miasto ever
dodane 2014-09-07 15:54
Miałam okazje przez dwa weekendy pomieszkać w Kaliszu. Miasto jak miasto. Na 120 tysięcy mieszkańców jest tam 17 kościołow. Okazało się że do 4 mam całkiem blisko. Szczególnie jeśli chodzi o Sanktuarium świętego Józefa. Patron ludzi pracujących. Patron bliski mojemu sercu. Może troche dlatego, że czasem zwyczajnie potrzebuje ojca - przewodnika.
W piątek rano wyruszyłam do wspomnianego już wcześniej miasta. Wiedziałam kilka dni wcześniej, że koleżanka nie pojedzie ze mną tym razem. Bliscy znajomi odradzali samotny wyjazd. Ja jednak pojechałam - chyba dlatego, że chciałam zmierzyć się z moją słabością. Wyjechałam o 9 już po godzinie jazdy miałam ochotę zrobić postój. Przeczekać moment kiedy chciało mi się płakać. Kiedy ból serca był straszny a każy samochód jadący na przeciw wydawał mi się tym pod który zaraz wjade. Nie zaprzestałam jednak jazdy. Ryzykownej i troche nieprzemyślanej. kiedy dotarłam na miejsce krążyłam bez sensu po uliczkach. Nawet teraz nie ma to dla mnie większego znaczenia. Na szkolenie dotarłam planowo. Usiadłam i poczułam się zupełnie samotna mimo, że na szkoleniu było razem ze mną 20 osób. Nie poczułam ulgi nawet kiedy przyszła wykładowczyni. Może nie miała nic szczególnego do powiedzenia ale już pierwsze spotkanie spowodowało, że wydawała mi się być sympatyczną osobą. Podobną trochę do mojej terapeutki. Punktem kulminacyjnym okazała się być jednak wymiana sms z koleżanką. Zaczęłyśmy zwyczajnie. Miałam jej do opisania w skórcie zachowanie kilku pacjentów wpływające na proces terapii. Na zakończenie (dla mnie zakończenie) napisałam jej że przytoczę słowa ze stycznia "damy radę" na co ona napisała mi żę nasuwa jej się pytanie kiedy mam terapię i kiedy wizytę u lekarza. Obiecałam jej jeszcze kilka tygodni temu że będę chodzić co tydzień na terapię i co miesiąć do lekarza. Niestety nie udało mi się we wrześniu zapisać do psychiatry. Zapisana jestem na październik. A samopoczucie znacząco się obniżyło od czerwcowej wizyty. Kiedy napisala mi że świetnie wręcz wspaniale poczułam jak łzy napływają mi do oczu... Starałam się to jakoś ukryć i udało się. Po szkoleniu postanowiłam iść do spowiedzi. Postanowienie było także motywowane moimi ostatnimi snami. Weszłam do Sanktuarium przy kratkach konfesjonału nie było nikogo. Podeszłam. Po rozgrzeszeniu poszłam do Kaplicy Najświętszego Sakramentu - płakałam. Nie obchodzili mnie ludzie przechodzący obok. Po prostu płakałam... W drodze do hotelu przez głowę biegły myśli jedna za drugą - alkohol, papierosy, tabletki, nóż..... wszystko... postanowiłam zapisać na kartce wszystkie rzeczy które chciałabym ofiarować innym i nosić tą kartkę przy sobie.
Zaczyna się jesień. Zaczyna się czas patrzenia na ciepły płomień świecy. Zaczyna się przemijanie. Zaczyna się...