiedziała się o moim marzeniu wyjazdu w góry i o tym jak potraktowała mnie Weronika zaprosiła mnie do swojego domku w górach. W drodze powrotnej wynikło kilka nieprzyjemnych sytuacji. Wracałyśmy pociągiem i milczałyśmy. Kiedy już byłyśmy w mieście rodzinnym i ja już odchodziłam Karolina zawołała mnie wzięła moją rękę włożyła jedną z rybek i powiedziała „właśnie tym kimś jesteś dla mnie ty”. Odeszła, do końca wakacji miałyśmy utrudniony kontakt. Karolina pracowała, później pielgrzymka do Częstochowy. Spotykając się we wrześniu ustaliłyśmy że nie będziemy naszej relacji nazywać przyjaźnią po prostu mówiłyśmy do siebie „człowieczku” J i nadal tak mówimy… Nadszedł czas kiedy Karolina wyjechała na studia, nie udawało nam się rozmawiać codziennie. Rzadziej się spotykałyśmy a prawie wszystkie spotkania powodowały napięcia i niepotrzebnie się wzajemnie raniłyśmy. Pewnego razu napisała do mnie, że chciałaby się spotkać. Bałam się zapytałam czy to coś poważnego – powiedziała, że nie. Jednak na spotkaniu usłyszałam od niej że nie potrafi żyć z przyjacielem który ma zaburzenia psychiczne, że to dla niej za dużo… Wyszłam, długo chodziłam po ciemnym parku i nie wiedziałam co mam zrobić z tymi słowami… Pojawiło się samookaleczenie, pojawiły się myśli samobójcze. Czułam, że jest to kolejna osoba, że to oznacza, że nie jestem stworzona dla tego świata…
Po kilku miesiącach Karolina napisała list z przeprosinami. Pisała w nim, że zrozumiała, że nie potrafi jednak powiedzieć mi prosto w oczy słowa przepraszam. Później zaczęłyśmy gdzieś powoli i na krótko się spotykać. Nie na siłę po prostu. Napisała do mnie pewnej wiosny, że chce się spotkać, że przyjedzie do mnie. Czułam, że chodzi o powołanie (ciągnęło się to za nią od gimnazjum) tak to było to. Bała się tylko ostatecznej decyzji.
Dziś jest w nowicjacie. Ostatni raz spotkałyśmy się w maju i było to bardzo miłe spotkanie. Powiedziała mi wtedy, że myśli, że przerobiłyśmy już wszystko to co nas spotkało. Trudno mi to potwierdzić. Nie wiem, ciągle się zastanawiam.
Modlę się za nią. Znajoma siostra przesłała mi kilka zdjęć z przyjęcia do nowicjatu. Czułam w głębi serca, że ona w końcu jest szczęśliwa…